Niewiele brakowało a pojawiłbym się na tym katowickim koncercie. Bardzo chciałem ale… jakoś tak wyszło. Potem pozostało mi czytanie, z wypiekami na twarzy, relacji z owego wydarzenia na Artrock.pl i wysłuchiwanie peanów kilku moich znajomych, którzy mieli więcej szczęścia ode mnie i w tym wydarzeniu uczestniczyli.
No cóż, mamy XXI wiek i dzięki goniącej w zawrotnym tempie technice możemy przenosić się w miejsca, w których nas nie było. Wehikułem czasu jest oczywiście wszędobylska już dziś płyta DVD, która przy odpowiednim nastawieniu odbiorcy, niezłych domowych warunkach i solidnie grającym sprzęcie może oddać atmosferę koncertowych zdarzeń. Z takim oto bagażem przemyśleń umieszczałem recenzowany tu krążek w kieszeni odtwarzacza.
Nie wiem, czy to jakaś wrodzona przekora (tu i ówdzie można było w ostatnich dniach przeczytać o tym wydawnictwie dużo ciepłych słów), a może podświadoma zazdrość („mnie tam nie było… to im przywalę”), ale „Broadcast” NEO nie przekonuje mnie w całości. Poniżej zestaw tego co mnie rozczarowuje z jednej strony i sympatycznie łechce po drugiej stronie barykady.
Zacznijmy od „zewnętrzności”. Kompletnie „rozbraja” mnie i to w negatywnym tego słowa znaczeniu okładka płyty. Jakaś wyzywająca i kiczowata, zupełnie nie współgrająca z muzyczną treścią pomieszczoną na krążku. Żeby tego było mało, podobną konwencję spotykamy buszując po menu płyty. No i tam dopiero zostajemy „zastrzeleni”. Muzycznym tłem dla uruchamianych przez nas kolejnych opcji jest proszę państwa… dyskoteka!!! Może się nie znam, może to artystyczne zamierzenie zespołu (zasada kontrastu), może forma zabawy z odbiorcą… ale jak po kończącym koncert uroczym i miłym dla ucha „Nostardamusie”, chcąc przeskoczyć do kolejnych wątków płyty, musiałem przebrnąć przez tę koszmarną muzykę w menu, to ręce mi opadały, nie wspominając już o fakcie zupełnego zaburzenia wytworzonej atmosfery. Dobra. To wszystko jednak są drobiazgi i nie one decydują o wartości płyty, tylko zasadniczy, zapisany na niej koncert.
Miejscem tegoż był katowicki Teatr Śląski im. S. Wyspiańskiego. Nie, nie… tu nie stanę w jednym szeregu licznych malkontentów narzekających na to, iż wydawca już po raz enty skorzystał z tego miejsca i identycznych patentów. Realizacja jak zawsze jest na wysokim poziomie i to w zakresie dźwięku jak i obrazu. Nie przeszkadza mi zatem, że po raz kolejny oglądam oświetlone „wiszące” balkony, gdyż ma to swoisty urok. A poza tym… dlaczego nikt nie narzeka, że ogląda któreś tam DVD nakręcone w Spodku, Stodole, nie przypominając już o innych słynniejszych arenach poza naszymi granicami.
Muzyka. NEO to projekt z prostym założeniem. Kilku muzyków ze znanych neoprogresywnych zespołów (mających w tym nurcie status gwiazd) zbiera się na jednej scenie i wykonuje utwory swoich macierzystych formacji. Założenie jest fajne, choć pewnie dla niektórych kontrowersyjne. Słyszymy zatem między innymi najbardziej znane hity takich grup jak IQ, Arena, Pallas, Shadowland czy Pendragon. Największą atrakcją jest to, iż muzycy innej kapeli grają dźwięki generowane na co dzień przez inny band. Nie będę się rozwodził, kto jaki utwór gra, gdyż po pierwsze – na tym polega cała zabawa serwowana słuchaczowi, po drugie – wszystko możemy sobie doczytać w opisie płyty, tudzież poszperać w sieci pod hasłem „Who is Who?” Generalnie – posługując się terminologią sportową – króluje zasada „każdy z każdym”. Czyli jest miło ale czy rewelacyjnie?
