Nick Grey, multiinstrumentalista, zaklinacz ponurej rzeczywistości oraz dyrygent zrzeszającej wyłącznie nieprzypadkowych muzyków The Random Orchestra wyszedł po kilku latach milczenia z szarości dnia codziennego, proponując zupełnie coś innego, niż dotychczas – synth-popowy muzak natchniony duchem lat '80. Po sześciu latach, jakie minęły od nagrania ponurego i antyutopijnego w duchu debiutu Spin Vows Under Arch, milczący jak głaz artysta wydaje właśnie ku zaskoczeniu wszystkich zupełnie nową, pełną amorów i strzał płytę You're Mine Again, dokonując tym samym zwrotu o całe 180 stopni w swojej karierze muzycznej.
Zdobi ją erotyczna okładka, na której został sportretowany sam bohater niniejszego tekstu w fetyszystycznym akcie, nieomal z kobiecą bielizną w zębach, odgrywający rolę sypialnianego uwodziciela-playboya, któremu, zdaje się, odjęło na chwilę rozum w wyniku targającego nim kompulsywnego uczucia, od zawsze zwanego pożądaniem. Tytułowa piosenka, której syntezatorowe tekstury przywodzą na myśl stare dobre lata osiemdziesiąte, prawi o miłości totalnej, obezwładniającej wszystkie zmysły, wypełniającej pamięć bez reszty i przysłaniającej cały świat. Z wyrazami miłości jako zjawiska nadprzyrodzonego stykamy się w drugiej na płycie piosence „My Love Affair with Might”. Właśnie do niej powstał całkiem ciekawy teledysk, którego nastrój i scenografia przypomina na pierwszy rzut oka „Here Comes The Rain Again” duetu Eurythmics, a tak naprawdę obrazuje pogoń za czymś niesamowitym, nieuchwytnym i nie z tego świata.
Trzecia z kolei, „Heart of the Glacier”, opowiada o rozterkach sercowych i pościelowych igraszkach, nie mających wiele wspólnego z bitwą na poduszki, a także o tym, że z wiekiem miłość szarzeje i przychodzą myśli o śmierci. Zmysłowa ballada „Wounded, Yet Feudal” przegania na cztery wiatry wszelkie odcienie szarości, wyrosłe na kanwie syntezatorowej melodii poprzedzającej ją „Structure and Faith”. W piosenkach „The Wasp Lover” oraz „In The Ravine” Nick Grey porusza się dalej po grząskim gruncie minimalistycznego synth-popu, który okazuje się jednak zaskakująco stabilny, by unieść zarówno jego samego, jak również uskrzydlonego pod wpływem niebanalnego beatu odbiorcę. You're Mine Again zamykają dwie stylistycznie do siebie niepodobne kompozycje – „Enchantée”, pełna uroku miłostka zaśpiewana z wielkim uczuciem po francusku przez Sarah Maison, oraz quasi-filozoficzna opowiastka „Death of the Dogman”, utrzymana w równie quasi-westernowej konwencji muzycznej.
Drugi album Nick Grey & The Random Orchestra, wydany w formie digisleeve, znacznie różni się od debiutu Spin... – „jednego z kilku prawdziwie ambientowych albumów” na rynku płytowym, jak wyraził się o nim autor poczytnego kompendium muzycznego Copedium Julian Cope – zarówno pod względem lirycznym, jak i gatunkowym. Ponura i gęsta od burdonów jak syrop z Herbapolu absence music została porzucona przez artystę na rzecz ambitnego, choć wpadającego w ucho synth-popu, będącego niezwykle czytelną alternatywą, w potocznym rozumieniu tego słowa, nie tylko dla nagrań z płyty Head First duetu Goldfrapp, ale przede wszystkim dla twórczości Amerykanów z The Chromatics, grających lo-fi electropop. You're Mine Again – ze wszystkimi swoimi miłosnymi ochami i achami od strony wokalnej wydawnictwa – jest niczym wiatr z piosenki Maanamu, rozganiający ciemne skłębione zasłony, którymi Spin... było dokładnie wytapetowane, i wymuszający na słuchaczu tylko jeden możliwy odbiór – oczywiście ten najbardziej pozytywny.