ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Millenium ─ Deja Vu w serwisie ArtRock.pl

Millenium — Deja Vu

 
wydawnictwo: Lynx Music 2004
 
1. The Silent Hill (7:23)
2. The Cynical Crusade (5:58)
3. Drunken Angels (6:44)
4. Greasy Mud part 1 & 2 (5:50)
5. Ultraviolet (3:18)
6. Deja Vu (6:03)
7. Fumbled (7:02)
8. Tears Of Yesterday (5:50)
 
Całkowity czas: 47:08
skład:
Tomasz Paśko - instr. perkusyjne; Łukasz Gall - śpiew; Ryszard Kramarski - instr. klawiszowe; Przemek Drużkowski - gitary; Krzysztof Wyrwa - bas i Stick Chapman;
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,2

Łącznie 18, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 5 Album jakich wiele, poprawny.
11.11.2004
(Recenzent)

Millenium — Deja Vu

Zespół Millenium należy do tych, które ponad wszystko stawiają na albumy niż koncertowanie. Wykonując melodyjnego soft-neo-prog-rocka uraczyli nas już generalnie czterema albumami, wliczając epizod Framauro będącym protoplastą dla Millenium. Średnio co 2 lata Rysiek Kramarski & spółka sukcesywnie szykują dla nas kolejne albumy. Tak i między Reicarnations a opisywanym właśnie Deja Vu dwa lata to wystarczający okres na dokarmianie słuchaczy.

Sam album nie jest niczym tak naprawdę wyjątkowym. Pośród brzmień zaserwowanych przez Millenium nie ma kompletnie nic co by w jakikolwiek sposób mogło nam mówić o pionierstwie.  Ale to wydaje się być zamierzeniem muzyków. W końcu nie o nowatorstwo tu chodzi ale zgodnie z trendem w stylu neoprogressive - wykonanie i klimat.  Na początek niestety gorzkie słowa. Ciężko mi się przyzwyczaić do wokalistów Millenium. Jak już polubiułem Łukasza Gałęziowskiego, przyszła zmiana i znów przyzwyczajanie się do wokalisty zespołu.  Niełatwe to niestety ale jakoś spróbuję przebrnąć przez krążek.

Co mamy dzisiaj? 8 kawałków.  Każdy o nienagannej długości. 

Album rozpoczyna miło brzmiący w klimatach rock & world music i syntezatorowych finezyjnych solówkach przechodzących w miło brzmiące melodyjne solo podparte mocnymi plamami klawiszowymi utrzymanymi w stylu Kitaro/Friedman. Dodam że nowy wokalista na wyższych partiach lekko przypomina Marco Gluchmana z Sylvan. Mocną częścią tej kompozycji ewidentnie są klawisze: „brudny” Hammond i delikatne solo klawiszowe z brzmieniem mooga w lekkim płynnym pogłosie – cosik jak na Baśniach Collage.

Bardzo fajnie panowie połączyli klimat neoprogressive z trip-hopowymi wstawkami w Drunken Angels. I bez tego utwór wart jest poświęcenia tych prawie 7 minut aby go wysłuchać, jednak w stylu w jakim to zrobili widać że nowsze krążki będą miały ciekawsze ubarwienie.

Również użycie vocodera i elektronicznego rytmu w Greasy Mud Part 1 & 2 lekko przywraca lata 80-te z dokonaniami sceny elektronicznej. I to szanowni państwo najbardziej mnie pozytywnie nastawiło do tego krążka. Generalnie pomysł  należy przyznać był udany, a powrót w pamięci do takich nazw jak Koto, Alphaville wywołuje sympatyczne wspomnienia czegoś co zdawało się utracone w brzmieniu a jednak jeden sobie krakowski zespół wskrzesza łącząc te techniki. Ale nie przez cały utwór mamy eletronikę – chwila i II połowa to mocna żywa i gitarowa kompozycja z przerywnikiem i spokojnym akustycznym i elektrycznym solo do melodii która otwierała kompozycję.

Ciekawą propozycją wydaje się być tutaj utwór „Frumbled”  - mający pewne coś w sobie z klimatów okołogabrielowskich – kolejna próba łączenia przesterowanego wokalu z mocnym rytmem. Kawałek ma predyspozycje aby stać się koniem przewodnim całego albumu.

Na sam koniec Tears of Yesterday – i tu jest powrót do klasycznego brzmienia jakie znamy choćby z Millenium czy Vocandy, tylko że te skrzypce mogłyby być prawdziwe a nie mellotronopodobne Poza tym miła, stonowana kompozycja kończąca krążek w podobnym stylu jak został on rozpoczęty.

Definitywnie jest to album na spokojne słuchanie. Przegrywa z mocnymi dynamicznymi produkcjami ale kiedy wokół zalega tylko cisza – śmiało można spróbować się z nim zapoznać.  Chociaż .... wydaje mi się że w Millenium czas powoli na nowy kierunek. Deja Vu nie jest takim krążkiem jak Vocanda, ale pewien drogowskaz muzycy sami zaproponowali pośród kompozycji – i ta droga byłaby jak najbardziej słuszna.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.