ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Tangent, The ─ Comm w serwisie ArtRock.pl

Tangent, The — Comm

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2011
 
1. The Wiki Man (20:14)
2. The Mind's Eye (08:13)
3. Shoot Them Down (06:45)
4. Tech Support Guy (05:51)
5. Titanic Calls Carpathia (16:31)
6. The Spirit Of The Net (Demo) (04:44)
7. Fantasy Bootleg (Watcher Of The Skies) (05:52)
 
Całkowity czas: 67:52
skład:
Andy Tillison - organy, syntezatory, fortepian, melotron, elektryczne pianino, głos
Jonathan Barrett - bass, głos
Luke Machin - elektryczne i akustyczne gitary, głos
Tony Latham - perkusja
Theo Travis - tenorowy i sopranowy saksofon, flety
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,28

Łącznie 37, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
06.12.2011
(Recenzent)

Tangent, The — Comm

We wrześniu bieżącego roku ukazała się nakładem wytwórni Inside Out kolejna, szósta studyjna płyta progresywnego zespołu rockowego The Tangent zatytułowana Comm. Znajdują się na niej dwie długie kompozycje nawiązujące rozmachem do epickich suit progresywnych zespołów anglosaskich z lat siedemdziesiątych. Ponadto, na krążku zapisano trzy krótsze numery wplecione pomiędzy nie dla uwypuklenia kontrastów czasowych na płycie. Są także dwa bonusy, z których jeden stanowi cover klasycznego utworu Genesis z 1972 roku – „Watcher of the Skies” – z cytatem „I Get Up I Get Down” ze suity „Close to the Edge” Yesów z tego samego roku.

Na płyty formacji Andy'ego Tillisona czekam zawsze z wielkim utęsknieniem mimo, że przecież wychodzą nader często bo średnio co dwa lata. Ledwie ogarniemy jedną, o drugiej już czytamy w zapowiedziach. Z utęsknieniem, ponieważ z reprezentantów trzeciego pokolenia progresywnych muzyków rockowych są jedynymi, którzy potrafią skupić całą uwagę wrażliwego odbiorcy na własnych niebanalnych dźwiękach znacznie dłużej niż przez godzinę bez jednego ziewnięcia.

Ostatnim wielkim progresywnym dziełem, jakie wystawiło na próbę moje zmęczone odwiecznym bajaniem o legendach średniowiecza zmysły była wzorowo nagrana płyta Moonshine – ani słowa o arturiańskich przygodach – naszego rodzimego Collage. Pomimo schlebianiu świętej tradycji rocka progresywnego nasi rodacy zdołali zawstydzić ówczesnych dewizowych progresów-nudziarzy świetną produkcją z dźwiękiem zanurzonym w ultra basie, a także świeżym, jak na owe czasy, pomysłom kompozytorskim. Podobnież dekadę później, brytyjska grupa The Tangent rozważnie i mądrze czerpie z kanonu rocka, i również jej muzyka pozostaje na tyle oryginalna, żeby nie obawiać się karłów konkurencji i wschodzących z prędkością kliknięcia myszy nowych „gwiazd”.

Właśnie między innymi o takiej powszechnej artystyczności jest mowa na najnowszym albumie The Tangent. Andy Tillison z rozgoryczeniem śpiewa o samozwańczych twórcach, żurnalistach,  recenzentach i komentatorach sztuki wypisujących gryzmoły na ścianach Facebooka nieraz z czystej zawiści w nadziei na lajka („The Wiki Man”).

Out of a novel from the fifties/Comes this mad nightmare, our „Childhood's End” (to szaleństwo ma swoje źródło w napisanej w 1953 roku przez brytyjskiego pisarza Arthura C. Clarke'a powieści Koniec dzieciństwa). Pytanie stawiane przez autora w refrenie w nieco ironicznym tonie  – Have I become the Wiki Man? – wydaje się kluczowe dla każdego liczącego się z wieczystymi wpisami w największej encyklopedii w sieci artysty. Bądź co bądź, Andy Tillison Wiki Człekiem już jest i nie musi się martwić o pamięć na kartach Internetu, no chyba, że zostanie z nich jednym kliknięciem wyedytowany („Edit Me Out”).

