1. Back To Myself Part II 0:58 2. It Could Have Happened To You! 3:10 3. I Am 5:46 4. Visit In Hell 5:04 5. Waltz Vocanda 5:31 6. For The Price Of Her Sad Eyes 6:43 7. Lady Cash Cash 4:26 8. I Would Like To Say Something 4:19 9. The Purgatory Stop 3:38 10. The Circles Of Life 7:04 11. Back To Myself Part I 6:45
Całkowity czas: 53:26
skład:
Łukasz Gałęziowski - śpiew; Tomasz Pabian - gitary; Piotr Mazurkiewicz - g. basowa; Tomasz Paśko - instr. perkusyjne; Ryszard Kramarski - instr. klawiszowe, gitary;
"Ale uparci goście", pomyślałem, otwierając przesyłkę od zespołu z tą płytą. Millenium, (we wcześniejszym wcieleniu Framauro) wydało już diwe płyty, które zupełnie mi się nie podobały. Powody były proste - niski, amatorski poziom zarówno wykonawczy, jak i kompozycyjny. Na szczęśćie tym razem nie musiałem się krzywić po przesłuchaniu muzyki. Zwiastunem zmian na lepsze jest już intrygująca okładka, która zapowiada, że mamy do czynienia z koncept-albumem. Opowiada on historię młodego biznesmena, który uczestniczy w wypadku samochodowym, po czym staje przed czymś w rodzaju Sądu Ostatecznego. Tam dokonuje oceny swojego życia. Wszystkie teksty są w języku angielskim - może nie są zbyt wyrafinowane, a i kilka błędów by się znalazło, jest za to jeden główny pozytyw: wokalista Łukasz Gałęziowski staje na wysokości zadania, śpiewa swobodnie i z dobrym akcentem. Sama muzyka zaskakuje dopracowanym brzmieniem i dobrą produkcją. Od czasu poprzedniej płyty w zespole zmienił się gitarzysta (Tomasza Pabiana zastąpił Piotr Płonka) i to wywarło chyba największy wpływ na muzykę Millenium. Piotr nie tylko nadaje ton większości nagrań, ale też ubarwia je ciekawymi partiami solowymi. Szczególnie podobają mi się te w Visit In Hell i Waltz Vocanda. Kompozycje nie zawsze są jeszcze najwyższego lotu, Millenium często powiela typowe art-rockowe schematy melodyczne, ale i tu słychać postęp. Millenium nie odeszło wprawdzie nawet na krok od sprawdzonej formuły melodyjnego art-rocka, ale znacznie dopracowało aranżacje i uniknęło jakiś szczególnych "kwasów" - no może z wyjątkiem początku Purgatory Stop. Vocanda najbardziej mi się podoba, gdy łagodny fragment wokalny przechodzi stopniowo w dynamiczną partię instrumentalną - a tu gitarzysta naprawdę potrafi błysnąć. Więcej takich momentów jest na początku płyty, pod koniec album już trochę nudzi. Jako całość jest jednak miłą niespodzianką i świadectwem rozwoju tej krakowskiej formacji. Z ciekawością będę oczekiwał jej kolejnych nagrań.