To, że Lizard boryka się z kłopotami finansowymi, wiedzieliśmy już od dawna. Jesienią okazało się, że panowie mają zarejestrowany i obrobiony materiał, a nawet zrobioną grafikę - gdy zabrakło funduszy na matrycę do płyty. Bezprecedensową pomoc zaoferowała internetowa grupa Pawn Hearts, do której należą również członkowie Planet Caladan, zbierając datki i organizując aukcje płyt. Dzięki temu juz w listopadzie mogliśmy cieszyć się płytą Noc Żywych Jaszczurów - i rzeczywiście warto było! Z dużym zdziwieniem przyjąłem wybór utworów, który znalazł się na płycie - aż 4 covery na osiem kawałków... Wydawało mi się to przesadną chęcią zainteresowania słuchaczy, a nawet niewiarą we własne kompozycje. Jak autorskie utwory Lizarda zakomponują się między klasykami King Crimson? Po przesłuchaniu okazało się, że fantastycznie! Żywiołowe, a jednocześnie perfekcyjnie wykonawczo i pełne pasji wykonania Schizofrenika 21 Wieku, The Court Of The Crimson King, a przede wszystkim In The Dead Of Night należą do najlepszych, jakie słyszałem (nie licząc oryginałów, rzecz jasna). Z tego ostatniego utworu muzycy wydobyli cały dynamit, jaki w nim tkwi, a Mirek Worek popisał się genialną solówką. In The Dead Of Night to mój faworyt, nie tylko z tej płyty, ale również z repertuaru karmazynowej rodziny.
Covery zagrane przez Lizarda nie zdominowały jednak tej płyty. zarówno Moonchild, jak i The Court... zagrane zostały w skróconych wersjach, zaś zdecydowanie najdłuższym utworem na płycie jest W Krainie Szmaragdowego Jaszczura. Sąsiedztwo jaszczurowych utworów obok coverów King Crimson jeszcze bardziej podkreśliła ich powinowactwo stylistyczne z twórczością zespołu Roberta Frippa i nieskrywaną inspirację tym zespołem. Noc Żywych Jaszczurów jest swego rodzaju hołdem wielkim z przeszłości, hołdem udanym (nie UDAWANYM) i pełnoprawnym - Lizard gra tu na takim poziomie, że Crimsonom profanacja nie grozi. W grze klawiszowca Andrzeja Janczy słychać jednak bardzo styl Eddie Jobsona z UK. Znakomite jest zestawienie dwóch ostatnich utworów: In The Dead Of Night i Bez Litości I. Bez Litości to stary utwór Lizardów, ukrywany przez nich specjalnie na drugą płytę, doskonały rocker z "jukejowskim", intrygującym rytmicznie riffie, kończącym się klawiszowymi meandrami rodem właśnie z U.K.. Istnieje też druga część Bez Litości, którą miałem już okazję usłyszeć na koncercie - jest równie dobra! Mam nadzieję, że szybko doczekamy się tego studyjnego albumu - zdaje się, że materiał jest już przygotowany, a przeszkodą są oczywiście pieniądze. Życzę zespołowi, żeby te szybko się znalazły, wraz z licznym gronem fanów, bo zespół, który gra z takim entuzjazmem i na takim poziomie technicznym, po prostu nie może umrzeć