Siedemnaście Mgnień Wiosny – odcinek V.
Sukces płyty „Sweetnighter” nie oznaczał bynajmniej stabilizacji personalnej w szeregach Weather Report. Jako pierwszy w stronę drzwi skierował się Eric Gravatt, urażony faktem, że jego udział w nagrywaniu tejże płyty został poważnie zredukowany (w większości kompozycji za perkusją zasiadał Herschel Dwellingham, znacznie lepiej od Gravatta czujący funkowe rytmy). Druga zmiana okazała się jeszcze bardziej przełomowa. Wszak Weather Report to była w założeniach grupa trzech muszkieterów, a tymczasem dwóch z nich zaczęło temu trzeciemu coraz bardziej stanowczo wskazywać drogę do wyjścia. Powód – jak wyżej: klasycznie wykształcony basista Miroslav Vitous nie czuł specyficznego groove’u muzyki funk – uwielbiał jej słuchać, ale granie funku to już była zupełnie inna sprawa. Na „Sweetnighter” również jego partie zostały ograniczone na rzecz popisów Andrew White’a III; urażony Vitous zaczął coraz bardziej stanowczo domagać się od Zawinula powrotu do wyjściowej koncepcji swobodnych, prawie że freejazzowych popisów i zarzucenia funkowych rytmów. Spór na razie udało się zażegnać, ale Vitous coraz bardziej czuł się odsuwany na margines przez dwóch – jeszcze niedawno – partnerów. Do tego okazało się, że Herschel Dwellingham z uwagi na wcześniejsze zobowiązania nie może wyruszyć z zespołem w trasę koncertową. Za bębny awaryjnie ściągnięto Grega Errico z Sly And The Family Stone. I już, można było jechać w trasę.
Koncerty koncertami, ale… Gdy w listopadzie 1973 Zawinul, Shorter i kompani zameldowali się w studio, skład znów się zdekompletował. Po zakończeniu koncertów odszedł bowiem Errico, również związany wcześniejszymi zobowiązaniami. Vitous znalazł gdzieś młodego, funkowego perkusistę Ishmaela Wilburna, Shorter i Zawinul zaprosili zaś jazzowego bębniarza Skipa Haddena (wykładowcę, profesora Berklee College Of Music) i praca nad nowym materiałem ruszyła z kopyta. I wtedy Zawinul i Vitous skoczyli sobie do oczu. Poszło głównie o to, że Wayne i Joe sprowadzili do studia gitarzystę basowego z zespołu Chucka Mangione, Alphonso Johnsona (*02.02.1951), a priori uznając, że Miroslav znów nie da sobie rady z bardziej funkowymi utworami. Zadawniony spór powrócił z nową siłą: Zawinul oskarżał Vitousa, że ten coraz mniej angażował się w komponowanie dla zespołu, na co ten odpowiadał, że przecież przynosi kolejne kompozycje, a że Joe nie chce albo nie potrafi ich zagrać, to nie jego wina. Rozstrzygnięcie sporu co do muzycznego kierunku Weather Report spoczęło na trzecim muszkieterze. Gdy Shorter stanął po stronie Zawinula, Vitous porzucił zespół.
Pozornie stało się niewiele – zespół miał już w swoich szeregach świetnego basistę, prace nad nowym materiałem mogły więc posuwać się naprzód bez żadnych opóźnień. Ale… coś jak w naszej partii trzech tenorów: jednego zabrakło i demokrację prawie od razu szlag trafił. Gdy z trzech założycieli zespołu pozostało dwóch, muzyczne poczynania Weather Report prawie całkowicie zdominował Joe Zawinul, obejmując niemal absolutną władzę w zespole.
Wydany 24 marca 1974 „Mysterious Traveller” – czwarty studyjny album zespołu – okazał się kontynuacją poprzedniczki, tak od strony kompozytorskiej (zrytmizowanie i zdynamizowanie kompozycji, oparcie utworów na solidnej podstawie rytmicznej, jak również dalsze odchodzenie od wolnych, freejazzowych struktur i coraz większe zdyscyplinowanie kompozycyjne), jak i brzmieniowej. Zawinul bowiem całkowicie oddał się analogowym syntezatorom, elektronicznym eksperymentom z brzmieniem. Wszechobecne na pierwszych płytach zespołu fortepiany: tradycyjny i elektryczny zeszły na dalszy plan.
Już od pierwszych sekund „Nubian Sundance” Weather Report brzmi inaczej: syntezator zdecydowanie przesuwa się na pierwszy plan. Zwłaszcza w długim, niespiesznym rozwinięciu instrumentalnym Zawinul ma okazję zaprezentować, co potrafi zdziałać, mając do dyspozycji modułowy syntezator ARP 2600. Pojawiają się też różne dodatki: a to kilkugłosowy chórek ozdabiający całość wokalizami, a to – wycięte z transmisji meczu baseballowego – ekstatyczne okrzyki tłumu… Do tego wszechobecne perkusjonalia, oplatające podawany przez sekcję rytm. Cała kompozycja wywodzi się z długiej improwizacji, jaką Zawinul zarejestrował w domowym studio, po czym ujął ją w karby aranżacyjne i przearanżował na cały zespół.
