Songs Of Faith And Devotion to jeden z najwybitniejszych albumów Depeche Mode. Kto wie, czy nie najbardziej odważny i przełamujący schematy (nie tylko muzyczne). Jeszcze bardziej słyszalna i widoczna była muzyczna przemiana zespołu, zapoczątkowana już na Music For The Masses i Violator. Gitary, żywa perkusja, świetne kompozycje, które w rockowej oprawie nabrały nowego wyrazu i blasku. Zespół również się zmienił. Doskonale pamiętam szok znajomych depeszowców, którzy utyskiwali na nowy image Davida Gahana. W kąt poszła gahanowska fryzura „na lotnisko”. Dave z ugładzonego gogusia (i niemalże wzorcowego idealnego zięcia) przeistoczył się w rockmana pełną gębą, którego żadna matka nie chciałaby zaprosić do domu na wieczorek zapoznawczy (znaki szczególne: profesjonalne dziary, długie włosy, niezdrowy wygląd i tryb życia, który już wkrótce zaprowadził Gahana na krawędź). Do tego wszechobecna muzyczna telewizja, w której można było zapoznać się z muzyką zespołu zobrazowaną znakomitymi teledyskami. Wszystkie te czynniki złożyły się na sukces grupy. O DM było głośno nie tylko w prasie muzycznej.
Jak wszystkim wiadomo przekaz wizualny zawsze był dla Depeszy istotny. Współpraca z Holendrem Antonem Corbijnem jest tego znakomitym przykładem. Okładki płyt, teledyski, projekcje koncertowe, projekty okładek, zdjęcia, filmy, realizacje koncertowe – wszystkie te działania miały służyć wzmocnieniu przekazu do fanów i stanowiły integralną część z muzyką zespołu.
Niniejsze DVD jest zapisem trasy Devotional, promującej Songs Of Faith And Devotion na całym świcie (156 koncertów w ciągu 14 miesięcy). Tournee okazało się sukcesem kasowym, ale o mały włos nie skończyło się dla zespołu tragicznie (heroinowy nałóg Gahana, kryzys emocjonalny Martina Gore’a, alkoholizm Fletchera i odejście z zespołu Alana Wildera).
Materiał znamy nie od dzisiaj. Wszak VHS zostało opublikowane w 1993 roku, zaraz po zakończeniu trasy. W 2004 roku Mute wydało Devotional raz jeszcze w formacie DVD, z dodatkowymi atrakcjami. Fajnie – bo jest to wydawnictwo zbliżające się niemalże od ideału. Zgromadzone na dodatkowym srebrnym krążku teledyski, projekcje, wywiady są miłym uzupełnieniem świetnego koncertu. Dodatkowo co należy uwzględnić dźwięk w formacie 5.1 naprawdę jest znakomity. Nie ma w tym przypadku poczucia „sztuczności” i „nadmuchiwania” dźwięku. Wszystko brzmi selektywnie i po prostu znakomicie – wielka to zasługa Kevina Paula.
