Kiedy przed niemal pięciu laty po raz pierwszy przełamałam nieśmiałość i wysłałam na adres redakcji serwisu recenzję albumu szwedzkiej Katatonii, nie przypuszczałam, że moja współpraca z Artrock.pl będzie miała charakter de facto ciągły i nieustający. Historia zatoczyła koło (czy jak powiedział klasyk polskiego artrocka cykl zamyka się) i recenzja o numerze 101 nieprzypadkowo związana jest z tym szwedzkim zespołem. Dosyć wspominek i jubileuszowych obchodów. Czas na przedstawienie Live Consternation, czyli koncertowego oblicza Katatonii.

Live Consternation to zapis koncertu zespołu, który miał miejsce 17 sierpnia 2006 roku podczas festiwalu Summerbreeze. Występu niespełna godzinnego (cóż prawa festiwali). Wydawnictw to ze wszech miar warte jest zainteresowania. Nie tylko z powodu atrakcyjnej ceny: w cenie pojedynczego albumu zakupiłam zarówno CD, jak i towarzyszący mu materiał DVD (koncert został sfilmowany). Dylematu nie miałam: do odtwarzacza włożyłam srebrną blaszeczkę z filmem. Ciekawy pomysł na realizację koncertu przy stosunkowo niskim budżecie (świetna, dynamiczna praca kamer, fajne światła, detale, zbliżenia na muzyków), dźwięk w formacie 5.1. Zestaw utworów również interesujący – w sam raz dla fanów.

Katatonia jest zespołem fenomenalnym. Zarówno na albumach, jak i przede wszystkim podczas koncertów. Dwukrotnie miałam okazję widzieć Szwedów na żywo i za każdym razem byłam zszokowana. Oniryczna i posępna atmosfera znana ze studyjnych produkcji, w wersji live nabiera jeszcze większego kolorytu. A przecież był to tylko koncert, jeden z wielu na tej trasie. Całość zabrzmiała jakoś tak bardzo atmosferycznie i magicznie. Jest ciężko i posępnie. Gitarowe riffy miażdżą, ale jednocześnie są eteryczne. Teksty – proste, ale mówiące o uczuciach, strachu, emocjach są w ciekawy sposób interpretowane przez Jonasa Renske (aka Lord Seth). Pisząc kiedyś o jego śpiewie, określiłam jego barwę jako interesującą. Nadal tak jest. Jonas w przemyślany sposób operuje swoim głosem (o niewielkiej skali, ale nietypowej, przepięknej barwie). Wykorzystuje swoje wokalne zalety, nie pokazuje słabości. Śpiewa na Live Consternation czysto, bez wpadek – tam gdzie trzeba się wydrzeć – drze się. W chwilach wymagających subtelności, jest subtelnie i z uczuciem. Tam, gdzie potrzebna jest wokalna agresja – jest agresywnie. Brzmienie zespołu – ciężkie, ostre i zarazem bardzo klarowne. Na uwagę zasługuje dynamiczna i zgodna praca gitarzystów. Gitary „gadają” ze sobą wręcz idealnie. Duo Nyström/Norrman świetnie się dopełnia. Towarzyszący Jonasowi w chórkach Nyström (aka Blakkheim) również nie zawodzi. Można powiedzieć, że partie wokalne są zharmonizowane i naprawdę świetne. Sekcja rytmiczna nie jest najmocniejszą stroną Katatonii, ale wstydu zespołowi nie przynosi. Owszem perkusista Daniel Lijekvist czasami się gubi i „goni” za zespołem ale czyż to nie urocze? (przynajmniej nie mamy do czynienia ze studyjną produkcją live). Dobór materiału – moim zdaniem bardzo dobry. Znalazło się miejsce na promowaną wówczas The Great Cold Distance, jak i materiał z Viva Emptiness. Całość zabrzmiała bardzo jednorodnie, monolitycznie. Niektórzy zarzucają Katatonii monotonność. Monotonia w tym zespole? Zapomnijcie! Pomimo dość posępnych i wolnych temp oraz wszechobecnej w ich twórczości melancholii jest to naprawdę żywioł koncertowy. I to na Live Consternation słychać.

Polecam!

Szkoda, że muzyka Szwedów znana jest tylko nielicznym.