ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Moody Blues, The ─ To Our Childrens Childrens Children w serwisie ArtRock.pl

Moody Blues, The — To Our Childrens Childrens Children

 
wydawnictwo: Decca-Deram 1969
 
1. Higher and Higher/ 2. Eyes of A Child I/ 3. Floating/ 4. Eyes of A Child II/ 5. I Never Tought I’d Live to Be A Hundred/ 6. Beyond/ 7. Out And In/ 8. Gypsy/ 9. Eternity Road/ 10. Candle of Life/ 11. Sun Is Still Shining/ 12. I Never Tought I’d Live to Be A Million/ 13. Watching And Waiting
 
skład:
Greame Edge – drums/ Justin Hayward – vocals, guitar/ Ray Thomas – flute, percussion, vocals/ John Lodge – bass, vocals/ Mike Pinder – keyboards
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,10
Arcydzieło.
,52

Łącznie 68, ocena: Arcydzieło.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
20.09.2006
(Recenzent)

Moody Blues, The — To Our Childrens Childrens Children

„Szukam i czekam na kogoś, kto mnie zrozumie” - nie można pisać o tej płycie, nie zaczynając od tego utworu. Niedoceniony i trochę zapomniany, ale jest to jedna z najpiękniejszych ballad zespołu. Mellotron, gitara akustyczna, głęboko w tle delikatnie grająca sekcja rytmiczna i głos Justina Haywarda. Dlaczego nie stała się tak wielkim przebojem jak „Nights in White Satin”? Przecież jest równie piękna. Ale nie uświadczy jej na żadnej składance, albumie koncertowym – zapomniana perła, na sam koniec płyty o skomplikowanym tytule. Też niezbyt docenionej.

„To Our Childrens Childrens Children” było już czwartą płytą The Moody Blues na przestrzeni dwóch lat. Na szczęście ilość szła w parze z jakością. Do poprzedniej „On The Threshold of A Dream” można mieć pewne zastrzeżenia, ale nie jest ona jakimś drastycznym zaniżeniem poziomu. „To Our...”, wydane jeszcze w tym samym roku, było  ostatnią płytą The Moody Blues,  której utwory tworzyły jedną całość, muzyczną i tematyczną. Jako koncept-album stanowiła szczytowe osiągnięcie zespołu – nigdy wcześniej, nawet na słynnym „Days of The Future Passed” , ani tym bardziej później, zespołowi nie udało się stworzyć tak spójnego, pod każdym względem, dzieła. To, że wszystkie utwory na płycie są ze sobą połączone, nie jest żadną nowością. Wydaje mi się jednak, że po raz pierwszy wszystkie te utwory tworzą coś w rodzaju długiej, wielowątkowej suity. Jeden utwór pasuje do drugiego, następny wynika z poprzedniego, wszystkie utrzymane w podobnym klimacie. A to wszystko zwieńczone wspomniana balladą „Watching And Waiting”.

Tylko na tej balladzie płyta się nie trzyma, bo byłoby to jednak zbyt mało. Jest to dzieło ze wszech miar zespołowe. Praktycznie każdy miał możliwość do zaprezentowania się z jak najlepszej strony. Najbardziej aktywny był John Lodge, który skomponował, lub współ komponował spory kawałek płyty – min. z Pinderem uroczą balladę „Out And In”, do tego obie części „Eyes of The Child”, a jeszcze świetne „Candle of Light”. Hayward z Thomasem stworzyli „Watching And Waiting”, sam Thomas – dynamiczne „Floating” i kolejna ładną balladę „Eternity Road”. Dziełem samego Haywarda jest dwuczęściowa miniaturka „I Never Thought...” i „Gypsy”. Greame Edge odpowiedzialny jest za pierwszy na płycie „Higher And Higher” i jedyny utwór instrumentalny (i bardzo dobry) - „Beyond”.

Muzycznie to jest tak, że słychać głównie mellotron Pindera i akustyczną gitarę Haywarda, na której gra w sposób dość charakterystyczny dla siebie i Pete’a Townshenda, a zapożyczony od Richie Havensa (sam się do tego przyznaje). No i obowiązkowo flet Raya Thomasa. Nawet jak na The Moody Blues jest to płyta spokojna i stonowana. Marzycielska, romantyczna i nieco nierealna – jest próba oderwania się od tej wrednej rzeczywistości i poszybowania daleko , wysoko – higher and higher.

Na każdym albumie The Moody Blues z okresu 1967-72 jest zawsze kilka utworów, które od razu wpadają w ucho – takie ewidentnie potencjalne duże hity. A ta płyta i pod tym względem jest wyjątkiem – melodii pięknych tu nie brak. Ale one są takie, jakby nie miały zamiaru zostać przebojami – ich podstawowym zadaniem jest bycie fragmentami większej całości. Może dlatego  jest nieco w cieniu innych dokonań zespołu. Szczególnie, że w następnym roku pojawiło się „Question of Balance” z wielkim hitem „Question” . Bo „To Our...” to nie będzie płyta, którą pokocha się od pierwszego wejrzenia. Najpierw może zaciekawić dwa, trzy utwory, potem następne, ale dopiero kilka przesłuchań pozwoli nam wydobyć z tej delikatnej i kameralnej płyty całe jej piękno.
 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.