Tych jedenaście utworów niby bez powiązania jednak ma wspólne zakończenie – "A Long Finish" będące muzycznym summarum całego albumu. Utwory są zaaranżowane i zagrane z pieczołowitą dokładnością, muzycy postarali urozmaicać utwory choć momentami wydaje mi się że błądzą i czegoś w tej muzyce szukają.
Instrumentarium raczej klasyczne - 12-strunowy akustyk dodaje smaczka kompozycjom - a takie dodatki lubię najbardziej. Muzycznie próbując podpiąć to – świadomie bądź nie – zespół czerpał z obszernej instrumentalizacji lat 70-tych i 90-tych - przeplatają się brzmienia klasyczne jakie znamy z produkcji Genesis, Yes a także Pendragon, Spock’s Beard - jednak wszystko z lekką domieszką jazzu co jeszcze bardziej podniosło mój poziom sympatii dla tego zespołu Muzyka zagrana jest delikatnie. Ogólnie brakuje ostrych momentów i galopów muzycznych - no może za wyjątkiem "Broken English" gdzie taki dość żywszy moment wyrywa z zadumy reszty utworu, choć jak przystało na progresywne granie są zmiany rytmiczne raczej utrzymane w konwencji jazz-fusion - jak dla mnie wystarczy. Spokojne aranżacje i bardzo miłe głosy na wokalu raczej zachęcają do słuchania po zmroku, raczej refleksyjnego odbioru muzyki. I właśnie wokale – nie przeszkadzają – co można uznać za sukces.
Większość utworów zdobi liryka - nawiązanie do klasycznych dzieł literatury angielskiej i wydarzeń historycznych, jak i własnych przeżyć autorów - stąd też nazwa albumu "Bard" - czyli pieśniarz wysławiający dokonania rycerzy i królów, jednak są i krótkie etiudy instrumentalne - ależ pięknie brzmią ! Moim skromnym zdaniem albumik jest bardzo dobry. Na pewno nie zawiedzie wielbicieli spokojnego grania i dobrej szkoły progrocka, ani tych co muzykę słuchają bez patrzenia na zegarek. Mnie na pewno nie.
Niestety pomimo nagrania dobrego albumu zespół przestał wierzyć w siebie ... i planuje zakończyć działalność pod szyldem Big Big Train. A szkoda, to co zaserwowano nam pod postacią albumu "Bard" to bardzo obiecujący materiał.