ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Dream Theater ─ Octavarium w serwisie ArtRock.pl

Dream Theater — Octavarium

 
wydawnictwo: Atlantic 2005
 
1. The Root Of All Evil [8:39]
2. The Answer Lies Within [5:19]
3. These Walls [7:36]
4. I Walk Beside You [4:29]
5. Panic Attack [8:13]
6. Never Enough [6:46]
7. Sacrificed Sons [10:42]
8. Octavarium [23:59]
 
Całkowity czas: 75:43
skład:
James LaBrie -vocals /Mike Portnoy -drums & percussion /John Petrucci - guitars & vocals /John Myung - bass /Jordan Rudess - keyboard, continuum fingerboard and lap steep guitar/ gościnnie: orchestra in Sacrificed Sons & Octavarium Elena Barere – concert master/ Catherine Fong, Ann Lehmann, Catherine Livolsi-Stern – violins/ Vincdent Lionti, Karen Dreyfus – violas/ Richard Locker, Jeanne LeBlanc – cellos/ Pamela Sklar – flute/ Joe Anderer, Stewart Rose – French horns/ string quartet on The Answer Lies Within: Elena Barere – first string/ Carol Webb – second violin/ Vincent Lionti – viola/ Richard Locker – cello
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,15
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,5
Album słaby, nie broni się jako całość.
,14
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,18
Album jakich wiele, poprawny.
,18
Dobra, godna uwagi produkcja.
,25
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,35
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,81
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,111
Arcydzieło.
,134

Łącznie 456, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
07.06.2005
(Recenzent)

Dream Theater — Octavarium

Muzycy Dream Theater powoli przyzwyczajają nas do schematu: trzech nazwijmy to tematycznych albumów, czwartego lżejszego, znacznie łatwiejszego i bardziej rozbudowanego stylistycznie. Tak było w przypadku Falling Into Infinity, tak też stało się 8 lat później na Octavarium - już sama okładka wskazywała na zmianę stylu od poprzedniczek. A różnią się i to zaskakująco mocno.

Pierwsze co się rzuca "w uszy" po włączeniu odtwarzacza o zmiana sposobu śpiewania przez Jamesa LaBrie. Więcej jest też swobodnych dźwięków i spokojniejszych melodii - powtórzę - MELODII. Zanim Jordan Rudess stał się etatowym klawiszowcem, mogliśmy prześledzić jego umiejętności na zagranej wspólnie z Portnoyem, Petruccim oraz Tonym Levinem "Liquid Tension Experiment" - tylko gdzieś wydawało się,  zabrakło miejsca na bujne popisy klawiszowe. Tu to się zmienia. W końcu. Przestrzeni dodają przeróżne smyczki, dużo delikatnych brzmień i to za co lubimy poza Dtowskie projekty LaBrie - "Leonardo - the Absolute Man" czy "Human Equation". Nie tylko z tych albumów,  także przekrój przez najlepszych kompozycji w historii zespołu, co słychać już przy "These Walls", rozpoczęta z wykopem kompozycja, z mocnym i niskim riffem oraz prze-soczystym moogiem (ach te ciarki na jego brzmienie!), dalej przypomina pop-rockowy hit "You not me" z wydanej 8 lat wcześniej FII. Popularny motyw gitarowy jaki towarzyszy nie pozostawia złudzeń o singlowym przeznaczeniu utworu. Bardzo zgrabna kompozycja, wokalnie jednak nie nastraja optymizmem.
Sam album niesie bardzo ciekawą warstwę liryczną. Nie są to wyszukane trącającą erudycją eposy literackie, jednakże całość zamyka się w małym quasi-koncepcie rozdartego bohatera, który na różne sposoby walczy ze swoimi problemami - które drążą - klasyczny przykład literackiej walki z nałogiem, w sztuce muzycznej - tym bardziej rockowej poruszany tysiące razy. Podobno Portnoy coś takiego przechodził w stosunku do C2H5OH.

"Every time you choose to turn away
Is it worth the price you pay?
Is there someone who will wait for you?
One more time
One more time "

Już otwierający album "The Root of All Evill" nosi znamiona transatlantyckiego "Duel with the Devill"*), małe podobieństwa dadzą się wychwycić. Nic dziwnego że znalazło się odniesienie do tej kompozycji, Mike kilkukrotnie miał okazję współpracować z Nealem Morsem, towarzysząc mu nawet na ostatniej solowej płycie "One". Dalej można samemu podinterpretować podobieństwa do warstwy  lirycznej utworów Octavarium z autorstwa N. Morse'a.
Utwór przechodzi płynnie w " I walk beside You" -  chociaż melodia jakiej trzyma się LaBrie przypomina młodziutką brytyjską wokalistkę Jem w jej popularnym szeroko tłuczonym w mediach kawałku "They" to jednak bardziej tej kompozycji do amerykańskiego splendoru rocka. Staccato odgrywane w tle emocjonująco podnosi klimat kompozycji, jednak część nazwijmy ją refrenem ..... utrzymano w klimacie U2. W dalszej cześci krążka spotkamy znacznie więcej takich odniesień - także do wcześniejszych kompozycji zespołu. Autozapożyczenia? Czemu nie. W końcu cała muzyka rockowa to wzajemne zrzynanie pomysłów.