Wróćmy jednak do clue tego wydawnictwa. Widz przez ponad półtorej godziny ma do czynienia z koncertowym fenomenem Depeche Mode. Naprawdę jest to znakomity zespół koncertowy, nie odwalający fuchy, nie grający na pół gwizdka. I to wszystko słychać i widać na Devotional. Naprawdę. Chyba już nikt nie gra TAKICH koncertów, tak bardzo PRZEŻYWANYCH przez zespół. Show zaczyna się nietypowo. Od unoszącej się kotary w takt Higher Love. Napięcie rośnie, emocje buzują, prawdziwe trzęsienie ziemi. A dalej jest jeszcze lepiej. Zresztą, co tu wiele pisać – toż to same hity. Setlista moim zdaniem zawierała wszystkie najlepsze utwory zespołu. A sam koncert pokazał zespół w świetnej dyspozycji muzycznej (najgorsze miało dopiero nadejść podczas następnej trasy). Widać i słychać, że panowie się nie oszczędzali. Pokazali na scenie w Barcelonie i Frankfurcie spektakl uczuć i emocji. Pomimo, że Devotional jest kompilacją dwóch koncertów, nie mamy do czynienia z bezładnie posklejanym składakiem. Koncertowa „narracja” jest bardzo płynna. Paradoksalnie pomimo problemów członków grupy, rejestracja obyła się bez wpadek. A samo wydawnictwo jest moim skromnym zdaniem, jedną z lepszych produkcji koncertowych nie tylko lat 90-tych ubiegłego stulecia. Dave Gahan jak zwykle przyciąga uwagę. Śpiewa świetnie, bardzo czysto, bez wpadek. No i ten jego słynny ruch sceniczny. Nie ma co, charyzma oraz klasa. Pozostali panowie: Fletcher jak zwykle nieruchawy, Martin L. Gore co chwila „przesiada” się z klawiszy na gitarę, a Alan Wilder (facet od ciemnych, brudnych dźwięków w DM) siada za perkusję i całkiem nieźle mu bębnienie wychodzi. Nie da się ukryć, że panowie nieco zmienili aranżacje utworów, co w większości wypadków wyszło muzyce na plus. Jest ciężko, wręcz „grandżowo”, czasami nieco industrialnie (I Feel You), w większości przypadków zmysłowo i klimatycznie (świetne Enjoy The Silence, Stripped, Never Let Me Down Again i zaśpiewany z pasją przez Gore’a Judas). Nawet wydawałoby się mniej znane utwory z SOFAD (co nie oznacza, że słabsze) wypadły bardzo ciekawie, z werwą (Rush, Higher Love). Wspomagające muzyków chórzystki również znakomicie sobie poradziły (fenomenalne wykonanie gospelowego Condemnation czy In Your Room, I Feel You).
Wspomniałam wcześniej o oprawie wizualnej koncertów zespołu. Anton Corbijn niesamowicie to wszystko wykoncypował i przekuł swoją wyobraźnię w zjawiskową wizualizację. Oprawa sceniczna trasy Devotional powala (nawet z perspektywy dzisiejszych czasów). Świetna gra świateł niesamowicie ubarwia ten SPEKTAKL. Bo jak pisałam przy okazji Touring The Angel. Live In Milan, w przypadku Depeche Mode mamy do czynienia ze spektaklami, a nie zwykłymi koncertami. Po pierwsze bardzo sensowna aranżacja sceny (poziom z „parapetami” oraz „wybieg” dla Gahana i Gore’a). W tle ekrany, na których wyświetlane są projekcje. Do każdego z utworów została przygotowana prezentacja, często bardzo dynamiczna, dopowiadająca historię zawartą w utworze. Olbrzymie wrażenie wywarł na mnie film ilustrujący Walking In My Shoes (z fantasmagorycznymi postaciami wyjętymi wprost z obrazów Hieronymusa Boscha). Podobne wrażenie wywiera film do Stripped czy In Your Room. Znakomita robota Corbijna. Faceta, który jest niesamowicie kreatywny i ma po prostu wyczucie piękna i estetyki. Cały koncert został po mistrzowsku sfilmowany, każdy kadr i ujęcie są ważne. Nie dziwię się zatem, że Devotional zostało wyróżnione nagrodą Grammy dla najlepszego dokumentu muzycznego za rok 1993. To nie koniec nagród dla Antona Corbijna. Niedawno kapituła Festiwalu Filmowego w Cannes uhonorowała artystę nagrodą za najlepszy film europejski za Control (oparty na biografii Iana Curtisa).
Rekomenduję to wydawnictwo wszystkim miłośnikom dobrej muzyki. Fani Depeche Mode znają z pewnością ten materiał na pamięć. Ci, którzy wcześniej nie mieli czasu/ochoty/odrzucało ich od DM* powinni jak najszybciej Devotional obejrzeć. To bez wątpienia jedna z najlepszych scenicznych produkcji scenicznych. Taka, którą wypada znać. Niezależnie od okoliczności. I muzycznych przekonań.
*niepotrzebne skreślić.
Ps. Jak bardzo zmieniła się technika widać paradoksalnie w ujęciach publiczności. Uniesione w dłoniach zapalniczki, a nie telefony komórkowe, naprawdę pięknie do tej muzyki i oprawy pasują.