ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Killing Joke ─ MMXII w serwisie ArtRock.pl

Killing Joke — MMXII

 
wydawnictwo: Spinefarm Records 2012
 
All songs written and composed by Killing Joke (Jaz Coleman, Paul Ferguson, Martin "Youth" Glover, and Kevin "Geordie" Walker).
1. "Pole Shift" 8:56
2. "Fema Camp" 5:02
3. "Rapture" 4:15
4. "Colony Collapse" 5:04
5. "Corporate Elect" 3:59
6. "In Cythera" 4:29
7. "Primobile" 4:44
8. "Glitch" 4:48
9. "Trance" 6:09
10. "On All Hallow's Eve" 3:21
 
Całkowity czas: 50:47
skład:
Line-up
* Jaz Coleman – vocals, synthesizer * Kevin "Geordie" Walker – guitar * Martin "Youth" Glover – bass guitar, synthesizer * Paul Ferguson – drums
Production
* Killing Joke – producers, design * Clive Goddard – recording, mixing * Tom Dalgety – recording, mixing * Michael Rendall – recording * Reza Udhin – engineer, programmer * Mike Coles – artwork
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,2

Łącznie 9, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
05.04.2012
(Recenzent)

Killing Joke — MMXII

 - No i czego się spodziewałeś Kapała?

 - Dobrej płyty

 - To jaki problem, przecież jest dobra?

 - Ale chciałbym lepszą.

 - A wiesz co ja bym chciał?

Nie, to nie kolejna rozmowa z Naczelnym, tylko dialog z moim Głosem Wewnętrznym. Jak widać w związku z nową płytą Killing Joke targają mną sprzeczne uczucia.

Z jednej strony "MMXII" jest słabsza od dwóch poprzednich, a z drugiej słucha się jej zupełnie dobrze (byłem  na początku święcie przekonany, że nie trwa nawet czterdziestu minut, tak szybko zleciała). Z trzeciej strony brzmi to wszystko jak "odrzutowa" sesja z "Absolut Dissent", oraz resztki i zmiotki z "Hossannas...", a z czwartej strony podczas pierwszego odsłuchu postawiłem ptaszki przy 4-5 tytułach, co jest wynikiem bardzo przyzwoitym.

 Pierwszy wylądował od razu przy „Pole Shift” – dynamiczny i hipnotyczny numer trochę jak z „Hossannas”, urozmaicony ciekawymi partiami syntezatorów. Następne dwa – „Rapture” i „Colony Collapse” – skoczne, dynamiczne numery,  jak z wczesnych płyt, potem „Primobile”, z rytmiką charakterystyczną dla wielu numerów noworomantycznych z lat osiemdziesiątych (np. „Fade to Grey” Visage).  Punknięty „Glitch” załapał się na pół ptaszka, bo niby nic wielkiego to nie jest, ale przyjemnie daje po uszach. Z „Wardance” mi się kojarzy. I też pół ptaszka trafiło do nawet spokojnego „On All Hallow’s Eve”, który całkiem fajnie cały ten krążek kończy.

 Cztery płyty w ciągu dziewięciu lat to wynik bardzo przyzwoity, a cztery co najmniej dobre płyty w  jednym ciągu w takim okresie to wynik godny szacunku. "MMXII" może mieć trochę pecha, bo dwa poprzednie krążki zawiesiły poprzeczkę niesamowicie wysoko, dostarczając mi naprawdę niezapominanych wrażeń muzycznych. Dlatego siłą rzeczy ten najnowszy, nie tak przygniatający jak "Hossannas" i nie tak dynamiczny jak "Absolute Dissent", nie wypada przy nich aż tak dobrze (gdyby wypadał, to trzeba by było już brać z muzyków miarę na pomnik i obstalowywać złote lektyki). Jest to rzecz nieco słabsza muzycznie, lżejsza brzmieniowo i lżejsza gatunkowo. Więcej jest na niej nowofalowo - noworomantycznych wycieczek w stylu "The Raven King", chociaż nie aż tak dobrych, jest trochę letko punkniętych numerów, w stylu wczesnych płyt, ale też nie takich dobrych jak na przykład "In Excelsis", w kilku momentach pojawia się też walec drogowy, ale też nie ma tego tonażu, jak ten z "Hossannas". Jednak wielkich powodów do narzekań nie ma. Te pozostałe utwory, których wyżej nie wymieniłem też z czasem zaczynają się podobać, chociaż nie wszystkie, bo jednak „Trance” to trochę zapchajdziura.

 Osiem gwiazdek, ale uczciwie przyznaję, że dosyć mocno naciąganych. Bardziej pasowałoby siedem i pół, albo siedem plus sześciopak piwa, ale z względu na starą, wieloletnią znajomość, podciągnę im ocenę o te pół gwiazdki, co nie będzie chyba zbytnim nadużyciem.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.