Zdaje się, że pan Reznor potrzebował takiego albumu jak „With Teeth” (2005), by odblokować się twórczo po genialnym „The Fragile” (1999). Reszta poszła już w miarę gładko i o ponownym twórczym rozkwicie tego artysty świadczyć może najlepiej właśnie takie wydawnictwo jak to.

„Ghosts” to dalekie pejzaże, nieuchwytne widoki, wrażenia, odczucia, refleksje, idee podane często w najprostszej postaci, blisko źródła; zbiór 36 impresji. Sam zamysł jest dość ciekawy, interesujący w wykonaniu kompozytora, który znany jest ze swojej potrzeby dopracowania każdego dźwięku oraz wszystkich innych szczegółów związanych z wydawaniem płyty. Prezentuje się więc okazale cała strona wizualna, zdjęcia do poszczególnych utworów i w końcu możliwość zakupienia albumu w kilku różnych wersjach, od zwykłych mp3 do ultra-deluxe limited edition osobiście podpisanych przez Trenta Reznora.

Można w sumie opowiedzieć każdą z tych kompozycji, na temat każdej napisać parę słów, szukać porównań z wcześniejszymi dokonaniami zespołu. Wydaje mi się jednak, że mija się to z celem. Traktuję ten album raczej jako całość, w której przeplatają się utwory melancholijne, smutne, oparte głównie na charakterystycznym, bardzo rozpoznawalnym pianinie z bardziej agresywnymi, głośnymi, z dużą dawką eksperymentowania w dźwiękach. Zabawy na pograniczu ciszy i powszechnie znanych dźwięków, do karkołomnych rytmów, dziwnych melodii tworzonych za pomocą trudnych do zidentyfikowania dźwięków. Jest to podróż przez różne oblicza Reznora, przez jego stany emocjonalne, co zabawne ta podróż najwyraźniej muzycznie odnosi się do końca lat 90tych, zupełnie jakby ta dekada, która minęła nie była żadną przepaścią.

Czy daje to możliwość do nowego odczytania „The Fragile”? Chyba tak.

Może należy spojrzeć na tę płytę jako na pewien etap w procesie twórczym; ten czas zbierania pomysłów, rejestrowania ich. Moment, w którym muzycy mogą decydować, które zestawy dźwiękowe wydają im się bardziej atrakcyjne, które mniej, a w końcu wybiorą te nadające się do dalszej obróbki, pracy, by w końcu zaczęły wyłaniać się z nich pełne, dopieszczone kompozycje. Wstępny etap krystalizacji dzieła; na razie bardzo wiele różnorodnych pomysłów, gdzie droga ostateczna nie została jeszcze wytyczona – takim właśnie doświadczeniem może być „Ghosts”, na swój sposób absolutnym jak przystało na zaprzysiężonego perfekcjonistę jakim jest pan Reznor.