Powiedział Ryszard Kramarski, w niedawnym wywiadzie dla naszego serwisu, że słuchanie muzyki z winyli jest jak ceremonia. Święte słowa. Bo wiąże się chociażby z wykonywanymi z pietyzmem czynnościami je poprzedzającymi. Delikatnym wyjmowaniem czarnego krążka z koperty i z precyzyjnym go umieszczaniem na gramofonowym talerzu. Ech, jak to się ma do dzisiejszych paru kliknięć przy komputerowym ekranie… Dzięki winylowemu Exist lider Millenium spełnia swoje kolejne muzyczne marzenie – przenosi tworzone przez siebie od lat dźwięki na nośnik dla nich najbardziej odpowiedni. Na czarną płytę – symbol czasów, w których powstawały najważniejsze artrockowe dzieła, bez których pewnie nigdy Millenium by nie powstało.
Zostawmy ten sentymentalizm i przejdźmy do rzeczy. Exist jest pierwszym z serii zapowiadanych przez Lynx Music wznowień płyt Millenium w takim formacie. Czy warto po niego sięgnąć posiadając tradycyjną srebrną blaszkę? Dla miłośników trzeszczącej płyty to pytanie retoryczne. Dobre, klasyczne stereo oraz ciepły i głęboki dźwięk to walory, o których trudno nie wspomnieć. Nie tylko jednak to powinno zwabić potencjalnego słuchacza i konesera Millenijnych wydawnictw.
Oryginalny krążek, wydany już cztery lata temu, zawierał 53 minuty muzyki – zbyt dużo jak na możliwości winyla, mogącego ich pomieścić tylko 45. Kramarski musiał więc nieco odchudzić swoje dzieło (jak powiedział we wspomnianym już wywiadzie: ciężko będzie zorientować się, nawet największym fanom Millenium, co zostało na winylu zmienione), dzięki czemu do naszych rąk trafiają swoiste rarytasy – kompozycje w zmienionych nieco wersjach. Owe zmiany nie dotknęły praktycznie rozpoczynającego stronę B utworu Rat Race. Słyszymy je jednak już na samym początku kompozycji Embryo, któremu skrócono o prawie trzy kwadranse wstęp i w efekcie czego pierwsze gitarowe solo, w oryginale pojawiające się w połowie drugiej minuty, dostajemy znacznie wcześniej. Sam koniec numeru został wyciszony. W Up & Down zastosowano podobny zabieg, obcinając nieco popis Krzysztofa Wyrwy na warr guitar. Na zupełny koniec strony A dodano natomiast sygnał „linii życia”. Najbardziej kontrowersyjnego zabiegu doczekała się jednak kończąca całość i trwająca w oryginale ponad 15 minut kompozycja Road To Infinity. Kramarski zdecydował się ją skrócić o prawie pięć minut, rezygnując (fakt że bardzo zgrabnie) z pięknego i pomieszczonego w środku utworu, bardzo symfonicznego, ilustracyjno – filmowego fragmentu instrumentalnego. Kompozycja zyskała z pewnością na większej zwartości i dynamice, tracąc naturalny oddech i wyciszenie. Z drugiej strony urok tego jednego z najlepszych utworów w dyskografii Millenium wynikał między innymi z tego – jak dla mnie niezwykłego – pozbawionego rytmicznej perkusji wyciszenia. Cóż, winyl nie guma… Przy innym rozwiązaniu, ktoś ponarzekałby na brak którejś z gitarowych figur.
Pisząc o zmianach, nie można pominąć szaty graficznej. Wewnątrz rozkładanej koperty znajdziemy nie tylko teksty w języku angielskim i polskim (płyta jest koncept albumem o kolejnych etapach ludzkiego życia) ale też zdjęcie dwóch dłoni: „dziecięcej” i „dorosłej”. Fotografii drugiej z nich, w standardowej edycji pomieszczonej w plastykowym pudełku (którą akurat posiadam), nie doświadczymy.
To z pewnością jeden z najlepszych albumów Millenium zawierający wszystko to, co w jego muzyce istotne: długie wielowątkowe kompozycje ubrane w ciepłe melodie oraz gitarowe i klawiszowe popisy. W tej specjalnej, limitowanej edycji nabiera dodatkowo wyjątkowej, kolekcjonerskiej wartości.