ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Sepultura ─ Beneath the Remains w serwisie ArtRock.pl

Sepultura — Beneath the Remains

 
wydawnictwo: Roadrunner Records 1989
 
1. Beneath the Remains [5:14]
2. Inner Self [5:09]
3. Stronger Than Hate [5:53]
4. Mass Hypnosis[4:25]
5. Sarcastic Existence [4:46]
6. Slaves of Pain [4:04]
7. Lobotomy [4:59]
8. Hungry [4:29]
9. Primitive Future [3:10]
 
Całkowity czas: 42:09
skład:
Max Cavalera – śpiew, gitara rytmiczna
Igor Cavalera – perkusja
Andreas Kisser – gitara prowadząca
Paulo Jr. – gitara basowa
gościnnie:
Kelly Shaefer, John Tardy, Scott Latour, Francis Howard – wokal wspierający (Stronger Than Hate)
Henrique Portugal – syntezatory
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,239
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,5

Łącznie 245, ocena: Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
13.03.2019
(Recenzent)

Sepultura — Beneath the Remains

Na przełomie lat 80. i 90. powstało mnóstwo pamiętnych albumów metalowych. Grupą, jaka miała w tym swój udział, była brazylijska Sepultura, której kariera wraz z wydaniem w 1989 roku płyty Beneath the Remains nabrała właściwego tempa i rozmachu, nieomal z dnia na dzień pozwalając bardzo młodym jeszcze muzykom przenieść się z peryferii do centrum metalowego światka oraz stać się jednym z najbardziej wpływowych, ekstremalnie grających bandów kolejnych lat.

 

Kontrakt

Nim jednak do tego doszło, należało podpisać kontrakt z odpowiednią firmą fonograficzną oraz stworzyć przełomowy album. Umożliwiła to podróż, jaką pod koniec lutego 1988 roku odbył do Nowego Jorku frontman grupy, Max Cavalera. Wyprawa zaowocowała spotkaniem z reprezentującym Roadrunner Records Monte Connerem, szefem należącego do tej wytwórni działu A&R (Artists and Repertoire), który odpowiedzialny był za wyszukiwanie i rozwój młodych talentów. Conner miał zagwozdkę, nawet nie jedną, musiał bowiem zdecydować, czy: podpisać umowę z kapelą nieokrzesanych młodzieniaszków z okolic amazońskiej dżungli, którzy słabo mówią po angielsku; będzie możliwe nagranie dobrej jakości albumu, który spełni międzynarodowe standardy; uda się wyrwać muzyków z ich kraju oraz wysłać w światową trasę koncertową? Do piętrzących się wątpliwości dochodziło zasadnicze w każdym biznesie pytanie o to, czy cała operacja w ogóle ma szansę się powieść i przynieść oczekiwane rezultaty oraz zyski? A trzeba podkreślić, iż potencjalne wydatki na całe to przedsięwzięcie nie były małe, biorąc pod uwagę chociażby wysokie rachunki za międzynarodowe rozmowy telefoniczne tudzież bilety lotnicze. Jednak zdając się na swą intuicję Conner postanowił podpisać kontrakt z Brazylijczykami, co okazało się – nie pierwszym i nie ostatnim w jego owocnej działalności – strzałem w dziesiątkę.

 

Sesje nagraniowe

Po zawarciu umowy należało nagrać album. Do pomocy czterem muzykom z Belo Horizonte wytwórnia oddelegowała młodego inżyniera dźwięku Scotta Burnsa, dziś światowej sławy producenta muzycznego, wówczas stojącego dopiero u progu przyszłych sukcesów i wielkiej kariery. Jednym z powodów wybrania Burnsa było to, iż w okresie świątecznym w grudniu ’88 mało który producent miał ochotę pofatygować się do Ameryki Południowej. Z 500 dolarami na cały pobyt Burns przybył więc w wyznaczonym terminie z Tampa na Florydzie, gdzie pracował w Morrisound Recordings, do skąpanego w letnim żarze Rio de Janeiro, by w Nas Nuvens Studio zarejestrować nowy materiał Sepultury.

