Dokształt koncertowy. Semestr drugi.
Wykład siódmy.
Jeżeli wcześniej już były Japan i Duran Duran, to dlaczego nie Ultravox? Zresztą mój ulubiony zespół noworomantyczny. To jeszcze dlaczego dość skromny czasowo „Monument”, a nie dużo bardziej przekrojowy „Return to Eden”, albo „2012 Tour”? Bo mam do niej spory sentyment, bo kojarzy mi się z fajnym wieczorem w pewnym rzeszowskim klubie studenckim, gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych. A do tego niewątpliwie jest to naprawdę dobry album koncertowy. Do tego nie jest to tylko album koncertowy, to też ścieżka dźwiękowa do filmu, oczywiście również koncertowego. Tak w stu procentach jedno z drugim się nie pokrywa, ale mniejsza z tym. Oba te „Monumenty” miałem przyjemność poznać stosunkowo niedługo po wydaniu. W przypadku płyty – żaden problem, Trójka o to dbała. Ale koncerty na video – to była już całkiem inna sprawa. Właściwie istniały tylko w obiegu nieoficjalnym – ktoś przywiózł z Zachodu, potem wstawił do jakiejś lekko szemranej wypożyczalni kaset, albo cały tabun krewnych i znajomych królika sobie od niego to przegrało. Szersza publiczność mogła ewentualnie jeszcze to pooglądać przy okazji tzw. wieczorów płytowych, organizowanych najczęściej w klubach studenckich. Mnie udało się to pooglądać w takich okolicznościach. W pakiecie z „Mama Tour” Genesis.
„Monument” to najkrótsza koncertówka, jaką będziemy przerabiać na dokształcie, raptem pół godziny, sześć utworów, ale na żywo tylko pięć. Za to, jak to mawia Kolega Magister Tarkus – samo gęste. Jest „The Voice”, „Vienna”, „Hymn”, do tego wszystko zagrane z dużym animuszem. Do zespołów new-romantic przylgnęła łatka takich słabosilnych, wymazianych szminką i pudrem. Poniekąd i słusznie, ale było kilka normalnych, rockowych składów – sekcja, gitara i klawisze, do tego z wokalistami obdarzonymi naprawdę dobrymi głosami – Duran Duran, Classix Nouveaux i oczywiście Ultravox też. Midge Ure może nie jest osobnikiem wielkim wzrostem, ale głos ma zaiste potężny. Dobrze się tego wszystkiego słucha, bo wybrano głównie dosyć dynamiczne utwory, z krótkim oddechem na „Viennę”, pozostałe utwory, nie licząc otwierającego całość tytułowego „Monumentu”, są takie bardziej żwawe. Całość można podsumować tak – krótko, treściwie, konkretnie i głośno – to Ultravox ukazane z tej bardziej rockowej strony. Bo właściwie jest to rockowy band, tyle, że bardziej zorientowany na instrumenty klawiszowe. Na pewno miło spędzone pół godziny. Co do wersji obrazkowej, twórcy filmu jakoś do końca chyba nie wierzyli, że sam zespół na scenie może być dla widzów tak do końca atrakcyjny i wpleciono do tego też fragmenty teledysków. Zabieg może nieco kontrowersyjny, ale wówczas stosowany dosyć często.
Obecnie na rynku dostępny jest zestaw CD+DVD, przy czym CD jest dłuższe o trzy utwory od tego z lat osiemdziesiątych. Do tego można też trafić na wydanie z lat dziewięćdziesiątych, dłuższe od oryginału o dwa utwory.
Na pewno „Monument” w jakiejkolwiek wersji, ma jedną, podstawową wadę – jest krótki, w najlepszym wypadku przynosi nieco ponad czterdzieści minut muzyki. Dlatego pod wieloma względami „Return to Eden”, czy „2012 Tour” są dużo lepsze, bo obszerniejsze i bardziej przekrojowe. Ale „Monument” to dokument z epoki i to jest jego wielka zaleta. A że krótki – trudno. Muzycznie na pewno nie zawodzi.
A teraz kursanty pytania:
Jak widzicie kursanty tym razem pytania łatwe i przyjemne. Siedem punktów prawie za darmo.