Kompletnie mnie ta produkcja zaskoczyła! Ostatnie słowa recenzji poprzedniego krążka tego zespołu zatytułowanego „Bard” kończyłem słowami: „Niestety pomimo nagrania dobrego albumu zespół przestał wierzyć w siebie ... i planuje zakończyć działalność pod szyldem Big Big Train. A szkoda, to co zaserwowano nam pod postacią albumu "Bard" to bardzo obiecujący materiał.”
Przyszła jednak przesyłka z Wielkiej Brytanii, wsadziłem z zaciekawieniem krążek do odtwarzacza .... i zaskoczenie nr 2. Zespół wybitnie postarał się aby ich nowy krążek „Gathering Speed” został przez fanów muzyki doceniony ..... stylizując aranżacje do pewnej transatlantyckiej supergrupy :) Powiększono także instumentarium o mellotrony i harmonijkę ustną, a przede wszystkim ... całość nabrała więcej życia.
Ten krążek porównując poprzedniej produkcji jest energicznym, bardzo dobrze skrojonym albumem, pełnym wielu zaskakujących niespodzianek. To co przykuło moją uwagę to głos wokalisty zespołu, Grega Spawtona .... momentami śpiewającego jak Mark Hollis z popularnego w latach 80-tych brytyjskiego zespołu Talk Talk. To było dla mnie mocne zaskoczenie, gdyż tego podobieństwa nie zauważyłem na poprzednim albumie.
Tym razem zespół zafundował nam przekrój przez najbardziej zapadające w pamięci art-rockowe suity. Pomimo łatwości we wskazywaniu konkretnie utworami które były inspiracją dla kompozycji zespołu, sposób wykonania budzi szacunek. Zespół nie był skromny. Pośród 7 uwtorów znajdziemy wspomniany Transatlantic, Camel, Talk Talk, Pendragon, Marillion, Genesis, M.Oldfielda ... i tak otwierający „High Tide, Last Stand” choćbym próbował nie mogę przemilczeć chwilowego podobieństwa do „We all need some light ”, „Flight Command” to za to miły klon legendarnego „Voyagera” z albumu „The World” Pendragonu, lekko Hammillowski klimat w „Sky Flying on Fire” wzmocniony pobrzmiewającym mellotronem zakończony ..... pamiętacie tą pełną energii solówkę na mooga ze „Snoow Goose” zespołu Camel!? Ten urywek wzbudziłby wątpliwość najbardziej obeznanego fana Camel, ale po tej dawce historii muzycznej zespół bardzo sympatycznie łączy ze swoimi pomysłami jednak starając się zrobić coś indywidualnego.
Jeszcze jedną niespodzianką jest wspaniała artykulacja wokalisty w „Powder Monkey”, wzniośle przechodząca w mocny, akcentujący głos Herberta Groenemeyera.
Cały krążek bardzo sympatycznie kończy tytułowy utwór „Gathering Speed” o mocno YES'owym zabarwieni i zapadającą w ucho melodią szybko przerywaną transatlantycko-genesisowym klimacikiem, jakim niewątpliwie mocno przesycony jest ten album.
Złośliwi określiliby krążek mianem „kalkomianią”. Pomimo tak wyraźnego braku indywidualności muzycznej bardzo miło spędziłem czas na odsłuchaniu tego albumu. Zarówno przyszły w pamięci skojarzenia z największymi perełkami gatunku prog&art których tu nie sposób zliczyć, ale i pewien spokój wewnętrzny o tą muzykę, kiedy znajdują się tacy kontynuatorzy stylu znanego nam z rozdziałów pt: wczesny Genesis, Camel, Pendragon czy właśnie Transatlantic, które większości fanom kojarzą się mocno subiektywnie z najlepszym okresem działalności zespołów.
Big Big Train na całe szczęście jak się okazuje postanowił kontynuować działalność. I to była chyba słuszna decyzja. Dzisiaj, prezentując krążek „Gathering Speed” mogę jedynie wyrazić swoją wdzięczność za tenże klimacik, tych pare kropel historii w połączeniu z pomysłami zespołu. Tu chyba naśladownictwo jest wielkim atutem albumu, gdyż jest to porządne, rasowe, bardzo sympatyczne w odbiorze granie. Polecam go tym, którym brakuje świetności wymienionych zespołów, poszukiwaczom nowego brzmienia odradzam, chyba że sentyment bierze górę :)