Sobota z SBB - odcinek XI.
Najpierw Jan Chojnacki przedstawia muzyków. Potem zaczyna się, jak dziewiętnaście lat wcześniej. Krótkie zagajenie: Chcieliśmy wam przedstawić Muzykę i krótka bluesowa fortepianowa stylizacja. A potem rusza „Odlot”. Nieco bardziej stonowanie niż na pierwszej koncertówce. Wyraźnie słychać, że odrodzone w roku 1993 SBB to już inny zespół. Jakby więcej tu łagodności, subtelności, zadumy. Nie ma tej szalonej ekspresji, znanej z pierwszej płyty. Nie ma wściekłych szaleństw przesterowanej gitary basowej. Całość wypada wyraźnie lżej od poprzedniego koncertowego albumu SBB. Co niekoniecznie wypada na niekorzyść tej płyty: delikatny, gitarowo-fortepianowy wstęp do „Freedom With Us” robi naprawdę bardzo przyjemne wrażenie. Również Józef Skrzek nieco powściągnął swoje syntezatorowe szaleństwa: zamiast gęstej ściany syntezatorowego dźwięku, mamy sporo ładnych partii fortepianu.
Lata 90. w historii SBB to przede wszystkim zmiany składu i płyty koncertowe. Na premierowy album studyjny musieliśmy czekać aż do roku 2002. Na „Live 1993” SBB wystąpiło w nietypowej, jak na swoją formułę, konfiguracji: w skład zespołu weszło aż pięciu muzyków. Podstawową trójkę uzupełnili basista Andrzej Rusek i wokalista Janusz Hryniewicz (Skrzek: Antymos przyprowadził jednego, Jerzy drugiego). Pomysł z basistą okazał się jak najbardziej trafiony: Skrzek mógł się skupić na partiach instrumentów klawiszowych, a nowy muzyk wniósł świeże, intrygujące brzmienie. Rusek gra w sposób wyraźnie odmienny od Skrzeka, lepiej technicznie, bardziej perkusyjnie, funkowo. W sporej mierze to dzięki jego grze „Follow My Dream” zabrzmiało jednoznacznie funkrockowo, ma w sobie przyjemne kołysanie. To dzięki jego grze „Walkin’ Around The Stormy Bay” nabrało dodatkowej mocy.
O ile uzupełnienie SBB Andrzejem Ruskiem wypada jak najbardziej pozytywnie, tak w przypadku wokalisty odczucia są już bardziej mieszane. Nie o to chodzi, że wypada źle: wokalistą jest całkiem dobrym; tyle że nie ma tu za wiele pola do popisu. SBB od zawsze kojarzyło się z manierą wokalną i głosem Józefa Skrzeka; i dodatkowy wokalista po prostu nie bardzo do tego zespołu pasuje. Zresztą na pierwszy plan wysuwa się rzadko; bardzo fajnie (choć nie aż tak jak Ryszard Riedel) wypada w duecie ze Skrzekiem w „Singer Oh Singer”. Hryniewicza, oprócz wokalnej partii w „Singerze”, słychać także w „Follow My Dream”, gdzie dodatkowo uzupełnia brzmienie zespołu grą na gitarze akustycznej. Wokalnie popisuje się także w „Hung Under”, uroczej fortepianowej balladzie z Ruskiem grającym na bezprogowej gitarze basowej.
Repertuarowo zaś, to praktycznie sama klasyka. „Odlot”, nieśmiertelne „Z których krwi krew moja”, „Walkin’ Around A Stormy Bay”, fragmenty „Follow My Dream” z „Freedom With Us” na czele, „Figo-Fago”… Całość wypada dość stonowanie, bez fajerwerków ekspresji, za to bardzo stylowo, nastrojowo. Na pewno nie jest to zła płyta koncertowa, ma swój nastrój, ma klimat (także dzięki wyraźnie słyszalnym okrzykom publiczności). Z ciekawostek repertuarowych: finałowy „Erotyk” płynnie przechodzi w „Welcome Warm Nights And Days”.
Zremasterowaną wersję CD okrojono o jeden utwór w stosunku do oryginalnego albumu: wypadła – zresztą mocno niezborna i nieudana – wersja „Toczy się koło historii”.
Za tydzień: Sobota z SBB część XII: Live In America ’94. Freedom jest już z nami, więc my followujemy nasz (american) drim i ruszamy za ocean.