Mories De Jong , autor Gnaw Their Tongues w pełni zasługuje na miano głównego przewodnika po muzycznym piekle. Czterdziestoletni, pochodzący z Holandii outsider, wniósł do sceny niezależnej świeżą jakość indywidualnej bezkompromisowości. Do tego stopnia, że budziło to wątpliwość, co do jego zdrowia psychicznego. Bo skoro za artystyczne inspiracje służą zjawiska kojarzone ze strachem lub śmiercią takie jak: masowe egzekucje, ekshumacje czy epidemie, to można wywnioskować, że mamy do czynienia z muzykiem o co najmniej zwichrowanym postrzeganiem świata. Nic nowego? W końcu takich wykonawców było sporo i nadal nie brakuje. Co więc bardziej przemawia za propozycjami Holendra? Jest przede wszystkim bardzo sprawnym technikiem studyjnym i aranżerem. Sam przetwarza i generuje dźwięki, odpowiada także za szatę graficzną swoich płyt. Nie pozując na demona czy księcia ciemności, tworzy w ukryciu, nie wychyla się, trzymając trzeźwą rezerwę do otoczenia. Pozostaje sama muzyka. Dantejska fuzja poszczególnych nurtów, poza podziałami . Pod tym względem De Jong jest dzisiaj mistrzem. Można stwierdzić, że swoją twórczością sięga głębiej w mroczną otchłań niż pozostali. Warto zaznaczyć, że działa nie tylko pod szyldem Gnaw Their Tongues. Powołał do życia inne, także ciekawe projekty np. Aderlating i Seirom.
Mini-album „Sulfur” powstał w 2009 roku, ukazał się jednak cztery lata póżniej. Materiał był nagrywany przy udziale formacji Skullflower, a De Jong go zmodyfikował i opracował do końca. Niewesołe inspiracje ponownie dały o sobie znać. Tutaj jest nią Pierwsza Wojna Światowa. Słuchając tej muzyki wydaję się, że Moriesowi zależało na uchwyceniu widma nadchodzących bitew oraz ich następstw, niż samego przebiegu. Stąd bardziej stonowane brzmienie w porównaniu z poprzednimi edycjami Holendra takich jak: „Other Like Wild Beasts, Till Earth Shall Reek With Midnight Masscacre” albo „Bubonic Burial Rites”. O pogodnym i beztroskim klimacie jednak mowy nie ma. Całość mogłaby stanowić podkład do archiwalnych projekcji ukazujących straty i spustoszenia wojennej rzeczywistości wraz z widokiem fizycznie i duchowo poległych żołnierzy na polu bitwy.
„Creeps As Morning Mist” czyli defilada, żołnierze szykują się na front wiedząc, że idą na stracenie. W „From Shoulder To Waist” słychać fragmenty wypowiedzi na powyżej wymieniane kwestie, a wtórują jej ciężkie faktury perkusji syntetycznej. „Silence” jest mrocznym, przygnębiającym krajobrazem po bitwie. Czyste requiem dla ofiar wojny. Funeral ambient najwyższej klasy. Finałowy „Choke”, to wojenna agonia. Przypomina kompozycje z filmu „Czas Apokalipsy” Coppoli podczas końcowych napisów. Tutaj występuje w zdeformowanej, wręcz duszącej odsłonie.
Żałobna groza. Tak można podsumować pozycję Gnaw Their Tongues. Pozostaje jedynie żałować, że nie jest pełnym albumem, gdyż jego koncepcja bardzo pasuje do upodobań Holendra. Jego kompetencje muzyczne i umysłowe proszą się o rozwinięcie tego zamysłu. Tak czy owak, jest to propozycja skierowana przede wszystkim do wielbicieli dokonań Moriesa oraz mrocznej strony w muzycznej materii. Jeżeli kiedykolwiek powstanie film o Wołyńskim ludobójstwie, to zawartość „Sulfur” (jak i innych longplayów GTT zresztą) może bez wątpienia zostać wykorzystana przy oprawie dźwiękowej.