Okazało się to pewnym wyzwaniem, albowiem studio w Rio, mimo że było jednym z lepiej wyposażonych w Brazylii, nie stało na specjalnie wysokim poziomie zaawansowania technicznego. Sporo sprzętu zaś, jaki Burns z sobą przywiózł, celnicy skonfiskowali już na lotnisku. Ponieważ jeden z nich zainkasował 300 zielonych łapówki za wpuszczenie do kraju Burnsa, ten musiał poprosić Roadrunnera o dosłanie pewnej ilości pieniędzy. Co więcej, chłopaki z Sepultury, mimo że sympatyczne, słabo porozumiewały się w języku Szekspira, a panujące w mieście wysokie temperatury uniemożliwiały pracę o zwykłych godzinach. Dodając, iż Burns mieszkał w lichym hotelu, w którym już pierwszego wieczoru włamano się do jego pokoju i ukradziono mu boomboxa, oraz pamiętając, iż był obcym w obcym kraju, można sobie wystawić, iż ogólne jego położenie oraz warunki, w jakich przyszło mu pracować, były nie do pozazdroszczenia.

Mimo piętrzących się przeszkód, nagrania toczyły się naprzód przez dwa tygodnie, od 15 do 28 grudnia 1988. Ze względu na wysokie, sięgające w ciągu dnia 40 stopni Celsjusza temperatury oraz charakter muzyki, której wykonywanie stanowiło dość wycieńczającą pracę fizyczną, materiał był rejestrowany od północy do 8:00 rano. Za dnia, już po sesjach, trudno było o należyty odpoczynek i relaks, muzycy wraz z producentem wciąż bowiem martwili się o to, czy ktoś nie buchnie im sprzętu. Ponieważ po 14 dniach nagrania dobiegły końca, a ścieżki wokalne wciąż nie były gotowe, Max Cavalera pojechał z Burnsem na Florydę, by w styczniu następnego roku w Tampie dograć wokale i być przy miksowaniu materiału. Jak  wkrótce okazało się, ten finalnie wyszedł więcej niźli dobrze.

 

Okładka

Płytę ozdobiono pierwszorzędną, postapokaliptyczną w wyrazie grafiką autorstwa Michaela Whelana, z którym Sepultura kontynuować miała współpracę w kolejnych latach. Zatytułowany Nightmare in Red, obraz ten przedstawia rozpadający się czerep pomarańczowo-czerwonej barwy na wszechogarniającym niczym rozpacz czarnym tle. Spękaną czaszkę, z wielką dziurą od ciosu czy strzału, z otworem, w którym czai się licho; pokrytą różami tudzież megalitami bądź kurhanami, jak też rozmaitymi symbolami. Niby alegoria zniszczonej Ziemi, zbłąkanej w nie znającej granic przestrzeni kosmicznej, oraz zgładzonej atomowym koszmarem ludzkości, grafika ta silnie przemawia do wyobraźni, pobudzając ją niczym prace Francisca Goi.

Co ciekawe, sama Sepultura domagała się, by na okładkę trafiła inna z ilustracji tego samego artysty, lecz wytwórnia nie wyraziła na to zgody, wykorzystując ów obraz jako front cover albumu Cause of Death Obituary. Przyznać decydentom z Roadrunnera trzeba, że posępna wizja, jakiej użyto do ozdobienia prezentowanego wydawnictwa, trafnie oddaje i podsumowuje jego zawartość.

 

Album

Beneath the Remains ukazało się w maju 1989 roku*. Na krążku znalazło się 9 kawałków, tyle więc, ile na ogłoszonym w dwa lata później Arise. Drobnych podobieństw pomiędzy tymi wydawnictwami można odnotować więcej, a jednym z nich jest intro, które na obu płytach pojawia się w rozpoczynających je utworach tytułowych. O ile jednak krótsze wprowadzenie do Arise jest przytłaczająco duszne i z miejsca napawa grozą, o tyle to otwierające Beneath the Remains okazuje się równie ujmujące, jak zwodnicze. Wejściu temu, podobnie jak okładce, nie można odmówić swoistego uroku oraz poetyczności. Zapewniają je niemałej urody dźwięki gitary akustycznej, okraszone unikalnym syntezatorowym brzmieniem, niby eterycznymi chórkami błąkających się po wymarłym świecie umęczonych dusz, co tworzy niezwykłą, silnie odrealnioną atmosferę.

