The Lovers to w połowie koncertowy, w połowie studyjny album Różowych Kropek wydany oficjalnie w 1984 roku i nie wnoszący zdaniem sporej rzeszy fanów i krytyków muzycznych niczego nowego i ciekawego do przepastnej dyskografii tej holenderskiej grupy. Ten koncepcyjnie hybrydowy krążek ma jednak swoje momenty, dla których warto mu się bliżej przyjrzeć.
Pierwsza część The Lovers to przede wszystkim dwie synth-popowe piosenki zarejestrowane na żywo w klubie Milky Way w Amsterdamie. Apokaliptyczne 'MMMmmmm......' traktujące o zaburzeniu porządku w hierarchii człowiek – zwierzę przedstawia surrealistyczny wyimek z życia farmera, który, w wyniku odwrócenia się ról, staje się ofiarą własnych zwierząt hodowlanych. Nie jest zapewne niczym przyjemnym zostać ot tak spałaszowanym przez swoich podopiecznych. Jedynym komplementem dla tego biednego człowieka jest porzucenie przypraw w tej uczcie na rzecz wybornego smaku surowego ludzkiego mięsa. Natomiast, fanatyczny 'The Heretic' przeraża wizją nieuniknionej kary za odmienność i niedopasowanie do powszechnie uznawanego kanonu stereotypowych ludzkich zachowań. „Wygnajmy heretyka! Zakujmy w łańcuchy i ukrzyżujmy fanatyka i wariata – rozświetlmy nimi niebo przez najbliższych kilka godzin. Mamy władzę i narzędzia... Ach ten dreszcz emocji, gdy pragniemy zabić”. Oba utwory charakteryzuje pseudo dyskotekowy rytm i histeryczny głos wokalisty Ka-spela, który chwilami przypomina krzyki opętanego przez demona człowieka.
Drugą część płyty rozpoczyna jedna z najbardziej niezwykłych i nastrojowych ballad w dorobku Kropek o zwykłym tytule 'The Lovers (Part 1)'. To bardzo osobiste wyznanie, które pozostaje na długo w pamięci odbiorcy wprawiając go w stan cudownego, depresyjnego odrętwienia. Ka-spel porusza tu temat okazjonalnych spotkań pary kochanków, którzy odkrywają siebie na nowo za każdym razem, gdy się spotykają.
Udręka wyczekiwania. Jeszcze chwila... Cierpliwości!
Przez megafon dowiaduję się, że właśnie wylądowałaś.
Hala przylotów ... oczy zmrużone ... palce bębnią ...
Wytężonym wzrokiem usiłuję odnaleźć cię w tłumie.
Zaraz znów będziemy razem.
Nadszedł czas intymnych zwierzeń.
Owinięci ciepłym szalem odkrywamy siebie na nowo.
Znowu razem ...
Pocałunki przy śniadaniu.
Gorączka uczuć.
Wspólny koncert życzeń.
Kawa ostygła - naczynia pozmywane - papieros wypalony - pora wracać.
Wsiadamy w pociąg.
Objęci uśmiechamy się, gdy inni odwracają wzrok, by po chwili znów na nas spojrzeć.
Splecione dłonie - łzy rozstania - ściśnięte gardło moje.
Walizka spakowana - czas twojego pobytu tutaj właśnie dobiegł końca.
Znowu będziemy pisać do siebie, wypłakiwać smutki do słuchawki.
Odliczamy sekundy, aż historia się powtórzy.
Depresyjność tej kompozycji podkreślają nie tylko jej słowa, ale też płoche dźwięki fortepianu, nieco płaczliwe zawodzenie Lady Sunshine, plusk padającego rzęsiście deszczu w tle oraz wszechobecne przejmujące do głębi partie skrzypiec. Odpowiedzialny za nie Patrick Wright zagrał też pierwsze skrzypce w drugiej części „Kochanków” odsuwając na dalszy plan skromny akompaniament kolegów z grupy. Co więcej, liryczny charakter 'The Lovers (Part 2)' uwypukla krótki tekst, który podobnie jak pierwszy epizod 'Kochanków' jest utrzymany w konwencji ściskającej-gardło ballady.
Pierwsze pęknięcia pojawiły się na niej.
Po jej porcelanowym ciele pełzają pajęczyny.
A na jej zgrabnych ramionach osiadł kurz.
Lustra kłamią, a porozrzucane fotografie śmieją się nam w twarz.
I wystarczy, że mocniej ją pchniesz, a straci równowagę i rozbije się na
drobne kawałeczki.
Ale muśnij ją delikatnie, a sprawisz, że ożyje, zatańczy, poczuje, pokocha
...
Tańcz moja pani z chińskiej porcelany.
