Derek Sherinian jest amerykańskim muzykiem, kompozytorem, producentem, wirtuozem instrumentów klawiszowych – do tego jednym z najlepszych na świecie. Należy do ścisłej światowej czołówki, nic też dziwnego, że gra z najlepszymi. Współpracował z takimi muzykami jak: Al Di Meola, Rusty Cooley, Yngwie Malmsteen, John Petrucci i Steve Lukather, zarówno zapraszając ich do swoich projektów, jak i uczestnicząc gościnnie w nagraniach płyt innych muzyków.
Rok 2011 był dla artysty bardzo pracowity. Poza tym, że ukazała się na rynku jego siódma już płyta solowa, „Oceana”, nagrał też płytę z zespołem Black Country Communnion, który współtworzy z nim Glenn Hughes, Joe Bonamassa, Jason Bohnam (pierwsza ich płyta wydana została jesienią zeszłego roku, więc stosunkowo niedawno), za tym poszła trasa koncertowa, która objęła również Europę; nagrywał też z belgijską grupą Arrow Haze.
Do nagrania swojej najnowszej płyty zaprosił również doskonałych muzyków. Grają tu: Joe Bonamassa, Steve Lukather Simon Phillips (Toto), Tony McAlpine (Planet X), Steve Stevens (Billy Idol), Doug Aldrich (Whitesnake), Tony Franklin i Jimmy Johnson.
Derek Sherinian jest muzykiem równym. Wszystkie jego wcześniejsze płyty są na bardzo wysokim poziomie, a przypomnieć warto, że gra on muzykę trudną, przeznaczoną dla wyrobionego słuchacza. Pełno w niej solówek, pasaży, ciężkich wirtuozerskich elementów. Nowa płyta, na której znajduje się dziewięć instrumentalnych kompozycji, odrobinę różni się od poprzednich. Cała utrzymana jest w tonie progresywnego rocka, mocno zmierza w stronę jazz rock/fusion. Muzyk wpuścił na nią „więcej światła”. Jest odrobinę lżejsza od wcześniejszych, ciężkie elementy ustąpiły miejsca „śpiewnym gitarom”. Najbardziej da się to odczuć w tytułowym, ostatnim nagraniu „Oceana” (chyba najciekawszym na płycie, długo pozostawia po sobie wrażenie) i w „I Heard That”. Poza tym warto zwrócić uwagę na klasycznie rockowe „Ghost Runner”, „Mulholland”, spokojne „Euphoria”, czy otwierający płytę „Five Elements” z jazzowym klawiszowym solo. Oczywiście nadal możemy liczyć na to, co z Sherinianem związane nierozdzielnie, czyli długie, doskonałe popisy wirtuozerskie, świetne korespondowanie ze sobą poszczególnych instrumentów. Nie mniej niż muzyka uwagę przyciąga okładka, prezentująca zatopiony statek „Oceana” - z podkreśleniem instrumentów klawiszowych. Całość sprawia, że bez wątpienia jest to płyta, którą należy mieć w swojej kolekcji.