Ta płyta ukazała się prawie rok temu, ale dopiero teraz miałem okazję jej posłuchać.
7 lat trzeba było czekać na nowe wydawnictwo pod tym szyldem, ale czy warto? Moim zdaniem tak.
W składzie zespołu zmiany za mikrofonem i przy perkusji.
Maciek Caputa zasiadł przy perkusji a za mikrofonem stanął Jinian Wilde. Pisaliście jakiś czas temu u siebie o zmianie wokalisty.
"Jinian Wilde to angielski piosenkarz, autor tekstów, wokalista studyjny, instruktor śpiewu i muzyk, który współpracował z wieloma projektami muzycznymi oraz z brytyjską wytwórnią Paris Music. Jest także założycielem Wilde Rose Studio pod nazwą Dr. VoX . Współpracował przede wszystkim z Uniting Nations, Dazem Sampsonem, a od 2007 roku jest wokalistą w zespole David Cross Band, zespole Davida Crossa, który był skrzypkiem King Crimson."
Cała płyta to 63 minuty muzyki i 5 utworów, jak łatwo policzyć kompozycje są długie. Pierwszy utwór „Hold On” jest najdłuższy i trwa ponad 21 minut. Zaczyna się od kwartetu smyczkowego i gdy pojawia się wokal Jiniana to już wiem, że będzie dobrze. To fajny głos i idealnie wpasowuje się w całość. Gdy wchodzi gitara to od razu wiemy, że to musi być Gil. To brzmienie od razu można rozpoznać. Gitara współgrająca ze skrzypcami Satomi pięknie nam umila czas. Mamy tu wiele wątków i sporo różnych melodii, ale utwór nie nuży chociaż jest długi. Ja najbardziej lubię drugą część (tak gdzieś od tej gitary akustycznej). Partie wokalne Jiniana bardzo mi się podobają. Pojawia się też organowe brzmienie klawiszy, za które odpowiada Satomi (zdolna z niej bestia).
Drugi "The Wicked Flame" podobnie jak pozostałe, oprócz ostatniego, to ponad 11 minut muzyki. Mamy tu na początku mocniejsze uderzenie muzyki, potem wchodzą skrzypce Satomi, będzie dynamiczniej. Gdy Jinian zaczyna śpiewać to towarzyszy mu ładne klawiszowe tło, to znowu Satomi. W tym utworze Jinian śpiewa inaczej, ma sporo barw, to lubię. Są też skrzypce, do tego muzycy Believe już nas przyzwyczaili. Mamy też piękne solówki Mirka. Fajny utwór, podoba mi się jako całość. Jinian sam też robi sobie chórki i robi to bardzo dobrze, ale może przydały by się inne głosy w chórkach, może kobiece? Od tygodnia się zastanawiam czyj głos mi przypomina wokal Jiniana i ciągle tego nie rozgryzłem. Tak czy owak mi się bardzo podoba. Gitara pod koniec bardzo piękna, taka jak lubię.
Trzeci utwór to "Shadowland", słychać w nim ładną partię basu. Ponownie mamy skrzypce współgrające z gitarą Gila i brzmi to świetnie. W tym utworze Jinian śpiewa czasem trochę wyżej i też mu to wychodzi. Dobrze, że Mirek się z nim spotkał i dogadał. Zespół na pewno na tym skorzystał. W końcówce słyszymy partię fortepianową i to ponownie zasługa Satomi.
Kolejny "Be MyTtears" to najbardziej "radiowy" i przebojowy tytuł na płycie. Do skróconej wersji zespół nagrał teledysk. Piękny to utwór i najszybciej z całej płyty wbijający się do głowy. Od początku słyszymy gitarę Gila, potem pojawiają się skrzypce i grają razem. Wchodzi bas i Jinian zaczyna śpiewać, dochodzą się fajne chórki. Jedyne do czego bym się przyczepił to długość. Ja bym ten utwór trochę skrócił. Partie skrzypiec pod koniec, gdy Satomi gra głośniej i szybciej niezbyt mi się podobają, ale może się nie znam, może tak właśnie miało być. To nie ma znaczenia w ocenie całości płyty. Może krótsza wersja bardziej by się nadawała do radia i na listy przebojów?
Ostatni "Shine" to tylko 7 minut muzyki. Gitara, skrzypce, fajna linia wokalna zwrotek. Refen też całkiem ciekawy, ze skrzypkami w tle i ładne solówki Gila. Płytę kończy podobnie jak i ją rozpoczyna kwartet smyczkowy. Ciągle jeszcze słucham tej płyty i odkrywam ją po kawałku.
Podsumowując: to bardzo dobra płyta, ładnie wydana i do nabycia w przystępnej cenie, a to ważne. Poleciłem ją już kilku znajomym. Całość jest dobrze wyprodukowana i brzmi bardzo przyzwoicie.
Mirek Gil otoczył się zdolnymi ludźmi i to słychać. Ciekawe czy taki skład zespołu się utrzyma? To, że mamy w kraju takich ludzi wciąż napawa mnie optymizmem. Brawo tak trzymać.
P.S. Gdy pierwszy raz zerknąłem na listę utworów i ich czas trwania, to od razu skojarzyła mi się z ostatnią płytą Collage. 5 utworów, pierwszy najdłuższy ponad 20 minut, całość około 60 minut. Pewnie to niezamierzone, ale wyszło tak jakoś podobnie. Może to jakieś niewidoczne, nieznane nam połączenie artystyczne i duchowe.