Po długim i poważnym solo na skrzypcach nastrój smutku pryska, a temat miłości zastępuje ślepa chuć i desperacja 'Curious Guy'. Chociaż tekst utworu nie jest tak bardzo przesiąknięty lepkim erotyzmem jak obrazoburcze 'The Blessing' z innej płyty Dotsów, w którym Duch Święty zostaje przez autora obdarzony lubieżną i demoniczną naturą właściwą inkubowi, to jednak nie jest absolutnie pozbawiony tej szczególnej pikanterii chwilami nawet zakrawającej na groteskę.
Roztrzaskaj mnie na drobne kawałeczki,
wrzuć do filiżanki,
dodaj cukru,
zamieszaj,
zagotuj
i wypij.
Pragnę wypełnić twoje wnętrze.
Pozwól mi ogrzać twe zimne serce.
Mam wielką ochotę polizać dziewicze zakątki twojego ciała,
spenetrować wszystkie jego zakamarki,
tańczyć przeskakując z jednej chrząstki na drugą.
Pragnę usłyszeć jak krzyczysz z rozkoszy.
Mówisz, że jesteś nieśmiała... Daj spokój.
Chcę cię tylko bliżej poznać.
Jestem ciekawskim facetem.
Oczy mam przekrwione... wpadam w furię... ginę...
(Świetnie smakuję z puszki, doskonale nadaję się do toastów...)
Wypij mnie duszkiem... teraz... zaraz... już... !!!
„Ciekawskiego faceta” dość często można było usłyszeć na koncertach, jakie Kropki dawały w latach osiemdziesiątych i pewnie nie raz wywoływał on u samego ich frontmana impulsywne reakcje bliskie teatralnej furii. Co ciekawe, pragnienia bohatera przebojowej piosenki 'Curious Guy' niejako spełniają się, aczkolwiek na krótko, czego dowiadujemy się już w pierwszych strofach kolejnej, gorzkiej kompozycji zatytułowanej ‘Premonition 16’. Finałowa i zarazem najbardziej ponura wizja zawarta na The Lovers daleka jest od słodyczy, jaka zwykle kojarzy się z miłosnym uniesieniem. W ‘Premonition 16’ mamy raczej do czynienia z miłosnym udręczeniem spowodowanym porzuceniem przez drugą stronę.
Zwinęłaś język i splunęłaś,
wyleciałem ci z ust...
strzał w dziesiątkę.
Spuściłaś mnie w kuchennym zlewie
dławiącego się, zagubionego, posiniaczonego,
rozmyślającego o naszym wspólnym miesiącu miodowym,
nocach, które spędziliśmy razem pod księżycem.
Siedząc po turecku płynęliśmy w dół rzeki.
Nie potrzebowaliśmy łodzi – nam aniołom woda nie straszna, czyż nie?
Leżę tu teraz sam nieruchomo z aligatorami i szczurami,
moimi jedynymi towarzyszami rozmów...
zlizując słodycz z palców, listki herbaty z oczu...
A krew samobójców kapie zewsząd i chlapie na wszystkie strony.
I tak zastanawiam się, czy nie ma cię wśród nich...?
Po wysłuchaniu argumentów jednej strony nadchodzi czas na wylanie swoich żalów przez drugą:
Ona powiedziała:
"Bez urazy,
skrzywdzono mnie już wiele razy
i wiesz, co ... ?
Za każdym kolejnym
było mi trochę trudniej się pozbierać.
Zranię cię jeśli tu zostaniesz choćby chwilę dłużej".
Ciągnęła dalej:
"Ostatniej nocy było inaczej;
byłeś jak tygrys na łowach.
Miałeś ostre pazurki lecz ci się stępiły.
Nie kręcisz mnie już wcale".
Skończyła:
"Daruj sobie i nie dzwoń do mnie więcej
bo i tak od razu trzasnę słuchawką.
No cóż, chcę teraz po prostu być sama".
[W tle słychać śmiech]. (1)
Po tych cierpkich słowach następuje stopniowe wyciszenie, skrzypce, które kreowały napięcie całej tej dramatycznej historii giną w tle, a do końca słyszymy tylko muzykę otoczenia tj. mroczne dźwięki syntezatora wydające z siebie ostatnie syntetyczne tchnienie.
Podsumowując, The Lovers jak na album kompilacyjny, wypada, moim skromnym zdaniem, równie znakomicie jak najlepsze dwie produkcje Kropek lat osiemdziesiątych – Any Day Now (1988) i The Golden Age (1989). A wszystko za sprawą zjawiskowych dźwięków skrzypiec ('The Lovers Part 1 i 2'), niezwykłych wizji Ka-spela mających raz charakter fantastycznej makabreski ('MMMmmmm..........'), raz przesyconych obrzydliwością i wstrętem ('Premonition 16'). The Lovers jest niezwykle zgrabnie zrobioną „zszywanką”, której poszczególne łatki zlewają się w całość tworząc finezyjny ornament wyhaftowany złotą nitką.
(1) Tłumaczenie tekstów - Tomasz Ostafiński