ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Budka Suflera ─ Za ostatni grosz w serwisie ArtRock.pl

Budka Suflera — Za ostatni grosz

 
wydawnictwo: Tonpress 1982
 
1. Za ostatni grosz (Lipko, Dutkiewicz) [05:05]
2. Wszystko to widział świat (Lipko, Mogielnicki) [04:15]
3. Rock'n'roll na dobry początek (Lipko, Mogielnicki) [03:54]
4. Kto zrobił mi ten żart (Lipko, Mogielnicki) [04:26]
5. Nie taki znów wolny (Czystaw, Mogielnicki) [05:12]
6. Teraz rób co chcesz (Lipko, Mogielnicki) [04:23]
7. Rok dwóch żywiołów (Lipko, Mogielnicki) [04:32]
8. Memu miastu na do widzenia (Lipko, Sikorski) [02:58]
 
Całkowity czas: 35:05
skład:
Romuald Czystaw – śpiew / Romuald Lipko – instrumenty klawiszowe / Tomasz Zeliszewski – perkusja / Andrzej Ziółkowski – gitara basowa / Jan Borysewicz – gitara / Zdzisław Janiak – gitara
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,11
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,11
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,6

Łącznie 39, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
09.02.2010
(Recenzent)

Budka Suflera — Za ostatni grosz

Budka Suflera na kolejnych płytach zawsze starała się wyłapywać to, co w światowym – czytaj: anglosaskim – rocku aktualnie najciekawsze. Debiut – inna rzecz, że kilka lat po fakcie – ładnie wykorzystywał hard rock i wczesny rock progresywny przełomu lat 60. i 70. Płyta druga, nie do końca udane „Przechodniem byłem między wami…” to już druga połowa lat 70. i art rock podniosły, pełen kombinacji, zmian nastroju, poszukiwań, nie zawsze udanych (dość wspomnieć chaotyczną „Najdłuższą drogę”). „Ona przyszła prosto z chmur” szła tą samą ścieżką, jaką w tym czasie kroczyło choćby Genesis, a którą wkrótce miało podążyć choćby Yes: sporo syntezatorów, budujących gęste tło i prowadzących melodię, ładne, chwytliwe, zapadające w pamięć melodie i tematy, do tego dłuższa, urozmaicona, bardziej ambitna forma. Kolejna płyta Budki znów to nawiązanie do tego, co w tym czasie było modne w szerokim, rockowym świecie. A tam – za sprawą choćby Stinga i jego The Police – wybuchła nowa fala.

Na „Za ostatni grosz” elektroniki jest mniej niż na „Ona przyszła prosto z chmur”. Nie ma bogatych, pastelowych, gęstych syntezatorowych partii, którymi Lipko tak bogato nasycił poprzedni album. Instrumenty klawiszowe słychać nadal – choćby w opartej na żwawej partii fortepianu „Teraz rób co chcesz” – ale dominuje nowofalowy, oszczędny rock. Z prostymi, acz efektownymi zagrywkami gitary, z utworami opartymi na efektownych fakturach basowych – dość posłuchać partii gitary basowej w utworze tytułowym (na dobrą sprawę teraz wychodzi, jak dobrego basistę straciliśmy w osobie Andrzeja Ziółkowskiego…). Nie brakuje aluzji do rock’n’rolla – to rzecz jasna w dynamicznym utworze „Rock’n’roll na dobry początek”. Nie brakuje hard rocka – jak w opartym na konkretnym, ostrym riffie gitary finałowym, rozpędzonym utworze „Memu miastu na do widzenia”. Nie brakuje ładnych, zapadających w pamięć melodii – to choćby w „Wszystko to widział świat” czy „Roku dwóch żywiołów”, ładnej, trochę kinksowskiej piosence jakby żywcem zapożyczonej z albumu „Ona przyszła prosto z chmur”.

Właśnie – piosence. Na tej płycie wyraźnie zaznacza się zmiana podejścia Lipki do komponowania: zamiast bardziej złożonych struktur, zamiast rozbudowywania kompozycji kładzie nacisk na stworzenie ładnej, zwięzłej, ale nie kiczowatej piosenki. Bez niepotrzebnego komplikowania. Dość wspomnieć, że to pierwsza płyta Budki bez większej formy: najdłuższy utwór ma raptem 5 minut i 18 sekund. A i teksty stały się bardziej przyziemne: choćby w utworze tytułowym – swoistym signum temporis, opisie zagmatwanej codzienności Polski AD 1982.

Zwarta (35 minut), spójna, fajna płyta. Jak najbardziej do posłuchania. (Mam nadzieję że w remasterowanej edycji znajdzie się miejsce na – znane z pirackich wydań – trzy kompozycje Jana Borysewicza.)

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.