ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Young, Neil ─ Re-Ac-Tor w serwisie ArtRock.pl

Young, Neil — Re-Ac-Tor

 
wydawnictwo: Reprise Records 1981
dystrybucja: Warner Music Poland
 
1. Op-er-a Star (Young) [03:31]
2. Surf-er Joe And Moe The Sleaze (Young) [04:19]
3. T-Bone (Young) [09:14]
4. Get Back On It (Young) [02:19]
5. South-ern Pac-i-fic (Young) [04:12]
6. Mot-or Cit-y (Young) [03:12]
7. Rap-id Trans-it (Young) [04:37]
8. Shots (Young) [07:40]
 
Całkowity czas: 39:06
skład:
Neil Young – Vocals, Guitar, Piano, Synclavier. Frank Sampedro – Guitar, Stringman, Vocals. Billy Talbot – Bass, Vocals. Ralph Molina – Drums, Vocals.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 5, ocena: Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
03.02.2013
(Recenzent)

Young, Neil — Re-Ac-Tor

Przystanek Kanada odcinek XX: Lecz się sam (Heal Thyself).

Na dłuższą metę, głównym plusem „Hawks & Doves” okazał się powrót Neila Younga do pracy twórczej. Nadal zasadniczą część jego życia pochłaniała opieka nad upośledzonym synem; jednak stopniowo, krok po kroku, Neil zaczął znajdować czas na tworzenie. Gdy rygorystyczny projekt terapeutyczny nieco zelżał – Young postanowił znów zaprosić do studia Crazy Horse. I kawałek po kawałku, na przestrzeni prawie dziesięciu miesięcy, zarejestrowali nowy album. „Re-Ac-Tor” ukazał się równo rok (bez jednego dnia) po premierze „Hawks & Doves”.

Jest to wśród fanów Neila pozycja mocno kontrowersyjna. W sporej mierze z uwagi na dużą nierówność materiału: mamy tu utwory znakomite, ale mamy też słabe… Także z uwagi na brak skonkretyzowanej koncepcji, jak ta płyta ma właściwie brzmieć. Nie brakuje tu typowo Youngowego gitarowego grania, choć tym razem jest ono mniej chropowate, bardziej wygładzone produkcyjnie, do tego w warstwie rytmicznej wkradają się jakieś echa new wave… Tyle, że w przeciwieństwie do poprzednich, nierzadko równie stylistycznie porozstrzeliwanych albumach, „Re-Ac-Tor” jest płytą niespójną, nierówną, pozbawioną spójnej koncepcji. Zresztą Neil Young wchodzi tu bodaj w najbardziej zróżnicowaną dekadę, jeśli chodzi o swoją solową działalność.

Co my tu mamy? “Op-er-a Star” to kawałek całkiem przyzwoitego, nawet jeżeli nieco zmiękczonego kontrastującą wstawką, riffowania w starym dobrym stylu Youngowskich zwięzłych kompozycji. Jeszcze lepiej to riffowe granie wypada w „Surf-er Joe And Moe The Sleaze”. Za to „T-Bone” jest niestety kuriozalne: cały tekst tej ponad 9-minutowej kompozycji to powtarzane w kółko dwa zdania: Mam tłuczone ziemniaczki, ale nie mam steku – można by uznać, że po prostu partia wokalna ma tu zupełnie drugoplanowe znaczenie, ale niestety w warstwie muzycznej nic wielkiego się tu nie dzieje: Youngowi takie wielominutowe gitarowe granie z reguły wychodziło o kilka rzędów wielkości lepiej, ten utwór jest niestety mocno niezborny, w dużej mierze sprawia wrażenie nabijania czasu… Na szczęście rozczarowanie dość szybko mija. Po zgrabnym, ocierającym się o rock’n’roll „Get Back On It”, z dynamiczną partią fortepianu w głównej roli, mamy bodaj najciekawszy utwór na płycie: „South-ern Pac-i-fic”, opowieść o pracowniku kolei nie mogącym znaleźć sobie miejsca w życiu, pędzący przed siebie w charakterystycznym, „kolejowym” rytmie, z dynamiczną partią gitary solowej elektronicznie przetworzoną tak, by brzmiała jak dudniący po torach pociąg. Krytykujący zalew japońskich tanich samochodów „Motor City” łączy przyjemne riffowanie z lekko nowofalowym podkładem – łączy nieźle, acz bez rewelacji. Dużo ciekawiej jest w opartym na podobnym pomyśle „Rap-id Trans-it”, osadzonym już na w zasadzie typowo nowofalowym podkładzie, ciekawie zgranym z Neilem wymiatającym na gitarze w swoim chropowatym, fascynującym stylu. No i jest kolejny gwóźdź programu, „Shots” (pochodzące jeszcze z roku 1978) – typowe dla Younga gitarowe szaleństwa, bardzo efektownie wieńczące tą nierówną płytę.

NIe jest to niestety tak udana płyta, jak wcześniejsze nagrane z Crazy Horse; z drugiej strony, na pewno jest to dzieło o wiele lepsze od „Hawks & Doves”: poprzednio de facto połowa płyty to były kiksy, tutaj jedyne „T-Bone” okazuje się porażką. Dodatkowo sesje z Crazy Horse pomogły Youngowi nieco dojść do siebie po tragediach w życiu osobistym. Płyta miała w domyśle doczekać się kontynuacji, rozwinięcia, stanowić swoisty drogowskaz na przyszłość dla twórczych poszukiwań artysty, bowiem kolejny album Neila Younga również miał powstać przy współudziale CH, już pod egidą nowej wytwórni – Geffen. Tymczasem „Trans” ujrzał ostatecznie światło dzienne w trzecim od końca dniu roku 1982 i okazał się początkiem szalonych stylistycznych wolt, jakie stały się udziałem Neila Younga w latach 80.. A o tym, co działo się przez rok między premierą „Re-Ac-Tor” i „Trans”, jak ta płyta ostatecznie wypadła, dlaczego wyglądała tak a nie inaczej i co działo się po jej wydaniu, o tym wszystkim w odcinku XXI: Alter ego (Altered Egos).

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.