ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu King Crimson ─ Three Of A Perfect Pair w serwisie ArtRock.pl

King Crimson — Three Of A Perfect Pair

 
wydawnictwo: EG Records 1984
dystrybucja: EMI Music Poland
 
1. Three Of A Perfect Pair (King Crimson) [04:11]
2. Model Man (King Crimson) [03:48]
3. Sleepless (King Crimson) [05:21]
4. Man With An Open Heart (King Crimson) [03:03]
5. Nuages (That Which Passes, Passes Like Clouds) (King Crimson) [04:45]
6. Industry (King Crimson) [07:05]
7. Dig Me (King Crimson) [03:16]
8. No Warning (King Crimson) [03:29]
9. Larks’ Tongues In Aspic Part III (King Crimson) [06:06]
 
Całkowity czas: 41:15
skład:
Adrian Belew – Voice, Fretted and Fretless Guitars. Robert Fripp – Guitar. Tony Levin – Bass, Stick, Synth, Background Voice. Bill Bruford – Acoustic and Electric Drumming.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,10
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,20
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,22
Arcydzieło.
,10

Łącznie 65, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
09.11.2011
(Recenzent)

King Crimson — Three Of A Perfect Pair

Naczelny przywitał się ze mną dość zdawkowo. Zastanawiałem się, co też ostatnio przeskrobałem, że wezwał mnie na pogawędkę w cztery oczy, i wyszło mi na to, że nic. Nawet jednej pyskówki zaangażowanej wymiany opinii na fejsie nie zaliczyłem. Więc grzecznie i ze spokojem czekałem, co też nastąpi.
- Ładna ta recenzja „Islands”. Bardzo ładna – stwierdził.
- Dziękuję – grzecznie skinąłem głową w podziękowaniu. – To już wszystkie studyjne Crimsony mamy odfajkowane.
- No właśnie nie. Brakuje jednego.
Zdziwiłem się. Z okresu 1969-74 jest już komplet, kolorowa trylogia jest, THRAK jest, minialbumy są, KonstruKcja Światła jest, wszystko co potem też… Czego niby brakuje?
Naczelny z miłym uśmiechem rzucił mi płytę.
- Nie mamy tego?? – zdziwiłem się. Dałbym głowę, że cała kolorowa trylogia już dawno zrecenzowana.
- Ano, nie mamy. I nie mamy nikogo, komu by się chciało z tym zmierzyć. Kapała wolał kolejnych pudli, Mariusz chodził jak pies koło jeża i wymówił się zrecenzowaniem dwudziestu neoprogowych nowości zamiast tego, nowi na pokładzie na razie wprowadzają się we wszystko, a z Romkiem ostatnio w ogóle nie pogadasz o muzyce, chyba że Olcia Wilde nagra płytę. Więc teraz trafia toto do ciebie. „Starless And Bible Black” ci ładnie poszło, „Islands” też, więc w nagrodę na dzień dzisiejszy dostajesz do odfajkowania „Three Of A Perfect Pair”. Do wykonania zadania, przystąp!

***

Robert Fripp rozwiązał King Crimson w roku 1974, ku rozżaleniu tak fanów, jak i muzyków (Bruford: To było takie uczucie, jakby ktoś roztrzaskał ci twoją ulubioną kolejkę elektryczną). I zabrał się za rozwój duchowy. Zaprzysięgał się, że o Karmazynowym Królu można mówić już wyłącznie w czasie przeszłym, rozwijał swój dźwiękowy eksperyment z frippertronics (spinamy dwa magnetofony pętlą taśmy: to, co gram na gitarze, nagrywa się na jednym, by po chwili odtworzyć się na drugim, w tym czasie gram coś innego i jedno nakłada się na drugie, potem dochodzi kolejna warstwa muzyczna, i kolejna…). Nagrywał m.in. z Brianem Eno, z Peterem Gabrielem, nagrywał też solo… Na przełomie lat 70. i 80. zaangażował się nawet w stały zespół. Nowofalową instrumentalną grupę The League Of Gentlemen. Potem skontaktował się z byłym kompanem, Billem Brufordem. Do nowo tworzącej się formacji Discipline dołączył amerykański gitarzysta Adrian Belew i basista Jeff Berlin. Tego ostatniego dość szybko wymienił kolejny Amerykanin, Tony Levin. Discipline zaczęło koncertować w brytyjskich klubach; oprócz nowych utworów w programie koncertów znalazły się „Red” i „Larks’ Tongues In Aspic Part II”. Już wkrótce – utwory poprzedniego wcielenia King Crimson. Bo Robert Fripp uznał za stosowne reaktywować stary szyld.

