ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wilson, Ray ─ Makes Me Think Of Home w serwisie ArtRock.pl

Wilson, Ray — Makes Me Think Of Home

 
wydawnictwo: A Jaggy Polski production 2016
 
1. They Never Should Have Sent You Roses
2. The Next Life
3. Tennessee Mountains
4. Worship The Sun
5. Makes Me Think Of Home
6. Amen To That
7. Anyone Out There
8. Don't Wait For Me
9. Calvin and Hobbes
10. The Spirit
 
skład:
Ray Wilson - vocals, guitar
Uwe Metzler - acoustic and electric guitar
Ali Ferguson - lead guitar, backing vocals
Lawrie MacMillan - bass, backing vocals
Nir Z - drums
Kool Lyczek - piano, hammond organ, melotron
Steve Wilson - guitar, backing vocals
Mario Koszel - drums, percussion
Marcin Kajper - tenor sax, flute
Steffi Holk – Violin
Peter Hoff - keyboards, additional programming
Scott Spence - guitar, string arrangements
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,15
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,18
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,20
Arcydzieło.
,5

Łącznie 62, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
14.10.2016
(Recenzent)

Wilson, Ray — Makes Me Think Of Home

To już drugi album Raya Wilsona w tym roku. Kilka miesięcy temu artysta wydał bardzo intymny i osobisty Song For A Friend, który utrzymany w ascetycznej i przede wszystkim akustycznej formie średnio mnie przekonał. I właśnie dlatego z nadzieją czekałem na zapowiadany jako bardziej rockowy Makes Me Think of Home. I nie rozczarowałem się, bo Wilson prezentuje się na nim w takim entourage’u w jakim najbardziej go lubię. Choć trzymając się zasady, że im bardziej się coś promuje, tym spora szansa na kompletnego gniota, powinienem być zaniepokojony. A dlaczego o tym wspominam w kontekście tego albumu?

Ano dlatego, że Wilson zapowiadając tę płytę mocno poszedł w „obrazki”. Artysta przygotował przedpremierowo aż trzy teledyski do kompozycji promujących album. Na szczęście te okazały się filmami wysokiej próby. Na swój sposób zabawny do Amen To That, pokazujący Raya wcielającego się w różne zawody i przy okazji odkrywający jego niemałe zdolności aktorskie. Do tego dwa obrazy do They Never Should Have Sent You Roses i Makes Me Think of Home, z pięknymi, bardzo plastycznymi i niekiedy symbolicznymi ujęciami. Najważniejsze jednak jest to, że wszystkie te kompozycje to świetne, inteligentne numery. I choć faktycznie wyróżniają się spośród większości zawartych tu piosenek, te pozostałe wcale nie zaniżają poziomu.

Zacznijmy od prawdziwej perły, czyli kompozycji tytułowej. To jak na solowego Wilsona rzecz niemalże epicka, prawie 8 – minutowa. Najdłuższa w zestawie, mająca progresywną konstrukcję przejawiającą się choćby w ciekawych figurach solowych gitary, saksofonu i fletu (dawno tak ujmująco folkowo nie było na jego płycie), ale też w zderzeniu sentymentalnej melodii i pewnej wzniosłości z mocniejszym gitarowym riffem. To absolutnie jedna z jego najlepszych kompozycji w ostatnich latach. Do tego bardzo osobista, bo jest dosyć gorzkim powrotem do czasów, gdy muzyk mieszkał w szkockim Edynburgu (od kilku lat Wilson mieszka w Polsce – przyp. MD). Trudno też uciec od rozpoczynającej krążek They Never Should Have Sent You Roses, nieco mocniejszej, napędzanej motorycznym basem i lirycznie też odnoszącej się do szkockich wątków, w tym przypadku podziałów między Szkotami, a Anglikami. Trzecia z wymienionych wcześniej rzeczy - Amen To That – w przeciwieństwie do tych dwóch utworów ujmuje lekkością, swobodą i prostotą.

Pozostałych kompozycji też słucha się bardzo dobrze. Te zazwyczaj są w niespiesznych tempach, z akustycznie grającą gitarą w tle i często ze zdobiącym utwór solowym saksofonowym ozdobnikiem. A jeszcze to tu, to tam czają się smyki, bądź Hammondowe tła. Warto jednak wyróżnić dodatkowo wśród nich choćby Calvin and Hobbes z wyjątkowo zapamiętywalnym refrenem. Zresztą, po raz kolejny Wilson pokazał tu dar do pisania zgrabnych melodii. Całość wieńczy lekko countrowy The Spirit z pogwizdującym Ray’em, z jednej strony zaskakujący, z drugiej pokazujący różnorodność Makes Me Think of Home.

Warto dodać, że płyta – tradycyjnie, jak to ostatnio u Wilsona – została bardzo stylowo wydana, z dużą dbałością o grafikę. I tylko na koniec mam jedno – „nakręcone” tym albumem - marzenie. Od momentu, gdy oglądałem po raz pierwszy Wilsona z Genesis w katowickim Spodku do dziś zobaczyłem go już niezliczoną ilość razy. A jednak zatęskniło mi się, aby tak kiedyś wpadł do jakiegoś rockowego klubu i porzucając te swoje kowerowe Genesisy, Gabriele i Collinsy, zagrał przez dwie godziny same autorskie cudeńka. Ma ich przecież bardzo dużo. Także i na Makes Me Think of Home…

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.