Obsesyjny taniec obłąkanej duszy
Mistrz klimatycznych bezkresnych muzycznych przestrzeni oraz tekstowo-dźwiękowych opowieści pełnych emocji powraca w swoim 8. solowym wcieleniu znanym jako Lunatic Soul. Mariusz Duda (wokalista, basista, kompozytor, znany przede wszystkim ze swojej macierzystej formacji Riverside) 31 października zaprezentował prawie 90 minut muzyki (w dzisiejszych czasach!) wydanej na dwóch krążkach, które noszą tytuł "The World Under Unsun" i tym samym dopełnił cykl ośmiu albumów, jakie przewidział dla swojego artystycznego konceptu o podróży przez życie i śmierć ("The Circle of Life and Death" - "Cykl Życia i Śmierci").
Jak to dobrze, że powstają płyty kompletne. Pełne. Bogate muzycznie, różnorodne kompozycyjnie, pomysłowe od pierwszego do ostatniego utworu, na których teksty żyją w trwałej symbiozie z dźwiękami i liniami melodycznymi. To takie albumy, gdzie muzyka [stosowna proporcja molli i durów], aranż i rozmach kompozycyjny idą w parze z wokalem i opowieścią zawartą w tekstach utworów. Z pewnością spotkanie z "The World Under Unsun" w wieczornym/nocnym entourage'u przyniesie kolejne doznania - te zarezerwowane tylko dla sytuacji i przestrzeni, które istnieją bez pośpiechu i dziennego rozproszenia. W przypadku tego artysty nie są to żadne wyjątkowe warunki istnienia jego dzieł, lecz spełnione wymogi - można rzec - formalne, by płyta ujrzała światło dzienne. Bo trzeba mieć coś do powiedzenia, do zaprezentowania, do oddania w ręce, uszy, serca odbiorców, by nowy materiał zaprezentować.
Każdy z dwóch krążków, które składają się na TWUU trwa 44'56''. Déjà vu? Tak, to uczucie towarzyszy nam wielokrotnie podczas słuchania tego podwójnego albumu. Spotykamy bohatera LS na wszystkich kontynentach jego popękanego życia (uwaga na możliwe klisze narracyjne i dźwiękowe w głowie), które stawia mu opory, w którym musi stanąć do walki - o siebie ze swoimi demonami - spojrzeć do wewnątrz siebie, zbliżyć się do swojej rany, by móc odnaleźć siebie, umieć zakończyć toksyczne relacje i wygrać grę zwaną życiem. Ten nieustanny taniec życia i śmierci, śmierci i życia to fascynująca gra żywych i tych, których (niby) nie ma (ale czy mamy pewność, że odeszli na zawsze albo że istnieją realnie?); co może zrobić obłąkana dusza w takim stanie, w którym trwa/nie trwa? Być może jest to przejściowy stan "bardo" (znany w buddyźmie tybetańskim) - stan między śmiercią a kolejnym odrodzeniem, czyli "okres pomiędzy" [istnieje on w 6 rodzajach - czy można je dopasować do 6 albumów LS?]; ale czy jest to faktyczny plus tej historii?
Uniwersum artystyczne ponownie zbudował artysta na mantrze - dźwięków, melodii, wersów; wibracja rytmu - czasem fanatycznego, obsesyjnego, wyimaginowanego - stanowi o intensywności przeżywanych emocji bohatera, a zarazem czujemy się zaproszeni do towarzyszenia mu w jego syzyfowej (?) wędrówce. Te pasaże dźwiękowe, korzystające z bogatego muzycznego instrumentarium są wysoce eklektyczne (z pewnością przychodzi na myśl Dead Can Dance, ale i Schiller czy Kortez), a jednak jest to skomponowane genialnie. Mantra to bodaj najbardziej ulubiony środek/sposób budowy kompozycji [ale i częściowo tekstu], sposób konstruowania utworów przez Mariusza Dudę - to prześwietna metoda formowania klimatu, tego flow, które porywa [nierzadko] po pierwszym odsłuchu. Wraz z kolejnym powtórzeniem dodawane są nowe elementy, kompozycja ubogaca się, zyskuje większy zasięg i rozrasta się. Przestrzenie pulsują w rytmie walki o życie (śmierć?), a głos jest kolejnym wyjątkowym instrumentem. W ten sposób artysta wprowadza nas w atmosferę rytualnego katharsis.
TWUU to opowieść, która w pełni dojrzewa w niespiesznym osobistym odbiorze, niosąc kolejne znaczenia, rezonując z doświadczeniem słuchacza, trwale zapisując się w jego sercu (jeśli jest) i umyśle. Jak dobrze, że istnieje Muzyka, która rozumie nasze dusze. Uwielbiam ten stan - gdy piękno się nie zmienia, ewoluuje, przeistacza się, przemienia, prezentuje swoje kolejne odsłony, twarze, ale jej sedno pozostaje nietknięte - zindywidualizowane, jedyne, unikatowe. Do takich albumów Lunatic Soul przyzwyczaił nas Mariusz Duda. I na tym ostatnim krążku zaserwował nam wreszcie rozwiązanie fabularnej zagadki - lunaticowych puzzli - bowiem w książeczce albumowej TWUU mamy podaną linearną kolejność albumów, która nie jest tożsama z chronologią ich pojawiania się na rynku. I tylko wciąż nie mogę się pozbyć myśli, że ta dusza jest martwa [choć album - zgodnie ze wskazaniem autora - jest "po stronie" życia], a to przecież [sic!] oksymoron...
Agnieszka Lasota-Wojnicka jest autorką projektu Apeiron Literacko-Muzyczny.