Szyld był stary, muzyka – nowa. King Crimson AD 1981, choć korzeniami zaczepiony w dorobku King Crimson 1973-74, na płycie „Discipline” przedstawił muzykę na wskroś nowoczesną. Melotron, skrzypce, instrumenty dęte poszły w odstawkę. Są za to dwie solowe gitary. Skomplikowane, pokręcone na wszystkie strony partie instrumentalne. Nowofalowa rytmika i chłód. Wpływy punkowe. Przedziwnie poprzetwarzane gitarowe brzmienia. Elektroniczna perkusja… Całość wypadła niezwykle świeżo i energicznie.

„Discipline” była płytą bardziej Roberta Frippa. Następna w kolejności „Beat” (1982) – bardziej Adriana Belewa. Zdecydowanie bardziej piosenkowa od poprzedniczki, w większym stopniu eksponująca efektowne melodie, budziła wśród fanów spore kontrowersje – zresztą nie tylko wśród fanów (Fripp odmówił wzięcia udziału w miksowaniu nagrań). A po dwóch latach pojawiła się „Three Of A Perfect Pair”. Po czym, po zakończeniu trasy koncertowej, Fripp znów rozwiązał zespół…

Niektórzy pisali, że po płycie Frippa i płycie Belewa przyszedł czas na płytę duetu Levin/Bruford. Od strony kompozytorskiej nic na to nie wskazuje: płyta dzieli się na dwie różne części, mamy tu cztery utwory typowo piosenkowe i cztery kompozycje bardziej odjechane, bez chwytliwej melodii, bez przebojowego potencjału, za to bardziej intrygujące.

„Three Of A Perfect Pair” pod pewnymi względami jednak jest płytą Tony’ego Levina. To jego partie – czy to gitary basowej, czy to dwunastostrunowego sticka – niosą te utwory, dodają im siły. Inna rzecz, że ta część typowo piosenkowa wypada nieco inaczej niż na „Beat”. Piosenki są nadal melodyjne, ale bardziej złożone, bardzo wiele dzieje się w podkładach instrumentalnych. Choćby w utworze tytułowym. Melodyjnym, chwytliwym, a przy tym pełnym zakręconych, skomplikowanych, wielopiętrowych kaskad gitar, zgrabnie spinanych basowymi figurami, jakie Levin wyczarowuje ze swego sticka. Tony rządzi również w „Model Man”. Wspólnie z Belewem grającym na bezprogowej gitarze elektrycznej wygrywają tu mnóstwo intrygujących dźwięków w tle. „Sleepless” – swoista crimsonowska wersja techno-popu – to w ogóle popis Tony’ego. Mocny basowy riff, świetna, kapitalnie napędzająca całość partia gitary basowej (zwłaszcza w refrenie)… W przypadku „Man With An Open Heart” to właśnie Tony ratuje całość, bo piosenka jako taka jest niestety dość banalna.

„Nuages (That Which Passes, Passes Like Clouds)” to swoista klamra, łagodne wprowadzenie do drugiej części płyty. To z kolei utwór zdominowany przez gitarę Frippa. Łagodnie, niczym tytułowe chmury, płynie sobie ta kompozycja, wraz z przetworzonymi dźwiękami gitar i oszczędną perkusją. A potem dla kontrastu uderza agresywne „Industry”. Oparte na riffie gitary basowej i powtarzającej się figurze perkusyjnej, rozwija się dość szybko, nabiera mocy, agresji, ciężkości. Tytuł pasuje do tej kompozycji idealnie: cały zespół przypomina tu ciężką, masywną maszynerię, ciekawie nawiązując do niepokojących koncertowych improwizacji z lat 1972-74. „Dig Me” to zakręcone, schizofreniczne, poplątane partie gitar i nawiedzona, nieco zniekształcona recytacja Belewa, wyrzucającego z siebie skargę niegdyś czczonego, a obecnie porzuconego, rdzewiejącego na złomowisku samochodu. Melodyjny refren z czystym śpiewem Adriana dodatkowo potęguje wrażenie niesamowitości. „No Warning” to znów krótki jam, trochę w klimacie „Nuages”. Ale te dwa utwory są sobie przeciwstawne: „No Warning” niepokoi, jest znów pełen niesamowitości. Z reguły zespół grał go na otwarcie koncertu, dość znacznie go rozbudowując: w tym czasie kolejni muzycy wkraczali na scenę. A potem następuje „Larks’ Tongues In Aspic Part III”. Pełne zakręconych, pokomplikowanych partii gitar, znów świetnie napędzane przez gitarę basową, pełne zmian nastroju i tempa. Zwieńczone intrygującą gitarową solówką Frippa (trochę stłumioną w studiu; na żywo wypadała ona znacznie bardziej agresywnie).

Nie jest to płyta na poziomie znakomitej „Discipline” – co nie zmienia faktu, że jest albumem wyraźnie lepszym od „Beat”. Na pewno zasługuje na bliższe poznanie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.