Ocena:
4 Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
07.04.2014
(Recenzent)
Vanden Plas — Chronicles Of The Immortals - Netherworld
Właśnie jestem po kolejnej sesji z najnowszym albumem Vanden Plas, "Chronicles Of The Immortals - Netherworld". Z ciekawości najpierw sięgnąłem ponownie po "Seraphic Clockwork", a po chwili po zakurzone "Beyond Daylight". Tylko po to, aby sprawdzić czy to nowy album jest rzeczywiście tak słaby, czy ja po prostu nigdy nie lubiłem ich muzyki. A może z niej wyrosłem? Albo miłe wspomnienia pomyliły mi się z jakimiś innym klonem Dream Theater? Nic z tych rzeczy. Płyta z 2010 tak jak miło bujała 4 lata temu, tak robi to i teraz. A takie utwory jak "Frequency" jeszcze zyskały w moich oczach. Owszem, była za długa, a końcówka nużyła, ale zawodu raczej nie doświadczyliśmy. "Beyond Daylight" to z kolei poziom do którego mało kto w gatunku zbliżył się w ostatnich latach. Lekkość, pomysły, melodie, wokale, zmiany tempa, brzmienie - po prostu topowy album jeśli chodzi o tzw. prog-metal.
Aż żal było mi odrywać się od tych wspominek (przeciągnęło się do kilku godzin) i wrócić do najnowszej pozycji Vanden Plas. Jest to chyba pierwsza słaba płyta tego zespołu, nawet na początkowych albumach można odnaleźć ciekawsze dźwięki. Co z tego, że brzmienie jest dokładnie takie jak na poprzedniczkach (czyli bardzo dobre). Co z tego, że Andy Kuntz nadal w dobrej formie i nie stoczył się jak James Sam-Wiesz-Kto. Niemcy postanowili zagłębić się w rejony teatralnych, rozbudowanych, artystycznych (mniej lub bardziej) opowieści i struktur, zmniejszając do minimum ilość prostszych i dynamicznych utworów, które tak dobrze im wychodziły. "Chronicles Of The Immortals - Netherworld" to pierwsza część koncepcyjnej sagi opartej o opowieść Wolfganga Hohlbeina (taki niemiecki Sapkowski - fantasy, mitologia, wampiry). Pewnie wyjdę na ignoranta, ale "Kroniki Nieśmiertelnych", o których nie znalazłem za wielu informacji, czytało by się chyba przyjemniej, niż słuchało tego albumu .
Główny problem - wszystko ciągnie się jak popularne flaki z olejem. Dominują średnie i wolne tempa oraz niemiłosiernie "przeciągane" linie melodyczne. Wszystko to jest tak *ambitne*, szlacheckie i napompowane, że aż ciężko uświadczyć jednego prostego refrenu czy jakieś wpadającej w ucho rockowej zwrotki. Momentami, kiedy zespół przyspiesza w warstwie instrumentalnej, można mieć mdłe odniesienia do ostatnich albumów DT. W większości jednak "Netherworld" to powolne granie bez cienia spontaniczności, dynamiki i werwy, okraszone dodatkami typu żeńskie chórki, symfoniczne podkładki, balladowe wzruszenia, teatralne dialogi wokalne (bez których żaden "progresywny" krążek nie może się obyć, nieprawdaż?). Zabrakło tylko tego, co najważniejsze - emocji i energii.
Koszmarnie nudna płyta, całe szczęście krótsza niż 1/24 doby. Szkoda że jeszcze druga część przed nami (albo i więcej), bo cały czas czekam na kontynuację "Beyond Daylight" - i liczę, że potrafią nadal mogą tak przykopać.