Ta recenzja musiała się dziś pojawić. Tak rzutem na taśmę, tuż przed jutro rozpoczynającym się świętowaniem. Bo dokładnie za miesiąc, 23 stycznia, w gliwickiej PreZero Arenie, ta formacja pojawi się na jedynym koncercie w Polsce promując ten album. I tak się jakoś fatalnie złożyło, że mimo iż The Sky, the Earth & All Between ukazało się pod koniec lutego mijające go roku, to my jeszcze o nim nie pisaliśmy. A to piękny album, jedno z moich ulubionych tegorocznych wydawnictw.

To jedenasty pełnowymiarowy album Architektów, będący kontynuacją wydanej trzy lata temu The Classic Symptoms of a Broken Spirit. Do tego pierwszym od wielu lat krążkiem bez gitarzysty prowadzącego, Josha Middletona.

Do rzeczy. Dlaczego ten album jest tak dobry? W zasadzie nic tu nie powinno zaskakiwać, bo Brytyjczycy poruszają się po doskonale znanych sobie muzycznych rewirach: metalcore, czy może nawet bardziej progresywny metalcore, albo wreszcie alternatywny metal. Do tego płyta, pod względem stylistycznym, jakby naturalnie wypływa z poprzednich dwóch krążków: For Those That Wish to Exist i wspomnianego The Classic Symptoms of a Broken Spirit. A jednak wszystko jest tu jeszcze lepsze, bardziej wyraziste, lepiej wyprodukowane i ekstremalnie nośne!

Praktycznie schemat każdej kompozycji, zapisanej zwykle w 3-4 minutach, jest podobny. Mocarnie ciężka zwrotka, bazująca na soczystych metalcore’owych riffach i growlu, kontrastuje z arcymelodyjnym, śpiewanym czystym głosem refrenem. Tak jest już w otwierającym całość Elegy (którego fragment tekstu dał tytuł albumowi), w którym punkowa, rozpędzona agresja skontrastowana zostaje ze wzniosłym, majestatycznym refrenem. Takie kapitalne tematy mają też Whiplash (wręcz stadiony!), Blackhole (jeden z moich ulubionych), Everything Ends, Evil Eyes, Landmines, Curse, czy Seeing Red. Pod tym względem rozczarowują tylko nieco Brain Dead zbudowany ponownie na punkowej szybkości oraz Judgement Day.

Na koniec zostawiłem sobie dwie rzeczy lżejszego kalibru. Ale jakże cudowne. To kończący całość, wręcz balladowy, Chandelier, oraz mój absolutny faworyt, przepiękny Breaking Mirror z przejmującym tekstem o wewnętrznym zamęcie, zniszczonych relacjach, walce o wyjście z emocjonalnego chaosu, z bólu, tęsknoty i poczucia winy. Niesamowita płyta, nie tylko dla fanów metalcore’a. Dla mnie to ich najlepszy album.