Jako żywo, ilekroć słucham tego wstępu, staje mi w pamięci miasteczko Tristram z pierwszej części gry komputerowej Diablo. Tam zasłyszanym od mieszkańców, niepokojącym przekazom na temat minionych wydarzeń, splugawionej katedry i jej mrocznych podziemi towarzyszyły równie srebrzyste a kojące dźwięki gitary akustycznej, jak w kompozycji tytułowej opisywanej płyty.

Gdy na tej ostatniej „akustyk” milknie, a po chwili w siną dal ulatują nieodgadnione majaki, gwałtownie atakują odbiorcę zabójcze riffy, które bezlitośnie i z całą mocą tną przez przeszło cztery kolejne minuty. Wsparte są ciężkimi jak kamienie uderzeniami perkusyjnymi Igora Cavalery, a urozmaicone odjechanie powykręcanym solo Andreasa Kissera na gitarze. Gniewny wokal Maxa Cavalery, wprawdzie nie tak wyszlifowany, jak na Arise, za to „czystszy” i mniej otchłanny niźli na poprzedniej płycie grupy, czyli wydanej w ’87 Schizophrenii, opisuje okropieństwa i konsekwencje wojny. Roztacza wizję świata „neurotycznej gry życia i śmierci” (Neurotic game of life and death), gdzie „wszystko jest tak rzeczywiste” (Everything’s so real), zaś „pola bitew i rzezi” stanowią teraz „pracę i dom” (Battlefields and slaughter/Now they mean my home and work). Walczy się „za siebie, za ciebie, ale co z tego?”, kiedy „świat jest przeciwko” nam (It’s just a world against me), a nadzieja na lepszą przyszłość okazuje się „jedynie utopią” (Hope for the future is only utopia).

Kiedy wśród odgłosu spadających bomb i wystrzałów kompozycja tytułowa dobiega końca, to dosłownie natychmiast, bez żadnej przerwy, zaczyna się drugi i jeden z najlepszych na albumie kawałek, nonkonformistyczny Inner Self. Traktuje on o podążaniu za głosem rozumu tudzież serca, tytułowym „wewnętrznym ja”, o zachowywaniu wierności sobie wbrew wszelkim przeciwnościom, w tym otoczeniu i jego sztuczkom. Zrazu kawałek ten ma fajnie uwypuklony bas Paulo Jr., potem Cavalerze zdarza się czysto śpiewać przy wtórze pogłosu bądź echa. Jest też tutaj wszystko to, co w pozostałych numerach na płycie, której muzykę określić można jako death & thrash metal fusion, tj. fuzję death i thrash metalu: kapitalne riffy, dobre melodie, różnego rodzaju sola, liczne, a nieraz zaskakujące zmiany temp i rytmów, nagłe przejścia i wstawki. Ogólnie ujmując, przysłowiowe pomieszanie z poplątaniem, tyle że na tym krążku zachowujące spójność oraz mające ręce i nogi.

Niemniej udany, ba, porywający od Inner Self jest Stronger Than Hate, kawałek blisko 6-minutowy i wśród zebranych tu utworów najdłuższy. Pełna żywiołowości to kompozycja, wewnętrznie zmienna i rozbudowana, o napędzanych gniewem tudzież agresją gitarach Cavalery i Kissera (na całej płycie odpowiedzialnego również za partie melodyjne i wymyślne solówki), opartych na nisko a zapamiętale szemrzącym basie Paula Jr. oraz doborowej grze perkusyjnej młodszego Cavalery, już wtedy bębniarza o własnym, charakterystycznym stylu.

„Silniejszy od nienawiści” to jedyny kawałek, w którym pojawiają się słowa nie pochodzące od gitarzystów Sepultury, czyli wspomnianego duo Kisser-Cavalera. Autorem tekstu jest Kelly Shaefer, gitarzysta i wokalista fenomenalnie grającej kapeli Atheist, która wraz z Sepulturą występowała na koncertach i jak ona w ’89 wydała swą płytę, debiutancką Piece of Time. Nadmienić trzeba, iż w Stronger Than Hate jako śpiew towarzyszący posłyszeć można właśnie wokal Shaeffera, nadto trzech innych jegomościów, w tym Johna Tardy’ego z Obituary.

