Wielokrotnie w moich recenzjach wychwalałam Raya Wilsona. Za wszystko: znakomity wokal, umiejętność pisania świetnych utworów, posiadaną charyzmę. Wydana w ubiegłym roku pod szyldem Stiltskin płyta She, stała się (przynajmniej dla mnie) jednym z najlepszych albumów 2006 roku. Jak wszyscy wiemy, po wydaniu She odrodzone Stiltskin ruszyło w europejską trasę koncertową (zespół wystąpił m.in. Polsce). Zapisem trasy jest wydany kilka tygodni temu album Live.
Ray Wilson to sceniczne zwierzę. Obdarzony niesamowitym głosem, tę niedostępną wielu muzyczną wrażliwością jest ewidentnym przykładem przewrotności losu. Jego albumy trafiają do niewielkiej grupy fanów, artysta nie zawojował list przebojów i działa gdzieś na uboczu głównego nurtu. A przecież jego piosenki mają niesamowity potencjał komercyjny, biją na głowę muzyczne koszmarki autorstwa takiego chociażby Nickelback. Cóż, los zakpił z Raya. Wokalista jednak nie daje się przeciwieństwom losu i WALCZY o swój muzyczny byt.
To bez wątpienia ciekawy album koncertowy. Bardzo interesujący. Tym razem materiał zawarty na albumie nie zawiera ŻADNYCH utworów Genesis, czy też utworów znanych z repertuaru innych zespołów. Na
Live znajdziecie tylko muzykę Stiltskin (z obydwu albumów) oraz z solowych płyt Wilsona. W
mojej recenzji
She opisałam dość dokładnie, czego mogliście się spodziewać po tym albumie. A do
Mind’s Eye wracam z przyjemnością. I nie tylko dzięki
Inside i
Footsteps.
Jaki zatem jest ten koncertowy album? Jest bardzo, ale to bardzo rockowy. Znakomicie zagrany, fenomenalnie zaśpiewany. Jest mocno, rockowo, dynamicznie. Czasami pięknie, czasami subtelnie. Czadowo też. Jak zwykle w przypadku Wilsona. Nie jestem bynajmniej wielką fanką wokalisty (nie ten wiek). Stwierdzam po prostu fakt. Wielu tak zwanych artystów rockowego topu mogłoby za Rayem statyw od mikrofonu nosić. Słucha się tych prawie 80-ciu minut jednym ciągiem. Bez skrzywienia. Po prostu. Solidna dawka rocka na bardzo wysokim poziomie. Ot, zapis chwili gdzieś tam w trasie, w maleńkim klubie. Panie Wilson – dzięki. Lubię takie granie.