ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Sherinian, Derek ─ Mythology w serwisie ArtRock.pl

Sherinian, Derek — Mythology

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2004
dystrybucja: Mystic
 
1.Day of The Dead (8:42)/ 2.Alpha Burst (5:14)/ 3.God of War (4:57)/ 4.El Flamingo Suave (4:54)/ 5.Goin' To Church (4:50)/ 6.One Way or the Other (4:57)/ 7.Trojan Horse (3:57)/ 8.A View From The Sky (5:20)/ 9.The River Song (3:40)
 
Całkowity czas: 45:48
skład:
Derek Sherinian - Keyboards/ Zakk Wylde - Guitar (Tracks 1,3,9)/ Steve Stevens - Guitar (Tracks 2,4,8)/ Allan Holdsworth - Guitar (Tracks 1,6)/ John Sykes - Guitar (Track 3)/ Steve Lukather - Guitar (Track 5)/ Simon Phillips - Drums (Tracks 2,4,5,6,8,9)/ Tony Franklin - Bass (Tracks 1,2,5,8)/ Marco Mendoza - Bass (Tracks 3,4,7,9)/ Rufus Philpot - Bass (Track 6)/ Jerry Goodman - Violin (Tracks 1,6)/ Brian Tichy - Drums (Tracks 1,3,7,9)/ Brian Tichy - Additional Guitars (Tracks 1,3,7)
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,1

Łącznie 11, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
16.11.2004
(Gość)

Sherinian, Derek — Mythology

Prolog:
Jakoś tak dziwnie się złożyło, że wszyscy trzej klawiszowcy współpracujący z Dream Theater wydali w roku 2004 solowe albumy. Ten zgoła "korespondencyjny" pojedynek w chwili obecnej nie zostanie rozstrzygnięty. Dlaczego? Hm...bo każda z tych trzech płyt jest inna ( mimo, iż Rhytm of Time Jordana Rudessa oraz Mythology Dereka Sheriniana mają punkty zbieżne- a Graveyard Mountain Home Chroma Key – jednak w tej stylistyce się nie mieści – może i dobrze).
Jako rasowy (no dobrze trochę nauczony na wykopach/kwerendach/bibliotekach)historyk sztuki, a od czasu do czasu tzw. krytyk muzyczny (osobiście nie pretenduję do tak zaszczytnego miana),postaram się do analizy tej podejść jak najbardziej rzetelnie oraz postaram się dotknąć sedna sprawy ( żeby jeden z redakcyjnych kolegów nie zarzucał, iż słyszę "inaczej";)

Analiza per analogiam:

  1. Na obydwu albumach roi się od gwiazd i muzycznych sław. Zatem panowie się nie przelicytowali?. Może zresztą i dobrze!

  2. Obydwie płyty są podobnie skonstruowane. Można zatem powiedzieć, iż dzięki zaproszonym do udziału gościom otrzymujemy niezły, a w przypadku niektórych utworów znakomity rezultat.

Meritum:

W porównaniu do Black Utopia, która była – nie ukrywam- bardzo nierównym i chyba "przekombinowanym" albumem, Mythology sprawia jak najbardziej pozytywne wrażenie. Przede wszystkim – na albumie znalazły się ciekawe i frapujące kompozycje. A to już jest solidna podstawa (sami przyznajcie).

Zaczyna się mocnym uderzeniem. Niesamowite entreé w postaci ośmiominutowego, potężnego Day of the Dead z majestatycznymi klawiszami Dereka i fantastyczną gitarą Wylde’a oraz genialnym solem Alana Holdswortha, które to solo nadaje utworowi nieco (? Chyba więcej niż nieco) klimatu jazzrockowego – wręcz fusion! El Flamingo Suave brzmi jakby maczał w tym utworze palce (a raczej przesuwał po gryfie) Al di Meola. Złudzenie! Tym razem Al się nie pojawił, nie zagrał – ale wrażenie, czy też muzyczna fatamorgana jest jak najbardziej namacalna. Brawa dla Steve’a Stevensa, którego uwielbiam za solowe albumy (za współpracę z Billym Idolem również;). Fantastyczny jest klimat tego utworu. Bardzo ..pustynny (wiem, że to obrazowe).

