Chyba trzeba mieć z pięć dych na karku, żeby dobrze grać taką muzykę. Z młodszego pokolenia oprócz Hurts w zasadzie nikt nie zbliżył się do poziomu produkcji z lat osiemdziesiątych. Najmniej brakuje tym starym mistrzom, takim jak Numan („Jagged”), A-HA („Feet on The Mountains”), czy nawet OMD („History of Modern”). A teraz do tego towarzystwa gnębienia młodych wykonawców dołączył Ultravox. Nowa album zatytułowany jest co prawda „Brilliant”, ale aż na taką ocenę nie zasługuje. W każdym razie i tak jest wystarczająco dobry, żeby udowodnić młodzieży, że na razie nadają się najwyżej do latania po piwo i noszenia sprzętu.
Bałem się tej płyty, ale niepotrzebnie. Ultrovox nie uraczył nas na szczęście gniotem w stylu dwóch poprzednich krążków (nagranych po wodzą Billa Currie’go). Jest to dokładnie ten Ultravox, który rozpoczął się od „Vienny” i trwał do „U-vox”. Gdyby tak chcieć porównać „Brilliant” to tamtych, to jest tak – charakterem najbardziej podobne do „Quartet”, a poziomem nieco słabsze od „Lament”. Czyli raczej po prostu zestaw piosenek, bez zbędnego nurzania się w nowo-romantycznej dekadencji a’la „Rage…” czy „Vienna”. Plusy – kilka naprawdę znakomitych utworów – na przykład „Lie”, „Hello”, „Live”, „Brilliant”, „Remembering” – na poziomie tego Ultravox z lat osiemdziesiątych, tyle, że nie byłyby to te wiodące z tamtych krążków. Minusy – nie wszystko jest tu tak fajne, są dwa-trzy słabsze numery, zwłaszcza z tych spokojniejszych i jeśli ktoś liczy na nowe Wizje w Błękicie, czy Wiedeń – to się zawiedzie; poza tym produkcja – jak na mój gust zbyt współczesna – dynamika dobra, ale przydałoby się więcej przestrzeni, więcej skrzypiec, a klawisze nie muszą tak dominować. Przy pierwszym odsłuchu, ptaszki postawiłem przy sześciu utworach, a po pół ptaszka jeszcze przy dwóch – czyli jest co najmniej nieźle, albo nawet jeszcze nieźlej. A „Change” przypomina Kraftwerk, co raczej nikogo nie powinno dziwić.
Fakt, że w porównaniu z tymi z lat osiemdziesiątych aż tak bardzo nie błyszczy i nawet w najlepszych momentach osiąga poziom najwyżej dobry – jak napisałem wcześniej, żaden z tych nowych utworów na tamtych płytach nie byłby utworem wiodącym. Ale od tamtych czasów minęło ponad dwadzieścia pięć lat, a tamte albumy były w większości naprawdę wybitne i jasne, że tym nowym piosenkom brakuje trochę lekkości i błyskotliwości tamtych. Teraz dostaliśmy krążek, który na pewno dla bardzo wielu fanów, szczególnie takich z czwórką z przodu, czyli takich jak ja, będzie miał na pewno wartość też i sentymentalną, bo dla wielu z nas jest to bardzo ważna kapela. Ale oceniając „Brilliant” tak na chłodno, trzeba przyznać, że panom z Ultravox zwyczajnie i zdecydowanie się udała. Do tego, jak na nasze czasy, ma naprawdę duży potencjał komercyjny – to może być duży przebój. Czego wszystkim zainteresowanym serdecznie życzę.
Osiem gwiazdek z niewielkim minusem.