Nigdy nie byłem wielkim fanem Sigur Rós, a materiał grupy znałem raczej powierzchownie. Oczywiście doceniałem dokonania pokroju Von, Takk…, Ágætis byrjun, czy filmowego Valtari Experiment. Co więcej od czasu do czasu wracałem do poszczególnych kompozycji Jonsiego i spółki, ale żadna z nich nie pozostała ze mną na dłużej. W konstrukcji kompozycji lub w moim stanie ducha najwyraźniej brakowało jakiegoś magicznego składnika, który spoił by wszystkie atrakcyjne elementy w jeszcze ciekawszą, hipnotyczną całość. Po cichu liczyłem, że taki moment nastąpi i kiedy zdecydowałem się sięgnąć po singiel promujący Kveikur, czyli utwór Brennisteinn zatraciłem się bez reszty.
Kveikur to siódmy studyjny album w dyskografii Sigur Rós, na którym znalazło się dziewięć kompozycji. Krążek długogrający, jak i związana z nim EP Brennisteinn, został ozdobiony pracami Lygii Clark, które w bardzo plastyczny sposób sprzęgły się z wyjątkowo posępnym klimatem utworów.
Kveikur to album, który jest wynikiem zapowiadanego przez zespół zwrotu w twórczości grupy. Tematyka - jak i sposób wyrazu- uległy subtelnym, ale zauważalnym zmianom. Całość wydawnictwa zawiera w sobie więcej dynamicznych, agresywnym rozwiązań, dużo muzycznego brudu i mocniej wyeksponowanych rozwiązań elektronicznych (Kveikur, Brennisteinn), ale oczywiście nie zabrakło tu typowych dla Sigur Rós partii wokalnych (Rafstraumur), czy przestrzennych, niespiesznych kompozycji (Var, Hrafntinna).
Krążek otwiera utwór Brennisteinn - naszpikowany szumami, buczeniem i innymi industrialnymi rozwiązaniami, które w starciu z delikatnym wokalem tworzą intrygujące, hipnotyczne wrażenie, budzące pożądany rodzaj niepokoju. Świetnie zagrana sekcja rytmiczna, wspomniany wcześniej muzyczny brud, ukryta w tle sekcja smyczkowa i sprawne stopniowanie emocji tworzą zdecydowanie najciekawszą kompozycję na płycie. Na szczęście pozostałe składowe tej historii wcale nie odbiegają poziomem od pierwszego rozdziału. Hrafntinna toczy się niespiesznie, oprócz gitarowych rozwiązań i świetnych bębnów prezentuje także szereg muzycznych przeszkadzajek, a w kulminacyjnym momencie utworu można odnieść wrażenie, że za plecami zespołu ustawiono całą orkiestrę symfoniczną. Z kolei Ísjaki to chyba najbardziej rozbujany utwór w dyskografii zespołu. Kompozycja została oparta o prostą, powtarzalną sekwencję dźwięków, która dynamicznie przeplata się z innymi elementami muzycznego rzemiosła składając się na podejrzanie radosny wydźwięk. Yfirborð i Stormur to kompozycje bardziej typowe dla dotychczasowej twórczości, gdzie oprócz zmian dynamiki da się usłyszeć więcej starego Sigur Rós. Natomiast Rafstraumur i Kveikur świetnie współgrają z Brennisteinn hołubiąc nowej twarzy islandzkiej grupy. Więcej w nich szumów, gitarowego buczenia, rozwiązań elektronicznych i muzycznego mroku, który w tej odsłonie sprawdza się idealnie. Z kolei Bláþráður to najciekawiej zabębniony kawałek, gdzie sekcja rytmiczna miała okazję wyraźnie zdominować rozwój kompozycyjnych wydarzeń. Album kończy filmowy, nastrojowy, instrumentalny Var, który pozornie domyka tę historię zamiast jednej kropki na końcu stawiając trzy.
Nie spodziewałem się, że do tego stopnia będę miał okazję rozpłynąć się pod wpływem dźwięków generowanych przez Sigur Rós. Na przykładzie Kveikur na nowo mogłem odkryć wszystkie walory tej grupy i przy okazji zachłysnąć się nie tylko nowym, rewelacyjnym wydawnictwem, ale inaczej spojrzeć również na starsze dokonania Jonsiego i spółki. Kveikur to płyta, która wyróżnia się nie tylko na tle dyskografii Sigur Rós, ale również w kategorii albumów 2013 roku.