Steve ukazuje w tym utworze całą swoją gitarową "pirotechnikę" oraz przypomina niedowiarkom, iż jest jednym z najlepszych gitarzystów. Całości dopełniają lekko karaibsko/latynosko/karrnawałowe rytmy, "pykający" bass Tony’ego Franklina no i oczywiście klawisze Dereka. Podczas słuchania tego kawałka otworzyła mi się inna muzyczna szufladka (a może inaczej – plik w mózgu) o nazwie Bozzio/Levin/Stevens i utwór Tziganne (dla przypomnienia album pt: Situation Dangerous). Może takie, a nie inne konotacje wynikają z podobieństwa zastosowanej skali muzycznej, rozwiązań harmonicznych.

Alpha Burst przypomina mi trochę (może się mylę) gitarowe impresje Jeffa Becka – to lenistwo (pozorne) w grze i lekko "zwisły" klimacik. One Way or the Other – kolejne skojarzenie. Czyżby UK? Czyżby Dixie Dregs.? Sprawdziłam raz jeszcze na okładce, kto, w którym utworze gra. Jednak tak.. Niesamowita bitwa na instrumenty rozegrała się między Derekiem, a skrzypkiem Dregsów Jerry Goodmanem.

God of War – wiecie, jakie skojarzenia przyszły mi do głowy po pierwszym przesłuchaniu tego utworu? Że to...pastisz dzieł Richarda Wagnera (no dobrze – odświeżę wam trochę pamięć – Czas Apokalipsy oglądali chyba wszyscy ;). Wrażenie to potęgują "rozbudzone" organy Hammonda, na których zagrał Derek. Dodatkowo na plus można zapisać piękne solo Johna Sykesa – takie w klimacie Blue Murder, a przede wszystkim Thin Lizzy. Jakże pięknie uzupełnia się jego gra z podkładem Zakka. W pewnym momencie – dwie gitary zaczynają się przenikać. Sykes bezbłędnie uchwycił klimat zarówno Pride and Glory, jak i Black Label Society. Miód na uszy! The River Song – przepiękne, aczkolwiek krótkie zakończenie tego udanego albumu. Lubię jego (czyli Zakka) "lekko brudno/knajpiany" wokal, świetną barwę i ekspresję. I oczywiście jego grę. Niby to takie pozornie metalowe granie, z allmanowskimi przysmakami. A przecież daje tak wiele ...radości. Radość wręcz bucha, wyziera z tych nagrań. Odniosłam wrażenie (jak najbardziej słuszne), że nikt nie poganiał artystów, że tworzenie i nagrywanie tej muzyki sprawiało wiele frajdy jej twórcom. W rezultacie nie powstał "kolejny zamówiony" przez wytwórnię (a wynikający z kontraktu) "produkt" , ale zupełnie inna jakość.

Podsumowanie:

Lubię słuchać instrumentalnych albumów. Lubię grę i muzyczną wyobraźnię Dereka Sheriniana. Lubię jego nieprzewidywalność i bycie muzycznym kameleonem. Fakt, to iż jego nazwisko pojawia się w różnych konfiguracjach muzycznych, wcale nie świadczy o tzw. rozmienianiu się na drobne. Cenię jego profesjonalizm i "narzędziowe" podejście. No i radość z grania, którą zauważyłam podczas koncertu Planet X.

Może powinni Mythology posłuchać ci, których nudzą instrumentalne płyty. Może powinni posłuchać jej ci, którzy lekko sparzyli się i nadal nie akceptują Dereka jako muzyka. Słuchając Mythology niejednokrotnie chciałam wcisnąć pedał gazu, aż tak, żeby zaczęły palić się opony.

Jeśli chcesz posłuchać dobrej, momentami wręcz porywającej gry to: kup, pożycz, ukradnij (aczkolwiek za to grożą paragrafy) i delektuj się. Naprawdę warto! Wracając do pojedynku trzech panów klawiszowców. Nie mogę jednoznacznie wskazać zwycięzcy. Trzy zupełnie różne albumy. Jest różnorodność. Każdy z panów pokazał na co go stać. Każdy pokazał klasę! Tak trzymać!!!

Epilog:

Każdy z nas postrzega muzykę inaczej, inaczej ją słyszy, przeżywa, rozumie. Myślę, że warto być zjednoczonym w różnorodności. Gdybyśmy słyszeli tak samo...utopilibyśmy się w oceanie nudy i konwencji. A tak...myślę, że wielu czytelników (przed których wiedzą muzyczną, osłuchaniem i wrażliwością chylę czoła) zupełnie inaczej odczyta kod o nazwie: Mythology.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.