ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu U2 ─ Zooropa w serwisie ArtRock.pl

U2 — Zooropa

 
wydawnictwo: Island 1993
 
1. Zooropa (U2) [06:32]
2. Babyface (U2) [04:02]
3. Numb (U2) [04:20]
4. Lemon (U2) [06:58]
5. Stay (Faraway, So Close!) (U2) [04:58]
6. Daddy’s Gonna Pay For Your Crashed Car (U2) [05:20]
7. Some Days Are Better Than Others (U2) [04:17]
8. The First Time (U2) [03:45]
9. Dirty Day (U2) [05:24]
10. The Wanderer (U2) [05:41]
 
Całkowity czas: 51:17
skład:
Bono – Vocals, Guitar
The Edge – Guitars, Piano, Synthesizers, Vocals
Adam Clayton – Bass Guitar
Larry Mullen Jnr. – Drums, Percussion, Backing Vocals
Brian Eno – Synthesizers, Piano, Arcade Sounds, Loops, Strings, Harmonium, Backing Vocals
Des Broadbery – Loops
Flood – Loops
Johnny Cash – Vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,3
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,7
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,0

Łącznie 19, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
05.07.2018
(Recenzent)

U2 — Zooropa

Ćwiara minęła!

“Achtung Baby” to był bardzo mocny strzał. Wyjście z cienia monumentu i zarazem zdefiniowanie brzmienia U2 na nowo, w odświeżonej szacie, w sam raz na rok 1991 – początek nowej dekady, pierwszej po upadku Żelaznej Kurtyny i końcu Zimnej Wojny. Na swój sposób ta płyta świetnie oddawała to, co wtedy działo się ze światem – coś, co trwało kilka dekad i do czego wszyscy zdążyli się przyzwyczaić i zaadaptować, przestało istnieć, skończyło się i nagle trzeba było się odnaleźć w kompletnie nowej rzeczywistości. W mikrokosmosie U2 było to samo na małą skalę – nagraliśmy płytę-monument, co byśmy nie robili, to jej nie przeskoczymy, trzeba coś nowego wymyślić, nowego, ale opartego na starym i z niego się wywodzącego. Bono i spółka wyszli z cienia „The Joshua Tree” w wielkim stylu – po czym okazało się, że „Achtung Baby” to też wielka płyta, która rzuca swój spory cień i z niego też jakoś tam trzeba wyjść.

Panowie weszli do studia trochę z doskoku – jesienią 1992 zakończyła się wielka trasa po Ameryce, wiosną 1993 miała ruszyć europejska trasa, a pośrodku cała czwórka z pomocą Briana Eno i Flooda zaczęła pracować. Pomysły były różne – może zrobimy jakieś dema, może EP-kę a konto nadchodzących koncertów, ostatecznie stanęło na pełnowymiarowym albumie, tworzonym i nagrywanym z konieczności w szybkim tempie, mocno spontanicznie. 5 lipca 1993 „Zooropa” trafiła na rynek.

Jest to płyta bardziej kolorowa, wielobarwna od „Achtung Baby”. Albo inaczej – jest malowana nieco inną paletą barw. „Achtung” była płytą dość zimną, chłodną, „Zooropa” jest dużo cieplejsza. W jeszcze większym stopniu sięga po elektroniczne barwy i efekty. „Achtung” była świetnym odbiciem roku 1991, „Zooropa” to już dziecko roku 1993, bardziej optymistycznego, mniej chaotycznego. Natomiast – częściowo pewnie za sprawą przygotowywania płyty w pośpiechu (panowie nie wyrobili się przed początkiem trasy i przez parę tygodni latali z kolejnych koncertów wprost do studia na ostatnie szlify) – trochę się tu sypnęło coś, co w dużej mierze stanowiło o doskonałości „Achtung Baby” – tam świetnie zagrały oba elementy: brzmienie i kompozycje. Pod warstwą elektronicznych odjazdów i nowych brzmień usadzono, tak po prostu, świetne utwory – nawet jeśli coś tam odstawało in minus, to nadal było co najmniej dobrym utworem. Natomiast problem z „Zooropą” jest taki, że te kompozycje są takie pół na pół – niektóre wyszły tak sobie.

Znalazło się tu niestety trochę słabszych rzeczy. „Daddy’s Gonna Pay For Your Crashed Car” mimo jadowitego tekstu muzycznie jest w sumie bez wyrazu, podobnie „Dirty Day”. „Some Days Are Better Than Others” i „Babyface” wypadają już ciekawiej, acz trudno uniknąć wrażenia, że wypadłyby lepiej w czysto rockowej, gitarowej wersji, po odrzuceniu elektronicznego sztafażu. Z drugiej strony są tu rzeczy, w których elektronika i szalone eksperymenty bardzo fajnie się sprawdzają; „Numb” zaskakuje industrialnym brzmieniem, samplami w rodzaju dźwięków przewijanego walkmana i monotonną melorecytacją The Edge’a, zderzoną z falsetowymi śpiewami Bono. Choć te ostatnie na dłuższą metę robią się męczące – co nieco zaniżając końcową ocenę roztańczonego, zwariowanego „Lemon”, które zaśpiewane normalnie byłoby jednym z mocniejszych punktów płyty.

A z drugiej strony mamy tu sporo rzeczy z naprawdę wysokiej półki. Nieco hymnowa, łącząca elektroniczne odjazdy z podniosłym nastrojem „Zooropa” sprawia wrażenie zagubionego fragmentu „The Joshua Tree” zanurzonego w nowoczesnym brzmieniu. „The Wanderer” intrygująco łączy elektroniczne pasaże nieco w klimacie „The Unforgettable Fire” z brzmiącym klasycznie country’owo głosem Johnny’ego Casha w bardzo udaną całość. „Stay (Faraway, So Close!)” to bardzo klasyczne U2 – majestatyczna pieśń inspirowana ponoć nagraniami Franka Sinatry, pełna typowej dla U2 przestrzeni i piękna, nie przeładowana brzmieniowo, brzmiąca jakby minimalnie tylko podrasowany zagubiony fragment „The Unforgettable Fire”. No i nieśmiertelne „The First Time” – prosta, oszczędna w formie ballada, rzecz naprawdę wyjątkowej urody. Jedna z absolutnie najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek się na albumach U2 znalazły.

Jako całość „Zooropa” wypada co najmniej intrygująco. Bardzo kolażowa, zaskakująca słuchacza co i rusz, wściekle kolorowa niczym adekwatna okładka – mimo paru słabszych momentów, ten manifest lekkiego zagubienia w świecie zdominowanym przez wszechobecną technologię po ćwierć wieku broni się naprawdę dobrze. To taka specyficzna płyta - niby są mniej udane utwory, ale album jako całość na nich zbyt wiele nie traci, jakoś tam się w całość wpasowują i cały album spokojnie zasługuje na te osiem gwiazdek (no, z minusem). I zarazem jest to jedna z ostatnich płyt U2 wartych uwagi – rozdźwięk między wyrafinowanym brzmieniem a kompozycjami, jaki momentami się tu pojawiał, na kolejnych płytach stanie się niestety normą, a z czasem brzmieniowe ciekawostki i pomysły będą przykrywać coraz gorszej klasy, coraz bardziej wtórne i pozbawione dawnego uroku kompozycje. Ale panowie nagrają w latach 90. jeszcze jedną bardzo udaną płytę. O niej wkrótce też opowiem.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.