Była autostrada, były superszybkie pociągi, były roboty… Tym razem panowie z Düsseldorfu zaserwowali nam bardziej przyziemny, a wręcz proroczy temat – komputer i jego wpływ na społeczeństwo. Kolejny dowód na to, że Kraftwerk wyprzedzał swoje czasy. Album „Computer World” (niem. „Computerwelt” 1981), obok takich pozycji, jak „Oxygene” Jarre’a, „Phaedra” Tangerine Dream czy dokonań Briana Eno, uchodzi za najwybitniejsze dzieło muzyki elektroniczej. Podobnie jak poprzednie płyty zespołu wydany został w wersji niemieckiej i angielskiej.
Utwór tytułowy, a raczej jego pierwsza część, otwiera płytę. „Biznes, liczby, pieniądze, ludzie” – idealne wprowadzenie do tematu krążka. Rytm pędzi nieubłagalnie, wsłuchujemy się w trzykrotnie powtarzany tekst, poprzeplatany syntezatorowymi kolażami. „Pocket Calculator” - Ralf Hütter ukazuje nam potęgę kieszonkowego kalkulatora. „Numbers” – „Eins, zwei, drei, vier, fünf, sechs, sieben, acht…” i tak w kółko. Przetworzone głosy wymieniają pierwsze cztery liczby w różnych językach (włoski, japoński, rosyjski, litewski). Pierwszą stronę kończy część druga utworu tytułowego. Cały czas pobrzmiewają sumiennie recytowane „numerki”, które atakują nas pod koniec ze zdwojoną siłą na tle melodii znanej już z części pierwszej. „Computer Love” – piosenka o miłości do komputera? Nie całkiem, raczej smutna metafora życia codziennego wielu ludzi… „Kolejna samotna noc… potrzebuję randki”. Dodane do tego ujmujące melodie za każdym razem wywołują u mnie uczucie wzruszenia. Ponadto to właśnie ten utwór promował płytę, jako singiel. Słowa „Home Computer” są najbardziej prorocze, a „It's More Fun to Compute” - najdziwniejsze. Minimalizm muzyczny opanowany na 6+! Rytm zastyga…
„Computer World” to ponad półgodzinne syntezatorowe proroctwo, nie takie wyraźne, jednak mocne, pozostawiające ślad. Po tej płycie panowie trochę zwolnili tempo, jeśli chodzi o nagrywanie, na kolejny album fani musieli czekać 5 lat. A gdy doczekali, nie zawiedli się wcale… ale to już temat na kolejną recenzję;).