Numer cztery to antysystemowy, buntowniczy Mass Hypnosis, skierowane do ludzkości wezwanie do otrząśnięcia się z ogłupienia i przebudzenia ze zbiorowej hipnozy, w jaką wprowadzają masy kierujący się „nieludzkim instynktem tchórzliwi przywódcy” (Inhuman instinct of cowardly leaders). Wprawdzie zdaje się, iż wokalnie Max wypada tu momentami słabiej aniżeli w poprzednich utworach, za to pod względem muzycznym znów jest znakomicie – poczynając od narastającego wybuchu gitar, które i potem brzmią jak chłostająca świat plaga nieszczęść, poprzez wprowadzające dla kontrastu bardziej refleksyjną atmosferę, natchnione popisy Kissera, a kończąc na huraganowych seriach Igora, które bombardują słuchacza niczym asteroidy.

Pośrodku albumu umieszczono, tak samo jak na Arise, kawałek rozpoczynający się od solo na perkusji. Sarcastic Existence, traktujący o samotności, izolacji i szaleństwie, to pełen dramatyzmu numer, który to przyspiesza, to spowalnia, ma interesujące przejście w połowie, nadto oferuje schizoidalną solówkę gitarową i kanonadę perkusyjną na zakończenie.

Dalej następuje Slaves of Pain, który opowiada o możliwości wyzwolenia się od samego siebie – o zmianie dotychczasowej egzystencji poprzez uwolnienie się z poczucia winy za popełnione błędy, ucieczkę od przeszłości i próby znalezienia nowych w życiu ścieżek. Wszak wolność jest marzeniem, które przy odpowiednim nastawieniu może stać się rzeczywistością (Liberty is a dream/And it is also real). Bardzo dobry a dynamiczny to kawałek, z siarczystą galopadą deathową, ale też mnogością riffów, temp i rytmów, z odjazdami gitarowymi oraz basem, od samego początku idealnie współgrającym z perkusją, za którą nieustająco gęsto uwija się – na całej płycie umiejętnie stosujący podwójną stopę – młodszy z Cavalerów.

Od błyskawicznej serii pałkera zaczyna się Lobotomy, w którym brutalizm, wściekłość oraz gniewne sola gitarowe umiejętnie kontrowane są przez nieco wolniejsze, bardziej uładzone i skłaniające do krótkiej a gorzkiej zadumy nad przekazywanym tekstem momenty. Max śpiewa tu m.in. o byciu zmanipulowanym przez opresyjny system, w domyśle – społeczno-polityczny, państwowy, jaki stworzono po to, by okłamywać i zwodzić. Swój przekaz wieńczy kilkukrotnie wykrzykiwanym oskarżeniem Brain killing brain. Za czwartym razem brzmi ono niczym dramatyczny okrzyk straceńca, który za chwilę poddany zostanie okrutnemu zabiegowi lobotomii.

W Hungry pojawia się zjadliwa krytyka ludzkości, w tym ignorancji tudzież małości człowieka, jego pospolitych a bezsensownych skłonności oraz pragnień, których pesymistyczne zwieńczenie i tak zawsze stanowi jedno, czyli śmierć. Jak w pozostałych kawałkach, tak i w tym dzieje się dużo, a na niespełna 50 sekund przed końcem rozpoczyna się szaleńcza solówka Kissera.

Tę trwającą 42 minuty płytę zamyka najkrótszy numer w całym zestawie. Primitive Future jest szybką i ciętą deathmetalówką o furiackich riffach, w której gitary rżną jak rzeźnickie noże, a perkusyjna nawałnica siecze odbiorcę setkami uderzeń. Jest to oparta na obserwacji otoczenia oraz płynąca z codziennych doświadczeń fatalistyczna opowieść o kroczeniu utartą od pokoleń ścieżką i braku perspektyw na lepsze jutro. Przenika ją lęk o to, czy uda się wyrwać z zaklętego kręgu nijakości i powszechności, a tym samym zaburzyć schemat, by na przekór wszystkiemu coś osiągnąć i przyszłość zmienić na lepsze. Czy to się uda, nie wiadomo, chociaż rozlegający się na koniec głuchy odgłos perkusji dobrze nie wróży.

