ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Kiss ─ Destroyer w serwisie ArtRock.pl

Kiss — Destroyer

 
wydawnictwo: Casablanca 1976
 
01. Detroit Rock City [5:20]
02. King of the Night Time World [3:13]
03. God of Thunder [4:13]
04. Great Expectations [4:24]
05. Flaming Youth [2:55]
06. Sweet Pain [3:20]
07. Shout It Out Loud [2:50]
08. Beth [2:45]
09. Do You Love Me [3:33]
10. Untitled Track [1:22]
 
Całkowity czas: 34:27
skład:
Paul Stanley - vocals, rhythm guitar
Gene Simmons - vocals, bass guitar
Ace Frehley - lead guitar, backing vocals
Peter Criss - drums, percussion, vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,4

Łącznie 10, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
02.08.2013
(Gość)

Kiss — Destroyer

KISS – zespół mający tyle samo wyznawców, co przeciwników. Jedna z najbardziej kontrowersyjnych kapel w historii muzyki popularnej, dla wielu synonim kiczu i obciachu. DLA MNIE NIE. To ikona lat siedemdziesiątych, taka sama jak Led Zeppelin, Stevie Wonder czy David Bowie. Wydana w ’75 roku koncertówka uczyniła z nich megagwiazdy. Rok później nagrali „Destroyer” i mogli spać spokojnie… Poza tym mieli swoistego asa w rękawie, bowiem nad produkcją czuwał sam Bob Ezrin (kto nie zna, niech się nie przyznaje!), odpowiedzialny m.in. za wszelkie eksperymentalne wstawki (których na albumie nie brakuje).

86-sekundowy epilog miesza puszczane od tyłu kawałki całej płyty oraz jej poprzedniczki („Alive!”). Potem zaczyna się jazda! „Detroit Rock City” z miejsca stał się przebojem, gitary tną jak szalone, perkusja pędzi nieubłaganie, a nad wszystkim góruje wokal Paula Stanleya – oj tak dobrze w hard rocku nie było od czasów „Machine Head” Purpli. Sześć z plusem za GENIALNE partie gitar grane w harmoniach. „King of the Night Time World” grzmi jak cała armia, a jadowity „God of Thunder” stał się popisowym numerem Gene’a Simmonsa na koncertach. Za namową Ezrina w „Great Expectations” wykorzystano „Sonatę Patetyczną” Beethovena (!). Chciałbym widzieć miny fanów zespołu, kiedy podczas pierwszego odsłuchu dochodzili do tego kawałka. „Flaming Youth” i „Sweet Pain” to prawdziwe killery, dają kopa, a Ace Frehley wyciska z gitary siódme poty. „Shoud It Out Loud” to mój zdecydowany faworyt, cały zespół nawołujący za Stanleyem – moc! Dopiero przedostatni utwór przynosi chwilę wytchnienia. „Beth” to jedna z najpiękniejszych ballad rocka, skomponowana  i śpiewana przez perkusistę (!) Petera Crissa, łzy same się cisną do oczu. I na koniec drapieżne „Do You Love Me?”, krążek zastyga… JESZCZE RAZ!

„Destroyer” to jedno z najcięższych hard-rockowych dział wytoczonych przeciw światu. Nie można obok niego przejść obojętnie, z pewnością nie jest to typowa płyta Kissów, ale właśnie nią udowodnili, że są czymś więcej niż zwykłym zespołem rockowym. Dzisiaj to już album z serii tych klasycznych, które „wypada lub należy znać”. Dzięki niemu rock wrócił na szczyt. Potem zrobili to już chyba tylko bracia Van Halen…

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.