Grejpfrutowy Księżyc w sobotnią noc – odcinek 13.
To były pierwsze nagrania Toma Waitsa, z jakimi miałem bezpośrednio do czynienia. Wcześniej co prawda nazwisko nie było mi obce, ale jakoś bezpośrednio się zapoznać nie miałem przyjemności. To była klasa maturalna, jesień; telewizja akurat nadawała „Noc na Ziemi” Jarmuscha. Ciężko schrypnięty głos i kabaretowa, zakręcona melodia – już tytułowy utwór od razu przykuwał uwagę. I tak wreszcie poznałem muzykę Toma bezpośrednio.
Współpraca między Waitsem a Jarmuschem trwała już od kilku lat (odkąd Tom zagrał główną rolę i napisał muzykę do „Poza prawem”); w roku udokumentował ją pełnowymiarowy album z dźwiękową ilustracją „Night On Earth” – złożonego z pięciu historii taksówkarzy i ich pasażerów, rozgrywających się w ciągu jednej nocy na Ziemi. Pięciu różnych historii, w których jest miejsce na humor (Nowy Jork i Helmut-Hełm), groteskę (Rzym i Benigni wiozący starego księdza) i smutek (Helsinki).
Waits stworzył trzy zasadnicze tematy, które przedstawił w postaci piosenek (kabaretowa „Back In The Good Old World” i liryczne, melancholijne „On The Other Side Of The World” i „Good Old World (Waltz)”), a następnie w oparciu o nie stworzył szereg zróżnicowanych nastrojem, instrumentalnych miniatur. W przypadku LA główny temat podaje przede wszystkim szorstko brzmiąca gitara elektryczna – nawet gdy opiera się o przyjemnie bujającą rytmikę i uzupełniana jest melodyjnym brzmieniem akordeonu, zresztą skontrowanym dysonansowym hałasem dęciaków („Another Private Dick”). Wersja nowojorska to zaś klasyczny jazz: dęciaki, fortepian, stonowana gitara elektryczna, kontrabas… W Rzymie mamy trochę cyrkową melodykę, z nutą groteski, jakby wprost z Felliniego; jeśli Paryż, to oczywiście apaszowski nastrój, akordeon itp. A temat Helsinek jest chłodny, jakby skąpany w półmroku, także za sprawą pięknie podkreślających nastrój dęciaków. Jest jeszcze nieco klezmerski, czarownie podkreślony skrzypkami „Good Old World (Waltz)” i ocierający się o awangardę „Dragging A Dead Priest”…
Ciekawa, całkiem dobrze broniąca się bez obrazu płyta. A film swoją drogą też jak najbardziej polecam.