W 1962 roku pewien szkocki pisarz, Anthony Burgess, wydaje powieść zatytułowaną "A Clockwork Orange", czyli tłumacząc na nasze "Mechaniczna pomarańcza". Opowiada ona o pewnym nastoletnim chłopcu, który każdej nocy wymyka się z domu, by stać się członkiem swojej bandy. Chłopiec ten, ma na imię Aleks. Pewnego razu Aleks zostaje zdradzony przez swoich kolegów, co sprawia, że trafia do więzienia. Decyduje się on na to, aby zamienić swój wyrok na udział w eksperymencie resocjalizacyjnym. Warto również wspomnieć o zamiłowaniu chłopca do muzyki Ludwiga van Beethovena.
Kolejny album Sepultury zatytułowany "A-Lex", jest następnym po "Dante XXI" koncept-albumem. Brazylijczycy znów mają ciekawy pomysł na album, jednak ilość utworów troszeczkę może zniechęcić. W końcu na "A-Lex" składa się osiemnaście kawałków o łącznej wartości blisko pięćdziesięciu pięciu minut. Jest to, jak zapewne wielu fanów Sepultury dobrze wie, pierwszy album w historii zespołu, na którym nie usłyszymy ani jednego z braci Cavalera, którzy są teraz zajęci własnym projektem, Cavalera Conspiracy. Zresztą Max, musiał też mieć ostatnio wiele na głowie, gdyż formacja Soulfly wydała w zeszłym roku nowy album, zatytułowany "Conquer". Według mnie jednak, Derrick Green jest lepszym wokalistą niż obecny lider owego bandu, i od płyty "Against" Sepultura mogła dzięki temu tylko zyskać. Jednak po "Dante XXI" odchodzi Igor Cavalera, prawdziwy wirtuoz perkusji, co początkowo miało spowodować, że zespół przestanie istnieć, gdyż żaden z twórców tej formacji, już nie brałby udziału w jej istnieniu. Sepultura jednak wciąż istnieje, a na miejscu Igora, na nowej płycie zasiada Jean Dolabella...
Płytę zaczyna pierwsza z czterech części "A-Lex". Niedługi, instrumentalny wstęp a potem już "Moloko Mesto". Niezwykle szybki, mocny, dynamiczny, z genialnym wokalem Greena. Niestety tak dobrych kawałków, mamy tu jak na lekarstwo. Za chwilę Sepultura nieco zwalnia. Niepotrzebnie. I choć jeszcze "Filthy Rot", czy "We've Lost You" wypadają nieźle, to płyta dość szybko zaczyna nużyć i po prostu, co tu ukrywać, męczy. W zasadzie od drugiej do trzeciej części tytułowego utworu, pamiętam tylko jeden numer. Jest to najdłuższy na płycie "Sadistic Values". Nieco później dostajemy jeszcze jeden, przepełniony furią i pasją kawałek, którym jest "The Experiment\". Na tle reszty wypada bardzo dobrze, jednak przy liczbie osiemnastu utworów, kilka naprawdę dobrych kompozycji to zdecydowanie za mało. Całkiem ciekawy zabieg mamy w "Ludwig Van", gdzie możemy usłyszeć motyw z „Ody do radości", jednak mógłby być to nieco bardziej metalowy kawałek. Brakuje w nim trochę mocy, większego ładunku emocjonalnego. Potem już tylko ostatnia, czwarta część "A-Lex" i na zakończenie nijaki "Paradox".
Duży plus za pomysł, duży plus za okładkę. Minus za wykonanie, gdyż pomimo kilku naprawdę dobrych momentów, album szybko zaczyna nas usypiać i irytować swą przeciętnością. Na pewno wypada on słabiej od swojego poprzednika i choć gra nowego perkusisty nie wydaje się być zła, to Igor miał zdecydowanie większą siłę przebicia. Tej rzeczy właśnie zabrakło nieco Dolabelli i pomimo tego, że kolejnym plusem jest znakomity głos Derricka, to album ten mogę ocenić co najwyżej jako poprawne wydawnictwo… z maleńkim plusem.