Ponad dziesięć lat temu film "Nieodwracalne" w bezkompromisowy sposób odświeżył kinowy motyw gwałtu i zemsty. Wywołał powszechne oburzenie, a erupcja nieujarzmionej brutalności (oczywista scena w tunelu i klubie Rectum) okazała się emocjonalnym nokautem dla wielu widzów. Konstrukcja fabuły (skutki przed przyczynami) sprawiała, że film tym bardziej uderzał w odbiorcę. Wbrew opiniom przeciwników dzieła, ten ciężki ładunek przemocy miał jednak swoje podłoże. Zwierzęca natura człowieka, destruktywny czas, niezmazana krzywda, zło przypadku przekreślające na zawsze plany i marzenia. To przesłania obrazu Gaspara Noe. Artykułów i dyskusji na temat filmu trudno zliczyć. O wiele mniej jest opisów dotyczących ścieżki dźwiękowej do tego bardzo niepokojącego dramatu. Stoi za nią członek duetu Daft Punk, czyli Thomas Bangalter. Więc jest to muzyka elektroniczna. Muzyk Daft Punk? Gatunek techno-house udźwiękawia tak mocno kontrowersyjny film? Bangalter jednak poradził sobie całkiem dobrze z tym zadaniem. Co więcej, w europejskim formacie soundtracka (czyli w tym momencie recenzowanym) oprócz utworów elektronicznych zawarł także klasyczne kompozycje obecne w filmie.
Treść filmu można podzielić na trzy rodzaje: piekło, czyściec, niebo. Wielu krytyków to podkreślało. Z muzyką jest podobnie. W pierwszej części przeważa ciemna strona życia nocnego miasta, w tym przypadku Paryża. Otwiera ją tytułowy utwór o dość niepokojących beatach, będących jakby preludium do nadchodzących wydarzeń. "Tempus Edax Rerum" to muzyczna sekwencja z początkowymi napisami z jednostajnym uderzeniem w bęben. Następny kawałek jest nastrojową, raczej minorową, krótką partią smyczkową w scenie, gdzie kamera wiruje pośród ledwo oświetlonych kamienic ( "Symphony n° 9 in D Major - Adagio (Excerpt)” Gustav Mahler). Jest to pierwszy z trzech wykorzystanych utworów klasycznych kompozytorów i jednego piosenkarza. Kolejne dźwięki wywodzą się z koszmarnego siedliska, to tam znajdował się poszukiwany przez bohaterów zwyrodnialec, sprawca gwałtu na Monice Bellucci o ksywie La Tenia. Właśnie w numerze "Rectum" został zawarty ten niemiłosiernie intensywny, dudniący, ciągły motyw, gdzie częstotliwość wynosiła 28 Hz. Takie infradźwięki są podobne do tych przed trzęsieniami ziemi i przyczyniają się do takich reakcji organizmu, jak mdłości czy zawroty głowy. Sceny, w których kamera, świdrując na wszystkie strony, penetruje klub przypominający podziemne lochy dla perwersów wraz z wspomnianym podkładem powodowały, że liczni widzowie opuszczali seans. Ciekawym momentem jest także kawałek "Stress", podkreślający nerwową scenę, gdzie podminowany Marcus wykłóca się z azjatyckim taksówkarzem, a Pierre na próżno stara się uspokoić całą sytuację. Szczególnie początek jest wciągający za pomocą automatycznej perkusji. "Night Beats" oraz "Paris By Night" w zasadzie niewiele się od siebie różnią, z tym że ten drugi jest bardziej rozwinięty. "Outrage" natomiast jest ich podrasowaną wersją, jakby mocniejszym miksem. W tym momencie zaczyna się przechodzenie w przyjemniejsze, jaśniejsze elektro-melodie: "Spinal Scratch" i "Outrun" pochodzą z momentu prywatki, gdzie bawili się Alex, Marcus i Pierre, jeszcze nieświadomi, jak bardzo bolesne zdarzenia ich czekają. Ten drugi track pamiętam jako scenę, w której Alex, obrażona na Marcusa, na swoje nieszczęście sama opuszcza imprezę. Można go odebrać jako pewnego rodzaju ostrzeżenie. "Extra Dry" to cyfrowa minimalizacja, przypominająca dokonania Kraftwerk, natomiast "Désaccords" jest bardziej chropowaty, szorstki i mógłby być spokojnie umieszczony gdzieś na początku płyty, ma podobny klimat do pierwszych utworów. Właściwie mógłby być także odpowiednikiem następującego po nim "Ventura/Into the tunnel". Tytuł tego ostatniego sugeruje niesławną scenę analnego gwałtu, lecz wcale nie przekłada się na dźwięki. O dziwo są one zaskakująco klubowe, odarte z jakichkolwiek skojarzeń z tym ultrabrutalnym ujęciem. "Mon Manege Ă moi" (Etienne Daho) obrazuje beztroskie, erotyczne igraszki Alex i Marcusa, czyli pełną idyllę w związku. Klasyczna kompozycja Beethovena "Symphony n° 7 in A Major Op. 92 (Excerpt)" obwieszczała w filmie, iż bohaterka grana przez Bellucci spodziewa się dziecka. Patetyczna acz powściągliwa orkiestra nadawała lekkiej pompatyczności tej sekwencji (kamera nie bez powodu uchwyciła plakat "Odysei Kosmicznej" Kubricka). "The End" jest zakończeniem płyty i filmu, ale dobrze wiadomo, że tutaj koniec jest dopiero początkiem. Muzyka symfoniczna zanika, pojawia się chwilowa, rozprzestrzeniona, niezbadana kakofonia, która przemawia w imię hasła: "Czas Niszczy Wszystko". Pewnym zdarzeniom, zjawiskom, nawet jeśli możemy ich uniknąć, nie jesteśmy w stanie zapobiec. Nie mamy wpływu na swoje życie, które jest zdeterminowane przez z góry określony los. Z perspektywy tego filmu ten wniosek jest doprawdy druzgoczący.
Film "Nieodwracalne" nie pozwalał się zlekceważyć, zmuszał do innego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. Soundtrack do niego nie jest wybitnym osiągnięciem, lecz udanym uzupełnieniem oraz ciekawym muzycznym dodatkiem dla wielbicieli muzyki elektronicznej i klubowej, albumem wartym przesłuchania. Kilka numerów wydaje się powtarzać, gdyż są zbyt podobne do siebie. Jest to największy mankament tego krążka. Walorem jest ambitne podejście do gatunku. Thomas Bangalter, czy to w Daft Punk, czy w innych przedsięwzięciach, przeważnie kroczył ścieżką ku alternatywnej odmianie house, dance czy techno. Słychać to i na tym wydawnictwie. Nie sądzę, że przekaz byłby odpowiedni, jeśli autorem tej ścieżki byłby jakiś znany DJ, którego szczytem ambicji jest stanie za konsoletą podczas beach party na Ibizie.