Maciej Sochoń nie jest z pewnością dla naszych czytelników anonimową postacią. Bo na łamach ArtRocka recenzowaliśmy cztery starsze albumu jego solowego, istniejącego już prawie od dwóch dekad (!) projektu Seasonal (Loneliness Manual, When You Left Sandbox for the Last Time, Heartvoid i Silent Sacrifice). Tych Seasonalowych płyt ukazało się zresztą już kilkanaście a my troszkę o nich zapomnieliśmy.

Tej jesieni nadarzyła się jednak okazja, żeby z muzyką białostoczanina ponownie poflirtować. Bo oto w październiku muzyk, który ten rok ma naprawdę artystycznie intrygujący (Sochoń zaliczył debiut na dużym ekranie grając główną rolę w komediodramacie Śmiertelnie poważne błahostki), opublikował swoją zupełnie nową płytę.

Ktoś zapyta: no i co z tego? Wszak jest niemalże „artystycznym pracoholikiem”. Tym razem jednak muzyk rozpoczyna kompletnie nowy rozdział, w którym bardziej się odkrywa, odziera z pewnej powłoki i chyba mocniej zbliża do odbiorcy. Bowiem płyta podpisana jest po raz pierwszy jego nazwiskiem, do tego też pierwszy raz teksty są w języku polskim. Pozostałe składowe są już na swój sposób standardowe. To znaczy, wszystko odbywa się w homerecordingowym stylu, w którym Sochoń pisze muzykę, teksty, odpowiada za wszystkie instrumenty, nagrywa, miksuje i masteruje.

I w pierwszym wrażeniu taka też „z jego dotychczasowego świata” jest ta płyta. Mocno Seasonalowa. Niespieszna, nastrojowa, nostalgiczna, melancholijna, przestrzenna, bardzo ilustracyjna, choć operująca głównie jesiennymi barwami. Taka zadumana. W dalszym ciągu czerpiąca nieco z post rocka, ambientu, czy nawet, delikatnie, z muzyki filmowej.

Trudno mi było na początku określić to, co na tej płycie mnie wabi, co mnie do niej ciągnie? Prawda jest bowiem taka, że siadając pierwszy raz do jej słuchania, bez oczekiwań na większe zaskoczenia, już w drugim, czy w trzecim kontakcie, te piosenki zaczęły się do mnie przyklejać, zostawać ze mną na dłużej, a ja zaczynałem je nawet nucić. Dziś już wiem, że tym czymś jest wspomniana w trzecim akapicie tej recenzji bliskość, do której mogę dorzucić pewną intymność, wypływającą z takich subtelnych wokalnych fraz śpiewanych przez Sochonia. No a poza tym takie ballady, jak Biuro rzeczy niechcianych, Żal do nikogo, Takainność, czy Murmuracje to po prostu piękne piosenki z cudnymi melodycznymi formami, ale i czasami z wokalnymi duetami autora z Katarzyną Garłukiewicz, czy Patrycją Kuprjanowicz.

A gdy dodamy do tego teksty, nieuciekające od niebanalnych słownych zestawień i zabaw, neologizmów i frazeologizmów (patrz już sam tytuł), mamy obraz naprawdę ujmującej płyty. Płyty o uczuciach, rozczarowaniu relacjami, ale i tym czasem, w którym żyjemy, poszukiwaniu swojego ja, a może bardziej o… spojrzeniu na nie. Wiele w tych tekstach gorzkości (choć podobnie mówimy, inaczej wszystko widzimy i w innych językach zrozumieliśmy świat) ale i sarkazmu oraz ironii (mam rabat na emocje i współczucie w przecenie). Polecam Państwu tę muzykę. Tak na chwilę zatrzymania w tym szalonym świecie.