ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Dead Can Dance ─ Spiritchaser w serwisie ArtRock.pl

Dead Can Dance — Spiritchaser

 
wydawnictwo: 4AD 1996
 
1. „Nierika” [5:44]
2. „Song of the Stars” [10:13]
3. „Indus” [9:23]
4. „Song of the Dispossessed” [4:55]
5. „Dedicacé Outo” [1:14]
6. „The Snake and the Moon” [6:11]
7. „Song of the Nile” [8:00]
8. „Devorzhum” [6:13]
 
Całkowity czas: 51:57
skład:
Lisa Gerrard – śpiew, różne instrumenty, muzyka, teksty
Brendan Perry – śpiew, różne instrumenty, muzyka, teksty
Renaud Pion – klarnet turecki („Indus”)
Peter Urlich – instrumenty perkusyjne („Nierika”, „Dedicacé Dutó”)
Ronan O'Snodaigh – instrumenty perkusyjne („Nierika”, „Dedicacé Dutó”)
Lance Hogan – instrumenty perkusyjne („Nierika”, „Dedicacé Dutó”)
Robert Perry – instrumenty perkusyjne („Nierika”, „Dedicacé Dutó”)
Klaus Vormehr – inżynieria dźwięku („Nierika”, „Dedicacé Dutó”)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,29
Arcydzieło.
,15

Łącznie 58, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8++ Arcydzieło.
28.12.2016
(Gość)

Dead Can Dance — Spiritchaser

Wiele lat temu, krótko po wielkim sukcesie albumu „Aion”, Brendan Perry powiedział: „To, co robimy, oczywiście się skończy. Ale koniec nastąpi dopiero z chwilą naszej śmierci. Jestem tego pewien. Póki co, będziemy działać. To jest jak potrzeba, głód, powołanie”[1]. Niestety pewność muzyka była przedwczesna. Album „Spiritchaser”, wydany w 1996 roku, okazał się ostatnim albumem przed rozpadem zespołu w 1998 roku.

Dziewiąty album Dead Can Dance powstawał już po rozłące Brendana i Lisy. Artyści przez dwa lata tworzyli własne kompozycje, by potem oszlifować je i nagrać w słynnym Quivvy Church. Inspiracją do stworzenia albumu była tradycyjna muzyka afrykańska, ze swą nutą ludowej magii i egzotyczności. „To poszukiwanie dźwięków, które wywodzą się z samej natury. Śpiew ptaków, drzewa, woda, węże, powietrze... To poszukiwanie czegoś więcej, niż jedynie konwencjonalnego wykorzystania instrumentów […]” – wyjaśniał Brendan, który tradycyjnie nadawał koncept poszczególnym albumom[2].

Pierwsze kilkanaście sekund albumu w zupełności wystarcza na oczarowanie i zahipnotyzowanie słuchacza. Zostajemy „pochwyceni” przez sekwencję dźwięków, przywodzących na myśl afrykańskie, ludowe obrzędy i magiczne pieśni – mimowolnie pod powiekami pojawia się obraz ekstatycznego tańca czarnoskórego plemienia. „Nierika” ma nas przenieść w tajemniczy świat, gdzie muzyka jest medium między ludźmi a duchami. Po przejściu tej inicjacji potęguje się w nas wrażenie, że znaleźliśmy się w miejscu, gdzie przeplatają się ze sobą: magia, wiara i natura. Towarzyszące nam dźwięki grzechotki i powtarzane sekwencje bębnów wciągają nas w pierwotne rytmy ludowych tańców.

Efekt ten zdecydowanie łatwiej można było osiągnąć wsłuchując się w czarujące wokalizy Lisy Gerrard. Lecz także w utworach, gdzie obraz dzikiego tańca wokół płomieni zostaje skonfrontowany z anglojęzycznym tekstem, wzbudzony czar nie znika. Umniejszenie roli tradycyjnych, ludowych rytmów w utworze „Song of the Dispossessed” na rzecz bardziej współczesnych instrumentów o dziwo nie spotyka się z nieprzyjemnym zgrzytem w uszach odbiorcy. Słysząc słowa:

The river is deep and the ocean wide

Who will show us how to read the signs

The earth is our mother

She taught us to embrace the light

Now the lord is master

She suffers an eternal night

można odnieść wrażenie, że przysłuchujemy się modlitwie, szeptanej gdzieś na odległych, pustynnych krańcach ziemi. Modlitwie, wyrażonej być może kilka tysięcy lat temu w bezchmurną, gwieździstą noc…

Album stanowi całość, dlatego rozbieranie go na poszczególne części jest – jak zawsze w przypadku DCD – chybionym pomysłem. Utwory mają stać się składowymi wykreowanej rzeczywistości, jej początkiem i końcem. Wraz z ostatnimi dźwiękami płyty czujemy, że nie jest to tylko koniec utworu – to ostatni fragment rzeczywistości, który został nam udostępniony. „Ta muzyka została stworzona, by trwać...”[3] – i trwa w nas, równolegle z naszymi snami i marzeniami.

 


[1] Za: http://www.deadcandance.eu/.

[2] Za: http://www.deadcandance.eu/.

[3] Tomasz Słoń, „Dead Can Dance. W królestwie umierającego słońca”.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.