„American Tango” – łabędzi śpiew Vitousa w barwach Weather Report – to połączenie dwóch różnych elementów. Miroslav przy jakiejś okazji stworzył linię basu, ale nie wiedział, co z nią zrobić, nie miał pomysłu na uzupełnienie jej melodią; Zawinul miał parę pomysłów, z którymi również nie wiedział, co zrobić, więc osadził jej na basowej linii Vitousa i tak powstał dość oszczędny w aranżacji, oparty na niespiesznym walkingu sekcji rytmicznej, ładnie ozdobiony syntezatorowymi popisami utwór.
„Cucumber Slumber” to przede wszystkim niekończący się, hipnotycznie zapętlony, wciągający motyw gitary basowej, tworzący ciągłą, pulsującą mocnym groove’em linię, na której solówkami popisują się Shorter i Zawinul (oprócz syntezatorów sięgający też po fortepian elektryczny). Ten utwór to w dużej mierze studyjna improwizacja: Johnson zaczął grać wymyśloną przez siebie linię basu, spontanicznie dołączył bębniarz, potem Joe i Wayne… Na koniec całość nieco ujarzmiono aranżacyjnie. „Mysterious Traveller” oparto na nieco podobnej zasadzie: solidna linia basowa i płynące na niej solowe partie muzyków, aczkolwiek partia basu jest w części syntezatorowa. Zawinul ma tu do dyspozycji dwa syntezatory ARP 2600 spięte ze sobą i wykorzystuje ich możliwości w pełni, tworząc plastyczne, elektroniczne brzmienie. Zdublowane są również partie perkusji: Skip Hadden gra lekko w klasyczny, swingujący sposób, natomiast Ishmael Wilburn uderza z mocnym, rockowo-funkowym ciosem. W przeciwieństwie do rozimprowizowanego „Cucumber…”, utwór tytułowy został przez Shortera starannie skomponowany i zaaranżowany.
Spokojna, klimatyczna „Blackthorn Rose” to utwór jakby żywcem zaczerpnięty z którejś z pierwszych płyt zespołu: niespieszna, wyciszona rozmowa saksofonu i akustycznego fortepianu (Joe gra też na melodice). Jest jeszcze tajemnicza, nastrojowa „Scarlet Woman”, pozbawiona wyraźnego rytmu, wywiedziona z melodii wymyślonej przez Johnsona, którą następnie Shorter i Zawinul obudowali swoimi partiami i ujęli w aranżacyjne karby: plamy syntezatorów i saksofonu ciekawie kreślą tę bardzo filmową kompozycję, w której równie istotne jak instrumentalne popisy są chwile wyciszenia, pauzy. I finałowa „Jungle Book”, amorficzny, pozbawiony rytmu utwór, zaczynający się cicho, oszczędnie, z czasem rozwijający się, coraz bogatszy brzmieniowo, stanowiący kolejny przykład nieszablonowego podejścia Zawinula do komponowania: Joe zarejestrował improwizację na lekko rozstrojonym fortepianie w domowym studio, po czym podogrywał różne dodatki – a to akordy gitary klasycznej, a to organy, a to perkusjonalia… W studio do całości dołożono jeszcze więcej perkusjonaliów i partie okaryny (!), zachowując jednak wyjściową improwizację fortepianową, przeniesioną na płytę tak, jak została nagrana, włącznie z głosami dzieci Joego w tle.
„Mysterious Traveller” podtrzymał dobrą passę zespołu: był pierwszym albumem Weather Report, jaki znalazł się w pierwszej 50-tce listy najlepiej sprzedawanych płyt („Weather Report” wylądował około 190.miejsca, każda kolejna płyta lądowała o kilkadziesiąt miejsc wyżej; „Traveller” dotarł do 46.miejsca), został też wybrany płytą roku 1974 w głosowaniu czytelników jazzowego pisma „Down Beat”. Całkowicie zasłużenie, bo płyta to frapująca, od pierwszego dźwięku przykuwająca uwagę słuchacza; do tego przez cały czas Zawinul i spółka czymś zaskakują, co i rusz wyskakują z czymś innym (syntezatorowe, nowoczesne granie, a tu nagle stonowany utwór na fortepian akustyczny i saksofon; mocna, funkowa rytmika skontrastowana amorficznym, „płynącym” jak kulki rtęci „Scarlet Woman”). „Mysterious Traveller” to pierwsze arcydzieło Weather Report – i nie ostatnie.