Sobota z SBB – odcinek XIII.
Koncerty w USA okazały się ostatnimi występami SBB w składzie z Jerzym Piotrowskim. Perkusista wybrał bowiem freedom i pozostał w Stanach na stałe. Na powrót SBB fani czekali cztery lata. W składzie znów zredukowanym do tria, z Mirosławem Muzykantem (który miał już okazję grać ze Skrzekiem) za perkusją, zespół wznowił koncerty. Pierwszy z nich, 22 sierpnia 1998 na przystani w Giżycku, udokumentowano płytą CD „Absolutely Live ‘98”.
Koncepcja sama w sobie była dobra: wracamy do korzeni, gramy tylko w trójkę, do tego grzejemy ostrzej, bardziej rockowo, bardziej surowo, w przeciwieństwie do dość stonowanego grania prezentowanego przez SBB w kwintecie. No tak, koncepcja była dobra, a realizacja…
Zaczyna się całkiem fajnie. Syntezatorowe odloty Skrzeka. Potem dochodzą gitara i bębny w zgiełkliwym, hałaśliwym unisono. Potem startuje „Odlot”… i od razu słychać, że coś tu nie gra. Konkretnie – perkusja. Muzykant kompletnie nie umie tej kompozycji pociągnąć do przodu, nadać jej odpowiedniej dynamiki, odpowiedniego szwungu; jedyne co robi, to tłucze się bez ładu i składu po całym zestawie perkusyjnym na zasadzie wyprodukowania możliwie największej ilości hałasu. W efekcie cała rozwinięta część instrumentalna zamienia się w jałowe, bezsensowne nabijanie czasu. Do tego całość (nawet po zremasterowaniu) brzmi bootlegowo, co jeszcze ciągnie całe nagranie w dół… Bootlegowa jakość dźwięku i bezsensowne łomotanie perkusji kompletnie masakruje „Walkin’ Around A Stormy Bay” – co ciekawe, Antymos gra tutaj nie na perkusji jak zwykle (niestety), ale na gitarze. „Memento” zagrano w większym niż zazwyczaj fragmencie – co niestety nie wyszło na dobre: całość wypada bez energii, ociężale. Podobnie anemicznie wypada też suita „Going Away”. Na całej płycie jako tako bronią się te fragmenty, w których rola Muzykanta zostaje sprowadzona do niezbędnego minimum. Te, w których perkusista ma za zadanie jedynie trzymać niespieszny rytm, nie musi nadawać dynamiki, popisywać się dużą techniką. Akceptowalnie wypada „Z których krwi krew moja”, poprawnie – „Erotyk” i „Singer Oh Singer” (z adekwatnym do miejsca koncertu zagajeniem w tekście: śpiewaj o miłości – na żaglówce).
Oprócz wybrania złego perkusisty i bardzo przeciętnego brzmienia, na bardzo słaby poziom „Absolutely Live ‘98” wpływa też słyszalny brak zgrania Antymosa i Skrzeka z nowym muzykiem: chociażby w dynamicznych fragmentach „Odlotu” i w „Walkin’ Around The Stormy Bay” słychać go bardzo boleśnie. Nie wiem, ile panowie odbyli prób przed tym koncertem, ale na pewno pomysł, by zarejestrować pierwszy koncert SBB w składzie z Muzykantem, był pomysłem wyjątkowo fatalnym. W efekcie otrzymaliśmy płytę, po którą nawet zaprzysięgli fani SBB powinni sięgnąć w ostatniej kolejności.
Tak szczerze? Omijać z daleka. Zdecydowanie najgorsza płyta SBB.
Za tydzień: Sobota z SBB odcinek XIV: W filharmonii. Czyli powrót do starej koncepcji sprzed ponad dwudziestu lat. Niestety wciąż w tym samym składzie.