Minął czerwiec i mamy nową płytę Katatonii. Zawsze jakoś bardziej na premierę albumów tego zespołu pasował mi październik. O poważnych zmianach w zespole pisali już wszyscy, więc nie ma co za bardzo się rozpisywać. Jonas gdzieś w wywiadzie mówił, że Anders Nyström już od 2 lat nie grał z nimi koncertów a ostatnie klika płyt on pisał sam. Nic nie poradzimy, skoro tak zdecydowali, pozostaje nam cieszyć się tym co mamy.
Według mnie jest się czym cieszyć, bo nowa płyta jest bardzo dobra. Trochę krótka, tylko 10 utworów i 46 minut muzyki. Nowi gitarzyści robią dobrą robotę, jest trochę ciekawych solówek. Wszystko napisał Jonas Renkse, podobnie jak w przypadku kilku ostatnich albumów. Od pierwszych dźwięków słychać, że to Katatonia, nie ma drastycznych zmian. To jest taka Katatonia jaką lubię. Może to już faktycznie jest to projekt solowy, ale ja cały czas słyszę zespół jaki lubię od lat.
Po pierwszym singlu "Lilac" już wiedziałem, że będzie dobrze i czekałem aż się album ukaże i się nie zawiodłem. Podoba mi się tu wszystko, jest klimat, są melodie, niezłe teksty, bardzo dobre wokale, dużo melancholii ale i odrobina nadziei. Trzeba wspomnieć o utworze "Wind of no Change" gdzie pojawia się chór i z tego co pamiętam to jest nowość w Katatonii, ja czegoś takiego nie kojarzę z wcześniejszych płyt. Ten chór sprawia, że utwór staje się dość potężny. "The Liquid Eye" to utwór w którym Jonas śpiewa zwrotki w bardzo przejmujący sposób, a refreny są melodyjne, niezłe solo, ciekawe gitary, to świetny kawałek. Nie ma tym razem duetu tak jak na kilku poprzednich, może w sumie szkoda. Bardzo ciekawy jest spokojny "Departure Trails", lubię w nim najbardziej te plumkające klawisze. Jonas w wywiadzie mówi o skojarzeniach z zespołem Landberk i może faktycznie coś w tym jest. Bardzo lubię ten utwór, refren od razu wbija się do głowy, a gitary też świetnie brzmią. "Warden" to przebojowy utwór, ciekawe czy będą go grać na koncertach, Jonas mówi, że jest bardzo zadowolony z tego kawałka, mnie w sumie też się podoba, świetny refren. Zaśpiewany po szwedzku "Efter Solen" jest spokojny, sporo w nim elektroniki zwłaszcza pod koniec. Wszystkie utwory są krótkie, zwięzłe i od razu po skończeniu się płyty chce się ją włączyć ponownie, to duża zaleta. Słucham jej już od ukazania i ciągle odkrywam nowe smaczki, to zaleta i to duża. Nie ma dla mnie na tej płycie niepotrzebnych utworów, wszystko jest na miejscu. Jonas też jest odpowiedzialny za klawisze i tu muszę go ponownie pochwalić, bo do dobra robota. Książeczka zawiera zdjęcia i teksty, tak jak lubię. Produkcja jest bardzo dobra, całość brzmi świetnie, nawet na drogim audiofilskim sprzęcie, a to bardzo cenię.
Jeśli ktoś lubi ostatnie albumy zespołu, to nie zawiedzie się i tym razem. Do zobaczenia na koncercie.