Under The Fragmented Sky, szóste wydawnictwo Lunatic Soul, jest przede wszystkim dowodem na to, jak niebagatelnym kompozycyjnym potencjałem dysponuje twórca projektu. Wszak sama rzecz ukazała się dosyć szybko po niezwykle udanym ubiegłorocznym Fractured. Pierwotnie miała być li tylko króciutkim bonusem, suplementem do tegoż. Całość jednak podczas studyjnych prac się rozrosła i ze skromnie zapowiadającego się dodatku przekształciła się w pełnowymiarowe wydawnictwo, które tradycyjnie już wpisane zostało przez Mariusza Dudę w pewną symbolikę. I to zarówno pod względem graficznego, jaki i muzyczno – lirycznego przekazu.
Muzyk w dalszym ciągu tematycznie balansuje tu gdzieś między życiem a śmiercią, jednak sama płyta jest pewną cezurą, końcem niezwykle bolesnego okresu w życiu artysty, swoistym końcem życiowo - artystycznej żałoby. Symbolicznym wyrazem tegoż jest kończący album, optymistyczny jak na LS Untamed, w którym padają jakże klarowne w tym kontekście słowa: Welcome back, You're wide awake, nightmare's over, no more pain… I choć to album w większości instrumentalny (tylko dwa utwory, tytułowy i wspomniany Untamed, są tradycyjnymi piosenkami z pełnymi lirykami, w pozostałych kompozycjach możemy usłyszeć wokalizy), można go odczytywać jako koncept. Czy to przez pryzmat wiele mówiących tytułów, czy to przez powracający w Under the Fragmented Sky muzyczny motyw z He av En.
Pod względem muzycznym to nie tylko uzupełnienie i domknięcie Fractured, ale i podsumowanie dziesięciu lat Lunatic Soul. Bo tak naprawdę wiele tu klimatów nawiązujących do starszych płyt projektu. Przede wszystkim jednak Duda trzyma się na Under The Fragmented Sky swojej artystycznej wizji, której stałym fundamentem jest poszukiwanie niestandardowych brzmień, aranżacyjnych smaczków i detali a ponadto eksperymentowanie z dźwiękiem w obszarze szeroko rozumianej muzyki elektronicznej, ambientu, czy trip hopu.
Doskonale widoczne jest to już w pierwszych dwóch kompozycjach. He av En intryguje transowością kształtowaną niepokojącą figurą, brzmiącą niczym drażniący alarm. W tym też utworze pojawiają się „zabawy” głosem, znak rozpoznawczy tej ostatniej Lunatycznej odsłony. Trials ma z kolei mnóstwo trip hopowych niuansów ale też i apokaliptycznie brzmiący motyw chóralny. Sama kompozycja jest też niezwykle ilustracyjna i mogłaby uzupełniać ciekawą fabułę, czy też jakiś duszny, niebanalny dokument. To zresztą cecha kilku innych zawartych tu kompozycji, jak choćby pachnących orientalnością Shadows i Rinsing the Night, którym jak dla mnie brakuje nieco większej melodycznej wyrazistości, jednak ich ilustracyjność wzorcowo oddziałuje na słuchacza. Wszystkie powyższe cechy spina najdłuższy w zestawie i na swój sposób progresywny, The Art of Repairing. Obrazu płyty dopełniają wspomniane dwie piosenki, Under the Fragmented Sky ze śliczną melodią refrenu oraz Untamed. Obie, jak to zwykle u Mariusza Dudy, bardzo melancholijne, obie mogą stanąć blisko przepięknego A Thousand Shards Of Heaven z poprzedniego krążka.