Chwasty Polskie to debiutancki album formacji Hvast, który ukazał się w połowie września tego roku, zatem u nas to taka mała recenzyjna zaległość. Niby mowa o debiucie, ale tak naprawdę Hvast nie wyrósł z niczego. Wręcz przeciwnie, bo muzycy tej rodzimej formacji tworzyli i tworzą wiele innych projektów. Mimo tego, dla zalążków grupy, kluczowa jest jedna nazwa - Non Violent Communication, skrócona później do NVC – grupa, o której dwóch albumach (Obserwacje, Emocje) pisaliśmy w naszym serwisie. Hvast powstał niejako w przerwie działalności NVC, która wynikała z innych życiowych priorytetów saksofonisty grupy, Rafała Waszkiewicza. Pozostała trójka muzyków (Lerch, Chudziak, Głowacki) grała jednak dalej, tworzyła pomysły, improwizacje i… tak powstały Chwasty Polskie.

Ci którzy zetknęli się już z muzyką NVC nie powinni być zaskoczeni, bowiem pewne kluczowe stałe, definiujące muzykę NVC, są także i tu. Zatem to w dalszym ciągu granie instrumentalne, unikające gitary (choć tu muzycy zrobili wyjątek, ale o tym później), ocierające się o improwizację (lub wręcz będące nią), bazujące na transie, hipnotyczności, elektronicznych pejzażach i psychodeliczności.

A bardziej konkretnie? Album zbudowany jest ledwie z pięciu kompozycji wpisanych w nieco ponad trzy kwadranse muzyki. Utwory zatem są dość długie i niespieszne, jednak niezwykle intensywnie oddziałujące na wyobraźnię uważnego słuchacza. Rozpoczynający całość mantrowy Bieluń, ambientowy i futurystyczny, ma w sobie dużo orientu i mnóstwo zabawy elektronicznymi smaczkami, odjazdami i niuansami. Kąkol to już trochę inny muzyczny świat. Bardziej intensywny, zagęszczony i marszowy, ze złowieszczymi, odhumanizowanymi klawiszowymi tłami, na których wybrzmiewa takowe solo. Co ciekawe, w czwartej minucie utwór zmienia klimat zwracając uwagę niezwykle nośnym melodycznym i oczywiście konsekwentnie powtarzanym motywem. Trzeci Łopian i… kolejna odmiana. Bo to w zasadzie, oparty na improwizacji, czysty sonoryzm wpisany w tajemniczą i mroczną ambientowość. Wrotycz i nawłoć to mój absolutny faworyt. Snujący się powoli, osadzony na głębokiej i wyrazistej partii basu i intensywnej perkusyjnej formie, ozdobiony jest solowymi figurami gitary (gościnnie Marcin Lokś) i fletu (również gościnnie Aleksandra Buda). Zamykający całość najdłuższy w zestawie Oset, w którym ponownie pojawia się gitara (tym razem Bartka Leśniewskiego), w drugiej swej odsłonie otwiera się z kolei na jazzowe klimaty.

Chwasty Polskie to dla mnie dowód na to, jak w dość zamkniętej formule instrumentalnej, praktycznie „bezgitarowej”, bazującej na transie, hipnotyczności, ambiencie i psychodelii, stworzyć płytę silnie różnorodną, a jednak niezwykle spójną. Dla szukających w muzyce inteligentnego bawienia się dźwiękiem, jednak – wbrew pozorom – w bardzo atrakcyjnej i nośnej formie, rzecz godna zauważenia w tegorocznych podsumowaniach płytowych.