Z takim też powrotem mamy do czynienia w mrocznym "Panic Attac", w którym mocno daje o sobie znać Train of  Thought: mocny, mroczny klimat w stylu albumu ToT, czy produkcji zespołów KORN, POD. Bez wątpienia ta kompozycja to najmroczniejszy kawałek na płycie - klawiszowe plamy dają mocną przestrzeń wzorowaną na gotyckich uniesieniach i subtelne, pobrzdąkujące pianino w tle, podkreślone niziutkimi riffami, zakończone wspólnym szalonym wybitnie speed-metalowym solo panów Rudessa i Petrucciego i mocnym akcentem ... elektronicznym, brzmieniami w czysto Ozricowym klimacie.. Świetnie wypada na tym tle głos LaBrie - gdyby tak śpiewał na SFAM/6DOIT/TOT .... (ech)

"Why do I feel so numb?
Has it something to do with where I come from?
Should this be fight or flight?
I don't know why I'm constantly so uptight "


Podobnie ma się rzecz w mocnej, kopiącej "Never Enought", gdzie James zakrwawia komuś w myślach podłogę w egoistycznym wyznaniu, co w połączeniu z granymi w tle pasażami oraz solówkami tym razem obu panów od solówek daje ciekawy efekt - całość postanowili jednak wydłużyć do 8 minut, jednakże ten utwór to demon prędkości, ani się nie spostrzeżecie a przeobrazi się w "Sacrificed Sons". Tu troszkę pozostaniemy dłużej.
Utwór rozpoczyna się komentarzem telewizyjnym o atakach terrorystycznych, czymś w rodzaju rozmów/wywiadów na antenie, w tle nucone są modły.
Początek jest refleksyjny, spokojny, jednak z każdym taktem wzrasta napięcie.

"Who would wish this on our people?
And proclaim that his will be done
scriptures say he had misled them
All praise their sacrificed sons "

Analizując treść utworu, można odczuć obawę przed tymi, co w modlitwach święcą kolejnych bohaterów samobójczych ataków, ale owa obawa jest napędzana strachem pierwotnym, podsycanym przez media, z korzeniami w źle pojmowanych religijnych przesłaniach.

"Walls are closing anxiously
Channel surfing frantically
Burning city, smoke and fire
Planes, we're certain.
Flames in spiral "

Teraz to tylko czekać na jakiś wywiad, gdzie panowie sami ujawnią intencje dotyczące tego utworu. W warstwie muzycznej mocno akcentowana partia pianina i mocna solowa gitara, pełne uniesień solo z akcentem, że nie ma przebacz. Dużo emocji bije od tego utworu.

"There's no time
Time to waste
Who serves the truth
For heaven's sake?
"


Raczej monotonny choć dynamiczny utwór, raczej niewiele tu zmian tematu muzycznego. 10 minut mocnego, lekko przestrzennego i lekko mrocznego w temacie grania.

Zamykająca kompozycja, tytułowa "Octavarium" to swoisty tribute to dla Yes, Genesis i wszystkich tych progresywnych zespołów, których aktywność miała miejsce w latach 70-tych. Kompozycja otwarta mocno floydowym klimatem. Na następne 25 minut, bo tyle trwać będzie wspomniany utwór, Dream Theater zaprasza nas na historię muzyki, co rusz odwołując się do ciekawszych kompozycji gdzieś kiedyś zagranych przez wielkich. Podzielona na 8 części opowieść, z początku brzmi dosłownie jak "Shine on You Crazy Diamond" z albumu "Wish you were here", to jednak w dalszej części okazuje się spójnie złączonymi najlepszymi pomysłami jakie znalazły się kiedykolwiek na rockowej scenie. Po tym delikatnym wstępie .. nie to nie jest TransAtlantic chociaż to pierwsze przychodzi na myśl.
Flet. Tak szanowni państwo tam jest flet. Miło wprowadza klimat wczesnego gabrielowskiego Genesis. W tonacji iście gotyckiej rozpoczyna się część II, w której LaBrie potrafi zauroczyć śpiewem. Poszczególne części kompozycji są zróżnicowane, łatwo po nich "pływać", mają różne tematy muzyczne. Ewidentnie emanuje tu wpływem z poprzednich produkcji Portnoya i LaBrie: bogactwo aranżacyjne oraz pewne podobieństwa schematów spółki Portnoy-Stolt-Morse-Trewavas oraz Lucassena sprawia, że z niedowierzaniem dosłuchujemy się tutaj muzycznych śladów tychże produkcji. O tej kompozycji można pisać znacznie dłużej, Jest to bardzo udana aranżacja, brakowało mi tego na wcześniejszych produkcjach i raczej nie sądziłem, że się kiedykolwiek pojawi. Przez kolejne 25 minut czeka was eksplozja progresywnego grania w najczystszej postaci. Aż się człowiek cieszy na samą myśl o tym.

Generalnie album jest dobry. Absolutnie nie nazwałbym go odkrywczym ani oryginalnym, chociaż dla niektórych fanów zespołu, szczególnie tych z bardziej ostrzejszego brzmienia i znajomością od SFAM, będzie to konfrontacja z zupełnie nowym obliczem muzyki Dream Theater.

Całościowo nie są to nowe pomysły, słychać bardzo wiele zapożyczeń i tylko cieszyć się, że nikt z tych panów nie współpracował ze Stevem Wilsonem. Ale należy im przyznać, są bardzo pieczołowite, DT słynęło z przykładania się do swoich produkcji. Tym razem zaskarbili sobie sympatię tych bardziej progresywnie zorientowanych fanów, niestety - metalowo zorientowani obejdą się smakiem albo będą musieli polubić klimat prezentowany na Octavarium.
Swoje peany na cześć tego albumu mógłbym pisać w nieskończoność. Jestem zadowolony z tego albumu: LaBrie nie męczy, skończyła się mechanika precyzyjna i cyberiada, bardzo dużo melodii, album szybko mija - chociaż to 75 minut muzyki. Udane zestawienie i ogromne brawa dla tytułowej kompozycji.

 

*) - Również innych zespołów, z których czerpał inspirację TransAtlantic.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.