Oczywiście, są to tylko niepokoje starzejącej się gwiazdy prog-rocka, jak siebie w tekstach określa sam Andy. Istotą tekstu jest raczej niepokój płynący z bezwzględnego zaufania użytkowników Internetu takim serwisom jak Facebook czy Google+. Mylne założenie, że to co wyszukują w sieci wyczerpuje całkowicie możliwości odpowiedzi na postawione przez nich pytania. Niestety, nawet stryjaszek Google filtruje informacje, a podawane przez niego wyniki wyszukiwania uzależnione są między innymi od historii przeglądania i miejsca, w którym akurat się znajdujemy.

Nuty pocieszenia nie usłyszymy też w zamykającej płytę złożonej podobnie jak „The Wiki Man” z sześciu części kompozycji „Titanic Calls Carpathia”. Jest to głos wołającego na puszczy albo raczej na środku oceanu, głuche wołanie zagubionej duszy wzywającej w środku nocy na pomoc odległego o jakieś 520 lat świetlnych Antaresa. (W krajowej muzyce niedawno zespół Coma w przewrotnie zatytułowanym numerze „Gwiazdozbiory” pochodzącym z czerwonego albumu dotknął jakże aktualnego problemu nadmiernego rozgwieżdżenia się naszego show biznesu).

Muzycznie Comm, jak zresztą wszystkie poprzednie albumy zespołu The Tangent, nie odkrywa niczego nowego na starym gruncie rocka progresywnego, na którym osadza się jego muzyczny styl.  Na szczęście, nie powiela też ciągle tych samych tematów wymyślonych wcześniej przez innych artystów i siebie samych. Podskórnych inspiracji na Comm nie brakuje natomiast dosłownych cytatów znalazłem tylko jeden. Jest nim zagrany jazzowo główny motyw z kreskówki o Inspektorze Gadżecie w ósmej minucie „The Wiki Man”. Gdy popatrzymy na warstwę liryczną utworu, jego użycie staje się całkiem jasne. Z kolei, te pośrednie inspiracje to m.in. bogate aranżacje i liczne zmiany tempa charakterystyczne dla kompozycji takich dinozaurów rocka jak chociażby Van der Graaf Generator, Emerson, Lake & Palmer, Genesis czy Yes, a także intrygujące brzmienia instrumentów dmuchanych, których nie powstydziłby się nieobecny już w grupie – ex-saksofonista VdGG – David Jackson. Czapki z głów przed Theo Travisem!

Tak samo głęboki ukłon należy wykonać w stronę nieprzeciętnego tekściarza zespołu, Andy'ego Tillisona, który w finałowej suicie płyty Comm wydaje się nawiązywać słowami – o zdziczeniu obyczajów, zabawianiu się cudzym kosztem i oddaniu się całkowitemu „sieciowemu” szaleństwu, które On sam nazywa po prostu Comm – do ostatniego wersu piosenki Rogera Watersa „Amused To Death”, w której los człowieka został opisany w podobnie smutny sposób. Jak widać, istnieją jeszcze błyskotliwi artyści, których głos rozsądku niczym rozbłyśnięta flara na nocnym niebie dociera do tych, którzy pragną zadać sobie trud odczytania nadanego sygnału SOS i, co więcej, nie pozostają obojętni na tę przysłowiową butelkę z wiadomością rzuconą do spienionej wody za burtą. Nie ma nic gorszego w sztuce niż dzieło nie skłaniające do refleksji.

Muzyka na ostatnim krążku zespołu Andy'ego Tillisona nie jest jeszcze jedną – zapewne bardziej podświadomą niż celową – próbą wskrzeszania ideałów rocka progresywnego, tylko regeneracją dawno wyczerpanej studni z napisem progressive rock ideas na pompie przez najwyraźniej niewypranych jeszcze z pomysłów piewców starej sztuki. Starej, aczkolwiek z nowym zielonym logo na piersi – The Tangent – bowiem tylko stamtąd czyli z głębi serca płynie najszczersza muzyka. Kto nie wierzy, niech posłucha, co ma jeszcze do powiedzenia ostatnia gwiazda wymarłego już gatunku dinozaurów rocka progresywnego.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.