Zdecydowanie bardziej reprezentatywne, pokazujące siłę formacji, drugie koncertowe wydawnictwo Transatlantic. Co ciekawe, choć wydane w 2003 roku, zarejestrowane niedługo po amerykańskich występach zapisanych na „Live In America”. Mamy tu bowiem koncert z holenderskiego Tilburga, z 12 listopada 2001 roku. No i to co najważniejsze, możemy wreszcie nie tylko posłuchać ale i zobaczyć muzyków w akcji.
Można powiedzieć, że jest jak na Transatlantic standardowo. Prawie dwie i pół godziny grania i tylko sześć kompozycji. Znaczy się…, rzadko panowie przerywają. Zaczynają świetnym, prawie półgodzinnym epikiem z „Bridge Across Forever” – „Duel With The Devil”, zmniejszając po nim dawkę o połowę, mającym kwadrans, melodyjnym i przebojowym „My New World” z debiutu. Tendencja „spadkowa” jeśli chodzi o czas, utrzymuje się w następnym, najkrótszym w zestawie „We All Need Some Light”, pięknej balladzie, ledwie 6 – minutowej. Po niej do końca wybrzmią jeszcze tylko trzy numery – każdy po pół godziny. Najsłabiej wypada pierwszy z nich – „Suite Charlotte Pike”. Dlaczego? Bo z tej oryginalnie krótszej kompozycji muzycy zrobili długasa, w który wpletli „Medley” pomysłu Portnoya, zawierający fragmenty beatlesowskich numerów z „Abbey Road”. Niepotrzebnie. Wykonanie jest nieszczególne i najzwyczajniej nuży. To najsłabszy fragment koncertu. Po nim dostajemy po jeszcze jednym reprezentancie z „SMPTe” („All Of The Above”) i „Bridge Across Forever” („Stranger In Your Soul”).
Ze sceny płynie radość grania, jest sporo zabawy i luzu. No i sala dobita jest publicznością reagującą bardzo spontanicznie i żywiołowo. Jak zwykle można trochę ponarzekać na formę wokalną – szczególnie głównego śpiewaka Transatlantic, Neala Morse’a. Choć lubię barwę jego głosu, muszę otwarcie przyznać, że Morse w warunkach scenicznych radzi sobie niestety przeciętnie, walcząc w niektórych utworach, jakby nie były w jego tonacji. No i trzeba jeszcze odnotować fakt pojawienia się na scenie, w charakterze gościa specjalnego, Daniela Gildenlowa, lidera szwedzkiego Pain Of Salvation. Choć usytuowany po środku sceny, odgrywa rolę raczej incydentalną, mimo, że nie tylko gra na gitarze i klawiszach, ale i dośpiewuje w chórkach.
Całość sfilmowana jest standardowo. Sześć kamer pokazuje pięciu muzyków na przestronnej, ciekawie oświetlonej scenie. Innych fajerwerków i ozdób… nie stwierdzono.
Drugi dysk już tak nie cieszy, jak pierwszy. Wręcz przeciwnie, filmik o wiele mówiącym tytule „Tour Documentary” robi mocno amatorskie wrażenie, nie powala też transatlantikowa wersja pinkfloydowego „Shine On You Crazy Diamond” zarejestrowana 20 stycznia 2001 roku w Los Angeles. Ot, trzymająca się oryginału ciekawostka (gwoli ścisłości: "Shine On..." w wykonaniu Transatlantic pojawiło się już na bonusowym dysku limitowanej edycji "Bridge Across Forever").
Mimo tego „Live In Europe” to pozycja, którą warto obejrzeć w ramach przygotowań do pierwszego polskiego występu kapeli.