Reasumując, Beneath the Remains to w pełni udany album. W warstwie tekstowej to z jednej strony posępne, mocno fatalistyczne przemyślenia nad kondycją ludzkości oraz porządkiem świata, z drugiej zaś wyraz gniewu, ba, wściekłości tudzież buntu wobec napędzających ten świat i społeczeństwa wojen, propagandy czy obłudy, wobec od wieków toczących je patologii i niesprawiedliwości. W warstwie muzycznej natomiast to równie wyborna, jak żywiołowa fuzja death i thrash metalu, bez grania na czas, zapchajdziur czy zbędnych wypełniaczy. To wydawnictwo o należytej produkcji: zdecydowanie lepszej i klarowniejszej niż na poprzedniej Schizophrenii, choć jeszcze nie tak dobrej, jak na późniejszym Arise. To wreszcie dzieło, na którym wykrystalizowało się – wciąż doskonalone przez Canarinhos na kolejnych płytach – unikalne brzmienie i styl Sepultury.

 

Promocja

Tym, co po zdobyciu kontraktu z prężnie działającą firmą oraz nagraniu z jej pomocą przyzwoitego albumu należało uczynić, to odpowiednio ten album i siebie wypromować. Stało się to możliwe dzięki licznym koncertom, jakie od ’89 Sepultura dawała w różnych częściach Starego i Nowego Świata, a także stworzeniu pierwszego wideoklipu grupy, jaki zrealizowano do Inner Self, kawałka, którego tekst można by potraktować jako credo gros młodzieży wszystkich miejsc i czasów. Co więcej, z pomocą Monte Connera rychło o Sepulturze zaczęto rozpisywać się w branżowych magazynach. Pojawiały się też wywiady z egzotycznymi „chłopakami z dżungli” (jungle boys), jak z przymrużeniem oka zaczęto z czasem określać członków zespołu, mimo że w istocie wszyscy wywodzili się z dużych metropolii (bracia Cavalera i Paulo Jr. z Belo Horizonte, a Kisser z São Bernardo do Campo). 

Ogólnie rzecz biorąc, podjęte zabiegi i skuteczne działania przesądziły o zdobyciu wielkiego uznania przez Sepulturę oraz sukcesie komercyjnym jej najnowszej płyty, która stała się kamieniem milowym w historii kwartetu. W samych Stanach Zjednoczonych album rychło sprzedał się w liczbie 100 tysięcy egzemplarzy. Zachwalany przez krytyków, wkrótce zaczął być stawiany obok dokonań dotychczasowych tuzów metalu pokroju Slayera, w tym sławetnego Reign in Blood.

 

Podsumowanie

Za sprawą podpisania kontraktu z wytwórnią Roadrunner Records oraz nagrania pod jej egidą Beneath the Remains, Sepultura z kapeli o charakterze lokalnym stała się zespołem o zasięgu globalnym, docierając ze swymi kolejnymi nagraniami do miłośników i słuchaczy metalu na całym świecie. Równie trafnie, jak zwięźle ujął ten sukces w swej recenzji Beneath the Remains Eduardo Rivadavia z AllMusic, konstatując, iż płyta ta pozwoliła grupie przenieść się „z otchłani Trzeciego Świata do pierwszej ligi światowej ekstremy metalowej”**. Co nie powinno dziwić, nie tylko bowiem jest to jeden ze znakomitszych albumów w dorobku Sepultury, ale też jedno z najlepszych nagrań z ciężką muzyką, jakie ukazały się w 1989 roku. Sam słucham tego materiału od blisko 25 lat i teraz podoba mi się nawet bardziej, aniżeli w połowie lat 90., wydaje się więc, iż Beneath the Remains wcale nieźle znosi próbę czasu. Słowem, klasyka.

 

* Pojawiają się też informacje, iż płytę wydano w kwietniu bądź wrześniu 1989. Mogło być tak, iż w różnym czasie wypuszczono ją w Europie i USA. Wzmiankę o maju znalazłem w kilku miejscach, m.in. książeczce dodanej do jednej z reedycji Beneath the Remains (RR 8766-2) oraz w serwisie AllMusic. W tekście wykorzystałem sporo informacji, jakie zawarte są we wspomnianym booklecie oraz w książce Alberta Mudriana Wybierając śmierć. Niewiarygodna historia death metalu i grindcore’a (2011). Przydatne okazały się również niektóre strony internetowe, w tym AllMusic i angielska Wikipedia.

**  Por. https://www.allmusic.com/album/beneath-the-remains-mw0000653932 [dostęp: 1 III 2019].

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.