ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Kiss ─ Crazy Nights w serwisie ArtRock.pl

Kiss — Crazy Nights

 
wydawnictwo: Mercury 1987
 
1.Crazy Crazy Nights [3:47]
2.I'll Fight Hell To Hold You [4:09]
3.Bang Bang You [3:53]
4.No No No [4:17]
5.Hell Or High Water [3:27]
6.My Way [3:59]
7.When Your Walls Come Down [3:23]
8.Reason To Live [4:00]
9.Good Girl Gone Bad [4:35]
10.Turn On The Night [3:18]
11.Thief In The Night [4:07]
 
Całkowity czas: 42:55
skład:
Paul Stanley - śpiew, gitara prowadząca
Gene Simmons - śpiew, gitara basowa
Bruce Kulick - gitara prowadząca
Eric Carr - bębny
Phil Ashley - instrumenty klawiszowe
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 10, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
16.08.2013
(Recenzent)

Kiss — Crazy Nights

Kiss można lubić, albo nie. Ich maskarady dla jednych to synonim kiczu, dla innych były czymś wyróżniającym z tłumu. Muzyczna surowość jednych odstrasza prostotą, innych przyciąga będąc esencją rock’n’rolla. Niemniej jedno należy zespołowi oddać. Dorobili się nie tylko pozycji w świecie rocka, ale również odcisnęli piętno na pop-kulturze lat 70-tych i 80-tych. No bo która kapela może pochwalić się własnym filmem fabularnym („Kiss Meets the Phantom of the Park”), serią komiksów, oddaną armią fanów (słynne Kiss Army) oraz strojami, które biją rekordy popularności podczas każdego Halloween. Do tego cała kariera Stanley’a, Simmonsa i kolegów to typowy rock’n’rollowy cyrk z używkami i panienkami na czele, którego zapewne każdy z nas pragnął chociaż raz w życiu zasmakować.

Jak każdy zespół, Kiss mieli swoje wzloty i upadki. Szczyt popularności w drugiej połowie lat 70-tych, zagubienie muzyczne przełomu dekad, konflikty, zmiany muzyków i próby odzyskania dawnej świetności w latach 80-tych oraz ponowne odnalezienie autentycznej radości grania długaśnych tras koncertowych przez ostatnich kilkunaście lat. Fakt pozostaje faktem, że Kiss – niższą lub wyższą – pozycję w czołówce zawsze utrzymywali, a atrakcja jaką stanowi po dzień dzisiejszy nie jest przypadkowa.

Dlaczego akurat „Crazy Nights”? Chyba po prostu dlatego, że bardzo lubię tą płytę. Wiem, że może nie jest szczególnie ceniona przez fanów kapeli. Może i zbyt wygładzona, ale za to z całą masą rewelacyjnych numerów i konkretnych rockowych kawałków.

Data wydania zrobiła swoje. Koniec lat 80-tych to szczyt popularności pudel-(pop)metalu (któremu uległ nawet sam David Coverdale, popisując się nowym wytapirowanym image’em pod koniec rzeczonej dekady), a zamiarem kapeli (może nie bezpośrednim) było wpasowanie się w obowiązującą modę. Makijaże zniknęły z wizerunku zespołu kilka lat wcześniej, jednak zatrudnienie producenta z zewnątrz (Rona Nevisona, znanego ze współpracy z Heart, czy Europe) i kolaboracja z kilkoma autorami takimi jak Desmond Child (odpowiedzialny za całą masę hitów dla chociażby Bon Jovi), czy Diane Warren (mega popularne „Nothing’s Gonna Stop Us Now” Starship to jej robota) miała pomóc wrócić grupie na szczyt. Zabieg marketingowo się udał. „Crazy Nights” został najlepiej sprzedającym się albumem Kiss w latach 80-tych.

Na płycie trudno znaleźć chociażby jeden słaby numer. Jest miło i przebojowo od samego początku otwierającego całość „Crazy Crazy Nights” (z kolejnym tekstem naznaczonym kiss’owym narcyzem i samouwielbieniem; czyli taka rockowa wersja słynnego cytatu „jestem piękny i mam wspaniałe mięśnie” Kabaretu Potem). Wprawdzie tu i ówdzie pojawiają się klawiszowe plamy („Reason To Live”, „My Way”), jednak są to tylko ozdobniki nie zaburzające proporcji i nie wygładzające ostrości rockowego pazura kawałków w których się pojawiają.

Typowych wgnaiataczy w ziemię jest kilka. Osobiście stawiam na „I’ll Fight Hell To Hold You”; mocny rytm, rewelacyjne zagrywki gitarowe i piekielnie wyrazisty wokal Stanley’a. Dla mnie jeden z najlepszych kawałków Kiss w ogóle.

Trudno nie lubić niezwykle łatwo wpadającego w ucho „My Way”. Klawisze we wstępie rzucają trochę nieco przesadanie popowy cień na utwór jednak potem jest i fajny gitarowy podkład i świetna linia melodyczna z sympatycznym refrenem.

A co powiecie na niezwykle rozpędzony „No No No” z fajnymi popisami a la Eddie Van Halen (który według niedawnych zwierzeń Stanley’a, chciał swego czasu dołączyć do Kiss, a on sam wespół z Simmonsem próbowalić zwerbować zespół do wytwórni Casablanca dla której Kiss wydawali płyty) i fajnym śpiewem Simmonsa? Taki typowy rockowy rump steak z najlepszej restauracji. Palce lizać.

Całość trzyma niezwykle równy poziom. Zapewne każdy bedzie miał swoje własne typy, gdyż nieczego nie można zarzucić również pozostałej zawartości krążka. Podobać się mogą i bardzo refrenowe „Hell Or High Water” i balladowe „Reason To Live” (ktoś się za bardzo Journey nasłuchał...) i mocne rockowe „Thief In The Night”. Tak więc dla każdego coś miłego, ale z takim zachowaniem klimatu, że całość płyty zdaje się mieć jasny i określony koncept i zamysł.

Nic dziwnego, że płyta odniosła sukces komercyjny, którego zespół wówczas wyczekiwał. Przebojowość, świetne kawałki, perfekcja wykonania. No i w końcu... to przecież Kiss. Kapela na tej planecie jedyna w swoim rodzaju. A u nich nigdy nie było nudno...

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.