Pierwsza Trójka Formacji:
Adrian Belew (vocals, guitar); Tony Levin (bass, Chapman stick); Bill Bruford (percussion).
Druga Trójka Formacji:
Robert Fripp (guitar); Trey Gunn (Chapman stick); Pat Mastelotto (percussion)
Płyta nagrana w Applehead, Woodstock, Nowy Jork między 4 a 7 maja 1994 roku. Jest to krótki przedsmak albumu THRAK.
T(hr)AK. Po dłuższej nieobecności na scenie (jedenaście lat? ) zespół zbiera się i wchodzi do studia – choć z początku zamiast Pat’a Mastelotto był tu Jerry Marotta – to ten pierwszy został na końcu, kiedy zaś dołączył Bill Bruford wszystko było już przesądzone. Tam w zaciszu miękkich foteli i przy pomocy przyjaciół Adrian pisze teksty a reszta tworzy Muzykę. Wynikiem tych zmagań jest mini album VROOM, który ukazał się pół roku później. Jest to zapowiedź następnego pełnego albumu który ukaże się w przyszłym roku. Na razie jednak mamy siódmego listopada 1994 roku i na świat wychodzi VROOM.
Choć w książeczce, na stronie DGM i wszędzie jest informacja o sześciu utworach – to ja po włożeniu w odtwarzacz mam ich siedem. Dlaczego? Jest tu nieopisane nigdzie ‘VROOM – Intro’ który jest krótkim jękiem z innego wymiaru. Będzie się działo. Cichutkie intro przechodzi we właściwy ‘VROOM’. I tu wracamy do King Crimson jaki pamiętamy z poprzednich nagrań – choć słychać inne dźwięki, na które ma również wpływ rozpiętość zespołu. Jeśli ktoś myśli, że nie będzie psychodelicznie i ciężko – to jest w błędzie. Jest bardzo ciężko. I jest to przecudowne. Ponad siedem minut rozbieganych partii gitar i instrumentów perkusyjnych, które później łączą się w jakże piękną całość. Drugi utwór o bardzo ciekawej intonacji - melorecytacji? ‘Sex Sleep Eat Drink Dream’ gdzie pojawia się pierwszy tekst na płycie i od razu nas sprowadza na ziemię: seks-spanie-jedzenie-picie-marzenie, seks-spanie-jedzenie-picie-marzenie jak mantra a wers: ‘Mam nowe canoe ale ono nie ma kółek’ powoduje, że pytamy samych siebie – czy ja dobrze trafiłem? Czy aby na pewno wszyscy zdrowi? Następnie wchodzimy do klatki czyli ‘Cage’ i tu ciekawostka. Utwór ma troszkę ponad półtorej minuty, zaś ilość tekstu wystarczyłaby na dwadzieścia minut – jak sobie Adrian poradził? – z prędkością karabinu maszynowego wyrecytował zwrotki kończące się na ‘…living in a cage in the USA…’ by pozwolić sobie na śpiewne pasaże podczas ‘…what In the Word Has happened...’.
Rozpoczyna się druga część płytki Pojawia się ‘THRAK’ – otwór, o którym będą śnić setki fanów, i który spędzi sen z powiek niejednemu grzecznie ułożonemu obywatelowi. To nasza pękająca dusza, wyżerające nas zło i walka z nim stanowi podkład do tej muzyki i choć każdy z muzyków gra po swojemu – tak nam się wydaje – to wszystko gdzieś w trzewiach się zbiega. Kolejny długa i mamy ochotę albo włączyć raz jeszcze albo schować się w szafie. ZDECYDOWANIE POLECAM DLA CHCIĄCYCH SIĘ BAĆ – włączcie w nocy gdy będziecie sami w ciemnym pokoju. FANTASTYCZNE UCZUCIE. ‘When I Say Stop, Continue’ jest kontynuacją podróży w nieznane części psychodelicznej podświadomości. Tutaj zaszaleli perkusiści – rewelacyjne pukanie, które bardzo mi przypomina Yellow Hedgerow Dreamscape…
Płyta kończy się piękną ballada, która może nie będzie się nigdy równała z ‘In The Court Of Crimson King’ ale ‘One Time’ powala swoim pięknem ‘…I’ve been waiting for the Sun to come up…” A kontynuacja już niedługo na albumie THRAK.