Grupa poszła troszkę na łatwiznę i zaproponowała niemalże wierne kopie wszystkich odegranych utworów. Daleki także jestem od stwierdzenia, że poszczególni artyści wnieśli coś swojego do „obcych” sobie kompozycji, gdyż tak po prostu nie jest. Nigdy nie uważałem Micka Pointera za wybitnego perkusistę (kto zna marillionowy debiut, wie o czym mówię) ale jego gra w „The Hanging Tree” bardziej mi odpowiada niż lekko leniwy pokaz Andy Edwardsa. Ten gra co trzeba i… tyle. Clive Nolan świetnym klawiszowcem jest i basta lecz już solowy wokal to nie jego domena, co słychać w „kanciastym” wokalnie „Mindgames”. Niesamowicie za to słucha się wokalisty Pallas Alana Reeda. Słodki Boże! Taaaaki głos w takim niepozornym facecie! Pokłony.
Oglądając ten koncert nie miałem także poczucia płynącej ze sceny jakiejś szczególnej chemii i energii. Bardziej przaśnie, swojsko i przyjacielsko robi się tak naprawdę pod koniec występu, gdy na scenie pojawia się uwielbiany Nick Barrett z pendragonowym repertuarem. Jednak i przy okazji tego fragmentu odczułem pewne rozczarowanie. Gdy wraz z Barrettem na scenie pojawia się druga gitara zacząłem liczyć na to, że „Paintbox”, „Masters of Illusion” i „Nostradamus” zyskają aranżacyjnie na tym rozbudowanym instrumentarium. Tymczasem wokalista Pendragonu gra ustalony kanon zaś Marka Westwooda brzdąkającego coś delikatnie prawie nie słychać. Szkoda. Skoro muzykom nie chciało się skomponować czegoś własnego, mogli chociaż poszaleć w aranżacjach.
Nie jest to zły występ. Bardzo dobrzy muzycy solidnie wykonują ustalony repertuar. Ot… wszystko. Brakuje mi tylko tych paru drobiazgów, aby choć przez chwilę napisać o nich z „pozycji kolan”.
I jeszcze słówko o dodatkach. Możemy w nich zobaczyć wywiad z Jowittem i Nolanem, którzy z uśmiechniętymi buziami opowiadają między innymi o pomyśle na NEO i omawiają wybraną setlistę. Zaglądamy także na próbę zespołu przed występem na festiwalu ROSfest 2006. Przy okazji – drobna ciekawostka. Uważny widz tego filmiku zauważy, że w busie wiozącym muzyków NEO pojawiają się znajome twarze Krzysztofa Palczewskiego i Sarhana Kubeisi z Satellite! To naturalnie efekt tego, iż polski zespół dzielił scenę z NEO podczas tej edycji festiwalu. Całość uzupełnia obligatoryjna galeria zdjęć i profile poszczególnych muzyków (dowiemy się z nich np. jakie są ich ulubione płyty).
Czas na słowo końcowe. To niezaprzeczalnie muzyczny rarytasik. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek coś podobnego pod tym szyldem się pojawi. Z czasem pewnie wartość tego krążka będzie rosła. Dlatego każdy maniak neoprogrocka powinien nań wysupłać te parę groszy i postawić na półce. Dla reszty, stojącej nieco z boku „neoprogresywnego cyrku” może okazać się kolejnym, mało odkrywczym i jednym z wielu koncertów zapisanych na wizyjnej płytce.
PS. Wersja digipack wydawnictwa zawiera dodatkowo krążek audio z zapisem tego koncertu. Ze względu na pojemność nośnika brakuje na nim utworu „Masters of Illusion”