„Voices In The Sky” – Historia The Moody Blues płytami pisana.
Jedynym powodem dla którego kupiłem „Caught Live + 5” było „King And Queen”. Naprawdę śliczna piosenka, jedna z ładniejszych, jakie Hayward napisał, nagrana w czasie sesji do „In Search of The Lost Chord”. Przeleżała się potem dziewięć lat na półce i dopiero w 1977 roku ujrzała światło dzienne jako jedna z tych „+5”. Reszta „+5” szału nie robi - takie sobie przeciętne piosenki, nic dziwnego, że trafiły do archiwum, a nie na płyty. Samo „Caught Live” też trudno zaliczyć do najlepszych nagrań koncertowych z epoki, raczej dla fanów The Moody Blues musiało być to spore rozczarowanie. Niby zestaw utworów, że paluszki lizać, ale wykonanie… Nie da się ukryć, że w tamtych czasach, czyli pod koniec lat sześćdziesiątych (bo z tamtego okresu pochodzą nagrania koncertowe z „Caught Live”), The Moodies nie najlepiej radzili sobie z wiernym przeniesieniem swoje muzyki na scenę i wynikało to chyba bardziej z ograniczeń technicznych, niż umiejętności samych muzyków. Chociaż tego wieczoru na dodatek też i oni nie byli w najwyższej formie, ponoć ze względu na przyjęcie pewnej ilości środków zmieniających świadomość.
Wszystkie utwory zamieszczone na „Caught Live” są w gorszych wersjach, niż te z płyt studyjnych. Tyle, że niektóre są dużo gorsze, jak „Gypsy”, kilka jest niewiele gorszych, jak „Tuesday Afternoon” i ze dwa prawie tak dobre jak wersje oryginalne – na przykład suita „Have You Heard (Part 1)”/”The Voyage”/Have You Heard (Part 2)”.
Powód wydanie tego albumu był dosyć prozaiczny. Kiedy zanosiło się, że The Moodies zejdą się ponownie, Decca postanowiła nieco podkręcić koniunkturę, wydając album live. Ponieważ nie do końca starczyło materiału na dwie płyty, czwartą stronę uzupełniono studyjnymi odrzutami. Członkowie zespołu byli przeciwni wydaniu tych nagrań, ale niestety decydenci Dekki się uparli i „Caught Live +5” ujrzało jednak światło dzienne. Niestety ujrzało. Fani podzielili opinię zespołu na ten temat i też niezbyt tłumnie ruszyli doi sklepów – w USA dotarło to ledwie do 26 miejsca Billboardu, a w Wielkiej Brytanii w ogóle nie weszło na listę przebojów. Późniejsze dzieje tego albumu tylko potwierdzają, że było to dziecko niezbyt chciane. Kiedy na początku lat osiemdziesiątych pojawił się nowy nośnik, czyli płyty CD, w bardzo krótkim czasie w tej wersji ukazały się wszystkie płyty grupy z lat 1967-1983. Wszystkie, oprócz „Caught Live + 5”. Wyglądało na to, że ani Decca, ani zespół nie mają ochoty tego wznawiać. Pierwsze wydanie na kompakcie to, wydaje mi się, dopiero koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy pojawiły się pierwsze remastery klasycznych płyt The Moodies.
Można to mieć, ale najwyżej z przyczyn kolekcjonerskich – żeby dziury w dyskografii na półce nie było. „Caught Live + 5” ma wartość tylko i wyłącznie archiwalną, na pewno nie muzyczną. Jak na zespół z ówczesnej pierwszej ligi, o takiej renomie i popularności, to ta płyta jest bardzo słaba.